I co z tego?
I co z tego?
Nam, szarym użytkownikom nic z takiego SDK. Są jednak ludzie, którzy potrafią zrobią z takich narzędzi dobry użytek. Dzięki nim dowiedzieliśmy się, że w październiku Microsoft dał deweloperom dostęp do większej ilości mocy obliczeniowej. Do tej pory, mogli oni korzystać z 6 na 8 znajdujących się w konsoli rdzeni. Dwa pozostałe zarezerwowane były dla systemu operacyjnego i obsługi Kinecta. Teraz mają oni dostęp do siedmiu, ale pod warunkiem, że ich gra nie korzysta z sensora ruchu i komend głosowych. Ta zmiana może tłumaczyć to jakim sposobem GTA V działa na Xboksie One w 1080p i stałych 30fps albo czemu Assassin’s Creed Unity działało na sprzęcie Microsoftu płynniej niż na PlayStation 4.
Kolejna ważna rzecz, której dowiedzieliśmy się dzięki temu wyciekowi, to potwierdzenie, że Xbox One to tak naprawdę maszyna działająca pod kontrolą specjalnie okrojonej wersji Windowsa 8. Nie znaczy to oczywiście, że za chwilę zobaczymy na nim Worda czy Excela, ale istnieje taka możliwość.
Największą nadzieję wiązano oczywiście z ewentualną sceną homebrew, czyli domowej roboty aplikacji dodających dodatkowe funkcje, jak miało to miejsce chociażby w przypadku pierwszego Xboksa i słynnego XBMC. Owszem, SDK daje osobom znającym się na kodowaniu możliwość stworzenia takiego programu, jednak nie będą oni mieli na czym go uruchomić i sprawdzić, nie wspominając już nawet o dalszej dystrybucji. Każda deweloperska konsola Xbox One musi bowiem być podłączona do sieci, gdzie przechodzi proces weryfikacji po stronie Microsoftu. Nie myślicie chyba, że Microsoft da losowym osobom (wśród których może być np: słynny geohot) zielone światło na zabawę z ich sprzętem?
Najważniejsze dla nas jest jednak to, że ten wyciek w żaden sposób nie wpłynął i nie wpłynie na zabezpieczenia samej konsoli. Biorąc pod uwagę jak często Xbox One jest aktualizowany i jak wiele jego funkcji wymaga połączenia z siecią do działania, w kwestii zabezpieczeń nieprędko cokolwiek się zmieni.