Ponad pół roku minęło, zanim gracze dokopali się do "wnętrza, które miało na zawsze zmienić życie zwycięzcy". A przynajmniej taką zawartość obiecał Molyneux.
Ponad pół roku minęło, zanim gracze dokopali się do "wnętrza, które miało na zawsze zmienić życie zwycięzcy". A przynajmniej taką zawartość obiecał Molyneux.
Najpierw małe przypomnienie - na początku listopada ubiegłego roku, 22 cans, studio Petera Molyneuxa (znanego bliżej jako twórca serii Black & White, Fable i obietnicokłamstw, których właściwie nigdy nie dotrzymywał), wypuściło grę o nazwie Curiosity. Sam koncept nie był szczególnie skomplikowany - zadaniem grających było wspólne rozebranie ogromnego sześcianu przez rozbijanie bilionów klocków, z których został złożony. Pół roku później, doczekaliśmy wreszcie momentu, który pan Molyneux zapowiadał jako apogeum szczęścia cywilizacji ludzkiej.
To, co czekało na wczorajszego zwycięzcę, Briana Hendersona z Edynburga, miało być nie tylko wyjątkowe, niesamowite i warte całej zabawy w klikanie. Według Petera Molyneuxa, wnętrze kostki miało również zmienić całe życie tego, kto zlikwiduje ostatni klocek, jeśli nawet nie całej ludzkości.
No i w środku stał Peter Molyneux. Pfrt.
Całe szczęście, nagrodą nie jest podziwianie jego niesamowitej gestykulacji, lecz coś bardziej, cóż. Zyskownego. W skrócie - 22 cans pracuje w tej chwili nad grą GODUS, w której zwycięzca Curiosity przejmie rolę boga, zmieniającego zasady gry dla innych graczy według swoich własnych potrzeb i zachcianek. Oprócz tego, otrzyma jeszcze mały procent ze sprzedaży każdej kopii GODUS, jaka trafi w ręce innych graczy. Wiele poza przewidywaną sławą i bogactwem na zwycięzcę już nie czekało.
Jak twierdzi założyciel 22 cans, Curiosity było eksperymentem, po którym być może przyjdą kolejne, podobne, choć nie wiadomo jeszcze gdzie, kiedy i jak. Sama gra rozsławiła się swojego czasu systemem mikropłatnośći, który umożliwiał zapłacenie nawet kilkudziesięciu tysięcy dolarów za zniszczenie większej ilości elementów.