My gracze wiemy o tym od dawna, ale niektórym potwierdzenie od najwyższej instancji - amerykańskich naukowców - jest do pogodzenia się z faktami konieczne.
My gracze wiemy o tym od dawna, ale niektórym potwierdzenie od najwyższej instancji - amerykańskich naukowców - jest do pogodzenia się z faktami konieczne.
"Czemu ludzie zabijali się sto lat temu skoro nie zmuszało ich do tego Grand Theft Auto?" - to jedno z pytań mogących kiełkować w głowie w trakcie debaty o wpływie gier na mordercze ciągoty. Prowadzony przez psychologa Christophera Fergusona zespół postanowił się nad nim pochylić i doszedł do następujących wniosków: gry (i brutalne media w całej swej okazałości) nie mają zauważalnego wpływu na wzrost agresywnych zachowań na świecie. Ba, jest na odwrót. Z biegiem lat im brutalniejsze robiły się media, tym mniej krwi rozlewano na świecie. To dość oczywiste, ludzkość stawała się przecież na przestrzeni XX wieku bardziej cywilizowana.
Ferguson i spółka skrytykowali także poprzednie laboratoryjne badania w tym temacie. Zarzuty kierują przeciwko metodologii, błędnie badającej nieistotne, oderwane od rzeczywistości przejawy agresji czy skupiającej się tylko na brutalnych urywkach zamiast całości narracji dzieła.
Naukowcy doszli do jeszcze jednego interesującego, acz po raz kolejny nieszczególnie odkrywczego wniosku. Gry to wdzięczny kozioł ofiarny, odwracający uwagę od poważnych problemów stanowiących istotę brutalnych zachowań: ubóstwa, nierówności społecznej, dziur w systemie edukacji i schorzeń natury psychicznej.