Naprawiający zlewy Harry Potter z wąsem? Bowser porywający Hermionę? Ron jako ruda wersja Luigiego?
Naprawiający zlewy Harry Potter z wąsem? Bowser porywający Hermionę? Ron jako ruda wersja Luigiego?
Nintendo nie miało aż tak drastycznych pomysłów na gry w Hogwarcie, ale i tak jedna z decyzji ludzi z góry przekreśliła szansę na zdobycie gorącej licencji. Po kolei.
Pierwsza książka z serii bestsellerów ukazała się w roku 1997, rok później zaś J.K. Rowling rozpoczęła budowę transmedialnego imperium, szukając wykonawcy dla gier oraz innych poza książkowych przedsięwzięć z okularnikiem. Do wyścigu zgłosiło się kilka grubych ryb: Disney, Universal, Warner Bros. oraz Nintendo właśnie. Ojcowie Mario dostali tydzień na przygotowanie prezentacji. Zadanie powierzono Nintendo Software Technology, czyli komórce podległej amerykańskiej dywizji firmy.
Na bok poszły ówczesne projekty studia (Ridge Racer 64, Bionic Commando i Crystalis). Cały zespół wpadł w amok prac nad prostymi prototypami gier na GameBoya Colora, Nintendo 64 i wykluwającego się powoli GameCube'a. Pomyślano nawet o tratującym o quidditchu spin-offie. I wtedy szefowie firmy przygotowali nowe wytyczne - artyści mieli zignorować preferencje Rowling i zastąpić brytyjską estetykę inspirowanym mangą kierunkiem artystycznym.
I był to ostatni gwóźdź do trumny i tak skazanej na porażkę prezentacji Nintendo. Prawa do marki powędrowały do jednego z bogatszych, potężniejszych konkurentów - Warner Bros., który zlecił produkcję gier z Hagridem Electronic Arts.
Resztę tej historii już znamy.