Apple przepaliła się najwyraźniej żarówka w czerwonym świetle dla idących na łatwiznę.
Apple przepaliła się najwyraźniej żarówka w czerwonym świetle dla idących na łatwiznę.
Przypomnijmy, że autor fenomenu w postaci Flappy Bird zadziwił wszystkich swoim postanowieniem o wycofaniu zarabiającej krocie gry z obiegu. Dopatrywano się w decyzji Donga Nguyena cwanego zabiegu mającego podsycić zainteresowanie grą, ale Wietnamczyk słowa dotrzymał. Decyzję tłumaczył nietypowo, bo troską o uzależnionych swoim tworem. Postawił spokojny sen ponad łatwym zarobkiem. Jego sprawa.
Branża nie znosi jednak próżni, więc niezbyt ambitni, łapczywi twórcy postanowili na zdjęciu gry z platform dystrybucji zarobić. AppStore i Sklep Play zaczęły zalewać mniej lub bardziej bezczelne klony Flappy Bird, co nie przypadło do gustu ani Apple, ani Google. Obaj giganci obiecywali chronić klientów przed czyhającymi na ich nieuwagę cwaniaczkami. Z krótkiego śledztwa portalu PocketGamer wynika, że to walka z wiatrakami.
Wyliczając bowiem średnią wpuszczanych do sklepiku gier "inspirowanych" Flappy Bird, okazuje się, że każdego dnia jest ich 60. Najpłodniejszy był pod tym względem 2 marca, gdy gier takich wydano 75. 28 lutego ta liczba wyniosła 69, a na przykład 1 marca do AppStore wleciało ich "zaledwie" 49. Innymi słowy: klon Flappy Bird ukazuje się średnio co 24 minuty.
Niesamowite, prawda?
Na stronach PocketGamera znajdziecie galerię bardziej pomysłów "spadkobierców" sukcesu Flappy Bird.