Brytyjska bulwarówka Daily Mirror krzyczy z "jedynki": "telewizja i komputerowe szaleństwo powodują raka u dzieci". Żaden z ekspertów cytowanych w artykule nie potwierdza jednak tej teorii.
Brytyjska bulwarówka Daily Mirror krzyczy z "jedynki": "telewizja i komputerowe szaleństwo powodują raka u dzieci". Żaden z ekspertów cytowanych w artykule nie potwierdza jednak tej teorii.
W dalszej części artykułu jego autor, Andrew Gregory, pisze: - Dzieci spędzające mnóstwo czasu przed telewizorem, przy grach komputerowych i w sieci są w grupie większego ryzyka zachorowania na raka w późniejszych latach. Dziennikarz cytuje kilku ekspertów, ale żaden z nich... nie odnosi się do tej kwestii.
- Nie jest to temat, w którym się wypowiadaliśmy - tłumaczy redaktorowi CVG przedstawiciel Royal College of Paediatrics and Child Health, szkoły, której eksperci cytowani byli w Daily Mirror. W artykule pojawia się natomiast wzmianka o tym, że dzieci powinny dziennie spędzać przed ekranem maksymalnie dwie godziny, tymczasem średnia wynosi niespełna trzy razy tyle.
- Dzieci mogą z powodzeniem uzyskać dostęp do wielu rodzajów aktywności fizycznej w szkołach poprzez sport albo zabawę. Jeśli jednak siedzą w domach, mogą wyrobić w sobie nawyki, które mogłyby zwiększyć ryzyko zachorowania w przyszłości na raka, choroby serca i cukrzycę - to wypowiedź Kate Mendozy z World Cancer Research Fund, przedstawiona na łamach bulwarówki.
Profesor Mitch Blair z Royal College of Paediatrics and Child Health dodaje: - Niezależnie od tego czy chodzi o telefony komórkowe, konsole do gier, telewizory czy laptopy, zdobycze technologiczne oznaczają, że dzieci są narażone na obraz z ekranu przez większą ilość czasu niż kiedykolwiek wcześniej. Jesteśmy coraz bardziej zaniepokojeni faktem, że zachęca to do prowadzenia siedzącego trybu życia.
Redaktor Daily Mail, jak przystało na pracownika prasy bulwarowej, zręcznie połączył nie dające się połączyć fakty, zastosował skrót myślowy, przez co zabrnął w ślepą uliczkę - a przy okazji walnął bzdurę jakich mało. Internet i gry same w sobie niczego bowiem nie wywołują, a przynajmniej nie ma na to żadnych dowodów naukowych, co potwierdza rozmówca CVG. Zachęcają one jedynie do prowadzenia osiadłego trybu życia, o czym wspomina Mitch Blair. Pana Andrewa Gregory'ego nie będę posądzał o to, że tego nie zrozumiał, bo nie chce mi się w to wierzyć. Problem w tym, że głupota byłaby w tym przypadku mniejszym przewinieniem niż działanie z premedytacją.