Dochody z Child of Light nie są tak duże, jak w przypadku wysokobudżetowych gier, np. Assassin's Creed, ale pieniędzy wystarczyłoby z powodzeniem na sfinansowanie sequela - powiedział dyrektor kreatywny, Patrick Plourde.
Dochody z Child of Light nie są tak duże, jak w przypadku wysokobudżetowych gier, np. Assassin's Creed, ale pieniędzy wystarczyłoby z powodzeniem na sfinansowanie sequela - powiedział dyrektor kreatywny, Patrick Plourde.
- Nie zdradzając wszystkich szczegółów, mogłem zająć się Child of Light, gdyż dostałem wolną rękę po stworzeniu Far Cry 3 - wyjaśnił Plourde. - Nie chciałem pracować nad Far Cry 3, ale obiecali mi, że jeśli pomogę w zbudowaniu tej marki, będę mógł zająć się taką grą, jaką tylko zechcę. Child of Light nie jest tak dochodowe, jak Assassin's Creed, ale wystarczyłoby, by stworzyć sequel. Gdyby to była moja firma, jeździłbym Ferrari i zbijałbym fortunę.
Plourde podkreślił, że liczą się nie tylko pieniądze, ale i reakcje graczy. Wielu z nich wysyłało bardzo osobiste e-maile i pisało na blogach, że gra pomogła ludziom zmagającym się z depresją czy rozważającym samobójstwo.
- Jest to coś, czego nie udało mi się osiągnąć w przypadku wysokobudżetowych produkcji - powiedział Plourde. - Jestem teraz bardzo dumny, że mogłem pomóc ludziom dzięki naszemu środkowi przekazu - grom. To sprawia, że całe przedsięwzięcie jest dla mnie wiele warte.
Ubisoft zainwestował w stworzenie Child of Light kilka milionów dolarów, przeznaczonych głównie na pensje dla pracowników. Nad grą pracowało w szczytowym okresie 40 osób, przygotowując ją do wydania na sześciu platformach jednocześnie.
Child of Light, Far Cry 3: Blood Dragon i Valiant Hearts to projekty, które powstały w ramach nowej inicjatywy Ubisoftu - firma chce dać szansę mniejszym produkcjom i pozwolić twórcom, zmęczonym wysokobudżetowymi tytułami, na więcej swobody.