Znajomy dziennikarz i operator, z którym miałem okazję stworzyć swego czasu kilka materiałów filmowych dla gram.pl, powoła do istnienia portal tatapad.pl, poświęcony dzieciom, skierowany bardziej do mężczyzn. W sumie sensowne posuniecie, skoro sam został ojcem i odkrył brak takich stron... Jako, że Michał graczem jest, nie mogło zabraknąć wśród materiałów czegoś dotyczącego gier. Konkretnie zaś wpisu i filmu, dotyczących ponoć zgubnego wpływu przemocy w grach. Zajrzyjcie tam, przeczytajcie co Michał napisał i obejrzyjcie film. To baza do dzisiejszej rozkminy.
Wydaje mi się, że Michał przeholował lekko w stronę ultra-liberalnego podejścia do gier i dzieci, ale być może to świadomy zabieg dziennikarski, jako że inni zwykle przeholowują w stronę przeciwną. Za to dwie rzeczy robią na mnie spore wrażenie, bo zostały jasno i dobitnie powiedziane. Po pierwsze to, że tak on, jak i ja należymy do pokolenia, które wychowało się na grach, gdy jeszcze nikt w naszym kraju nie zastanawiał się w ogóle nad granicami wiekowymi. No i faktycznie jakoś zarówno moi rówieśnicy, jak i rówieśnicy Michała normalnie funkcjonują w społeczeństwie. Nie doczekaliśmy się jakiejś generacji degeneracji, po ulicach nie biegają hordy morderczych maniaków...
Co więcej, moje pokolenie miewa juz dzieci w wieku gotowym do zafundowania nam wnuków. To również normalni ludzie, mimo że kawał dzieciństwa i młodości spędzili na patrzeniu jak rodzice grają i graniu z nimi. Jacek Komuda na przykład zwykł pocinać w Doom 3 z pociechami na kolanach (tłumacząc im jednocześnie, że nie można się dać sparaliżować strachem, trzeba reagować na zagrożenie, a nie stać drżąc i krzycząc panicznie). Gdy dla gram.pl recenzował grę Artur i Minimki jego dzieci ponoć wpadły w panikę, że znacznie fajniejszy Doom nie zawita ponownie na monitorze taty... Z tego co wiem, póki co w domu Jacka nie widać oznak, by dzieciaki wyrastały na potwory.
Mimo wszystko jednak nie jestem tak optymistyczny jak Michał. Gry naszej młodości nie były tak realistyczne jak dzisiejsze. Przemoc na ekranie jest teraz dużo bardziej dosłowna, bo technologia poszła naprzód. Nie byłbym więc tak spokojny co do tego, jakie długofalowe efekty wywołają dzisiejsze produkcje na dzisiejszych dzieciakach. Dlatego byłbym za dużo dokładniejszym stosowaniem się do oznaczeń PEGI, niż sugeruje to Michał. Uważam, że konieczne jest pewne rozeznanie w temacie i kontrolowanie, w co graja latorośle, najlepiej kontrolowanie przez wspólną zabawę, a nie "akcje policyjne". Każdy dojrzewa inaczej, granica wieku nie jest magicznym wyznacznikiem dla całej populacji, ale mimo wszystko uważam, że sporo gier nadaje się tylko dla dorosłych odbiorców.
No właśnie, PEGI, to druga rzecz, o której wspomniałem na początku. Faktycznie, nigdy nie spojrzałem na to od tej strony co Michał. A przecież te ikonki mogą dla nastolatków być obietnicą, wabikiem. Będzie seks&przemoc, będzie cool. Nie wiem, ile z osób które to przeczyta, ma dzieci, a ile dziećmi właśnie jest, ale myślę, ze głos obu stron będzie cenny w dyskusji. Znacie kogoś, kto będąc graczem się zmienił w jednostkę niebezpieczną? Co myślicie o dzieciach czy młodszych nastolatkach grających w coś, co ma oznaczenie PEGI 16 czy 18? Czy zdarzyło wam się traktować oznaczenia PEGI jako rekomendację... dobrej zabawy? Gdzie jest granica rozsądku? Moje przemyślenia w temacie już znacie, teraz czekam na wasze.