Midasowy dotyk filmowca nie zadziałał w przemyśle gier wideo. Po 7 latach działalności firma zamyka swoje podwoje bez żadnej wydanej gry na koncie.
Midasowy dotyk filmowca nie zadziałał w przemyśle gier wideo. Po 7 latach działalności firma zamyka swoje podwoje bez żadnej wydanej gry na koncie.
Ale to było w roku 2007, 6 lat temu. Jak widać coś poszło nie tak. Na pewno nie brakowało wsparcia dużego wydawcy i doświadczonych partnerów. JBG miało podpisaną umowę wydawniczą z MTV Games, a studio prowadzili Jim Veevaert (zarządzał dla Microsoftu markami Gears of War, Halo czy Viva Pinata) oraz Jay Cohen (szefował Ubisoftowi w Ameryce Północnej). Choć nigdy nie poznaliśmy żadnych konkretów, mówiło się, że firma pracowała nad trzema tytułami na PS3 i 360. Nie wiemy na jakim etapie była produkcja i co stanie się z nimi teraz. Podwładny Bruckheimera, z którym rozmawiał serwis Gamespot, ograniczył się do lakonicznych komentarzy, z których wynika jedynie, że - Jerry Bruckheimer Games kończy działalność.
Szkoda, bo Bruckheimer zna się na robieniu widowiskowych, kasowych filmów jak mało kto. Przeszczepienie tego doświadczenia, wyczucia trendów i świeżej perspektywy na nasze poletko mogłoby przynieść parę dobrych, filmowych gier. W końcu krytycy często zarzucają jego filmom, że są jak gry wideo (dla nich to określenie pejoratywne). Z drugiej strony, nawet bez wizji pana Jerry'ego deweloperzy radzą sobie na tym polu wyśmienicie. Zresztą, zaangażowanie Bruckheimera w proces twórczy ograniczyłoby się zapewne do (auto)promocji w wywiadach. Jak mogło być nie przekonamy się pewnie nigdy. Chyba, że nieprzyzwyczajony do porażek superproducent zrobi jeszcze jedno podejście do interaktywnej rozrywki.
Jeśli nie, to i tak ma na koncie pewien sukces z grami w tle. Z ekranizacji Prince of Persia, w której maczał palce, gracze nie wychodzili z grymasem na twarzy i łzami w oczach. To niemały wyczyn.