Na amerykańskie salony polityczne wróciła dyskusja dotycząca powodowania agresji przez gry. Tę okazję wykorzystał Leland Yee, autor odrzuconego przez Sąd Najwyzszy prawa dotyczącego brutalnych gier.
Na amerykańskie salony polityczne wróciła dyskusja dotycząca powodowania agresji przez gry. Tę okazję wykorzystał Leland Yee, autor odrzuconego przez Sąd Najwyzszy prawa dotyczącego brutalnych gier.
Temat ożył ostatnio na samych szczytach amerykańskich władz - sam prezydent Barrack Obama postanowił bowiem przeznaczyć pokaźną sumę na badania nad związkiem okazywanej agresji z brutalnymi grami wideo. Jest to pokłosie masakry w Newton, w wyniku której zginęło blisko 30 osób.
Yee nie po raz pierwszy wykazał się chłodnymi uczuciami względem branży gier. Wcześniej zabiegał o wdrożenie bardziej restrykcyjnego prawa dotyczącego brutalnych produkcji, jednak zostało ono odrzucone przez Sąd Najwyższy w 2011 roku. Polityk zabiegał wówczas o uchwalenie grzywny w wysokości 1000 dolarów dla osób, które sprzedają dzieciom gry zaklasyfikowane do kategorii "dla dorosłych" oraz wprowadzenie obowiązku naklejania na frontowe ściany pudełek z grami informacji, że są one przeznaczone dla osób powyżej 18. roku życia - ponad dwukrotnie większe niż oznaczenia ESRB. Yee szeroko definiował ponadto pojęcie "brutalne gry".