Tomasz Gop ma jasną wizję swojej gry i nie zamierza mydlić nam oczu bełkotem o innowacyjności czy kreśleniu nowych horyzontów. Pada za to porównanie do zupy.
Tomasz Gop ma jasną wizję swojej gry i nie zamierza mydlić nam oczu bełkotem o innowacyjności czy kreśleniu nowych horyzontów. Pada za to porównanie do zupy.
W rozmowie z serwisem OnlySP mózg Lords of The Fallen tłumaczy:
W skrócie, to nie "gra inna od wszystkich ją poprzedzających". To coś w stylu "wszystkie najlepsze gry, w jakie grałeś".
Celujemy w odpowiednie dobranie składników z RPG-ów, bijatyk czy nawet strategii w jednej misce i ugotowanie pikantnej, sycącej i uzależniającej zupy.
Gop opowiedział też o budowaniu wyzwania w grze. Lords of the Fallen nie będzie spacerkiem po parku, ale nie ma też karać zbyt dotkliwie. Gracz ma być świadomy dlaczego ginie, by następnym razem (lub prewencyjnie przy pierwszym podejściu) odpowiednio się przygotować.
System nie będzie łatwy do nauczenia, ale chcemy mieć pewność, że gracze dostaną wszystkie narzędzia potrzebne do opanowania go. Co ważne, to nie karzące doświadczenie, bo każdy może rozłożyć proces uczenia się na własne tempo.
Im więcej gracze wiedzą o naturze czekającego ich wyzwania, tym więcej mogą przeczytać, nauczyć się i trenować przed starciami z kluczowymi bossami. Dzięki temu wyzwanie jest mniej frustrujące, choć wcale się nie zmienia.
Wczoraj dowiedzieliśmy się, że biegnąc przed siebie przez Lords of the Fallen przebijemy się w 15 godzin.