Kojima chyba faktycznie nie szykuje kolejnej mistyfikacji i po prostu po wielu latach podziękował za współpracę Davidowi Hayterowi. Co ma do powiedzenia o zamieszaniu główny zainteresowany?
Kojima chyba faktycznie nie szykuje kolejnej mistyfikacji i po prostu po wielu latach podziękował za współpracę Davidowi Hayterowi. Co ma do powiedzenia o zamieszaniu główny zainteresowany?
Z uznanym aktorem/"podkładaczem" głosów/scenarzystą (ma na koncie między innymi świetny film Watchmen: Strażnicy) miał okazję porozmawiać redaktor serwisu Nerd Reactor. Pierwsze pytanie dotyczyło ewentualnych zobowiązań podpisanych przez Haytera z Konami, które zabraniają mu opowiadać o udziale w Metal Gear Solid V: The Phantom Pain. W odpowiedzi padło:
Nie, nie. Nie podpisałem żadnego NDA (Non Disclosure Agreement, czyli dokument o poufności - dop.). Gdy nie jest się w grze, trudno zmusić do podpisania dotyczących jej dokumentów. Jestem rozczarowany, że fani wciąż wierzą w mój występ, bo to zmniejsza presję na Konami i Kojimę o mój powrót. Powiem jeszcze raz - nie ma mnie w grze, w żadnej formie.
Najwierniejszym fanom nie wystarczą zapewne nawet tak wyraźne deklaracje. Zresztą, mowa o starym kawalarzu Kojimie. Japończyk nie takie numery już wykręcał. Hayter zdaje się mówić jednak prawdę.
Wróćmy jednak do rozmowy. Co o swoim następcy sądzi wieloletni głos serii?
Widziałem materiały promocyjne i Kiefera w nich. Uważam, że to świetny aktor, miałem okazję go poznać, spędzić z nim trochę czasu. To bardzo miły gość i mocno go szanuje. Jego występ różni się natomiast od tego, co robiliśmy do tej pory. Nie powiem jednak o nim złego słowa. To wielki Kanadyjczyk. Mam do niego wielki szacunek.
Czyli nie jest zachwycony.
I w swojej opinii nie jest odosobniony. Na sprawdzenie w akcji pełnego kunsztu młodszego z rodu Sutherlandów musimy jeszcze poczekać, ale przedsmak w postaci Ground Zeroes nie napawał co do występu Jacka Bauera optymizmem, o czym wspominałem w recenzji prologu.