Masa zdolnych ludzi wylała siódme poty, w krótki spot wpompowane bez wątpienia sporo pieniędzy, a efekt końcowy... blednie w porównaniu z grą.
Masa zdolnych ludzi wylała siódme poty, w krótki spot wpompowane bez wątpienia sporo pieniędzy, a efekt końcowy... blednie w porównaniu z grą.
Nie zrozumcie mnie źle, to kawał porządnie wyprodukowanej reklamówki, ale od początku nie miał szans dorównać dynamice samego Infamous: Second Son. Doceniam próbę pokazania, jak krucjata Delsina w Seattle wygląda z drugiej strony barykady, wrażenie robi też pietyzm w odwzorowaniu realiów gry, ale wolałbym zobaczyć po prostu doskonale zmontowany materiał na silniku produkcji Sucker Punch. Pozostaje też kwestia doboru aktora do roli Delsina. To jest właśnie ten pyszałkowaty młodziak z nagłym dostępem do niewyobrażalnej mocy? Nie kupuję tego.
Odnoszę wrażenie, że to próba nadania grze wiarygodności i artystycznej estymy. "Zobaczcie, ta gra broni się także jako film! I mamy pieniądze, żeby to zrobić!". Taka reklama na pewno zachęci do zakupu masę osób, ale ja zdania nie zmienię: to jedna z tych gier, które lepiej reklamować jako gry. W tej formie oferują po prostu więcej.
To niemniej niezły sposób na spędzenie półtorej minuty.
Mocą, o której mówi spot zaczniemy cieszyć się już 21 marca, gdy Infamous: Second Son trafi na PlayStation 4.
Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!