Bloodborne na PC? Nie, dziękuję.
Bloodborne na PC? Nie, dziękuję.
Mija miesiąc od premiery Bloodborne, najgłośniejszej premiery początku roku na PlayStation 4 i jednocześnie najlepiej ocenianej gry na tę konsolę. Według Metacritica najnowsze dziecko From Software może się pochwalić średnią ocen od recenzentów na poziomie 92%. Nota bene, w tym serwisie jest to jedyna produkcja na PlayStation 4 z „dziewiątką” na przedzie, więc można śmiało założyć, że Sony zyskało długo wyczekiwaną grę z „gatunku” system-seller. Tytuł, który przekona do zakupu konsoli wielu sceptyków.
Nie wiem, ile osób faktycznie kupiło PlayStation 4 dla Bloodborne, ale wyniki sprzedażowe samej gry wskazują, że From Software trafiło ze swoim dziełem w gusta wielu graczy. Pierwszy milion egzemplarzy rozszedł się błyskawicznie (od 24-27 marca do 5 kwietnia), zaś w Stanach Zjednoczonych ten tytuł na wyłączność dla PlayStation 4 wspiął się na drugie miejsce listy najchętniej kupowanych gier marca. Debiutując pod sam koniec miesiąca, przegrał jedynie z multiplatformowym (cztery konsole i pecet) Battlefieldem: Hardline.
Wielu posiadaczy PlayStation 4 (przyznam bez bicia, że mnie ta gra ani nie ziębi, ani nie parzy) cieszy się z posiadania takiego hitu, inni czym prędzej pobiegli po swój zestaw konsola + Bloodborne, a jeszcze inni narzekają i/lub smucą się, że developer ograniczył się wyłącznie do jednej platformy. Jeszcze raz powtórzę, Bloodborne jest mi całkowicie obojętne pod względem grywalności (bo najpewniej nigdy w to nie zagram), ale cieszę się, że jest to tytuł na wyłączność dla jednej konsoli.
W dużej mierze dlatego, że tęsknię za pięknymi czasami, kiedy konkretna konsola mogła się pochwalić długą listą wyjątkowych dla siebie gier. Mało tego, w mojej ulubionej piątej generacji konsol (Saturn, Nintendo 64, PlayStation) każdy sprzęt oferował inny rodzaj zabawy. Dzięki temu, że na Saturna robiło się (w większości) inne gry niż na PlayStation itd. Sega miała w zanadrzu wiele automatowych konwersji, przez co Saturn czy Dreamcast są nadal jednymi z najlepszych propozycji dla miłośników bijatyk, SHMUP-ów, arcade'owych racerów itp. Nintendo celowało i nadal celuje w liczne grono fanatyków Mario, Zeldy czy Donkey Konga. Sony zaś, ówczesny nowicjusz, zaskoczyło chyba wszystkich, wypuszczając całą masę gier z rozmaitych gatunków. Od jRPG-ów, przez bijatyki, po survival horrory i gry akcji.
Dwie dekady później pośród trzech głównych zawodników biorących udział w wojnie konsol, tylko jeden z nich jest całkowicie wierny swoim fanom i oferuje doświadczenie, którego próżno szukać u konkurencji. Podpowiedź: mowa o Nintendo. W tym samym czasie Sony i Microsoft proponują coraz mniej wyjątkowych dla swojego obozu tytułów. Oczywiście fajnie, że Xbox One ma Sunset Overdrive i Forzy, zaś PlayStation 4 inFamous: Second Son czy Bloodborne. Jednocześnie niefajnie, że wszystkie (a przynajmniej znacząca większość) tytuły na wyłączność Sony i Microsoftu nie mówią nic wyjątkowego na temat danej konsoli. Dwie dekady temu Virtua Fighter czy Sega Rally mówiły o Saturnie, że to doskonała konsola dla fanów arcade. Niesamowicie długa lista gier jRPG przekonała do PlayStation wielu posiadaczy SNES-ów. A Metal Gear Solid, seria Tekken czy Silent Hill udowadniały, że pierwsze dziecko Sony nie ma sobie równych pod względem zróżnicowania oferty. Super Mario 64, Starfox 64 i Zeldy przemawiały do fanów Nintendo, zaś Mario Kart 64 czy Yoshi's Story dawały jasno do zrozumienia, że Nintendo 64 to świetna konsola dla całej rodziny.
Pomijając fakt, że ósma generacja konsol cały czas cierpi na niedobór sensownych exclusive'ów, dzisiejsze zróżnicowanie tytułów na wyłączność dla obozu Sony i Microsoftu jest znikome. Producenci nie próbują zaskakiwać ofertą i promować faktycznie wyjątkowe projekty. Pamiętajmy, że poprzednie konsole tych firm bardzo się do siebie zbliżyły, tak technologicznie, jak w zakresie proponowanych gier. Do tego dochodziło kupowanie bestsellelerów od developerów third party, żeby tylko wspomnieć o Final Fantasy i Tekkenie na Xboksa 360.
Wiem, że czasy różnorodności na wzór Sega/Nintendo/Sony nie wrócą. I wielka szkoda, ponieważ im więcej będzie rywalizacji na zasadzie: „oni zrobili realistyczne wyścigi/strzelankę SF, my też musimy mieć takie coś u siebie”, tym rzadziej będziemy doświadczać prawdziwie wyjątkowych gier. Światełkiem w tunelu jest chociażby podejmowanie współpracy z niezależnymi twórcami (vide thatgamecompany), ale jednocześnie cały czas brakuje mi odważnych i przełomowych dokonań w dużych grach pudełkowych.
Dlatego z niecierpliwością wyczekuję takich ruchów jak Bayonetta 2 na Wii U, The Last of Us czy... no właśnie, nie potrafię sobie teraz przypomnieć dużo więcej ważnych tytułów z ostatnich lat, które zmuszają do zakupu tej jednej, jedynej platformy. Za jakiś czas dedykowany sprzęt do gier pewnie i tak trafi do lamusa, bo nastąpi era grania w chmurze na każdym możliwym urządzeniu z ekranem i elektroniką w obudowie. Tymczasem życzę sobie dwóch rzeczy. By Bloodborne nie było kroplą w morzu potrzeb, oraz by Sony i Microsoft zaczęli robić coś prawdziwie swojego. Bo jak na razie coraz częściej słyszę głosy rozmaitych graczy, że w dziewiątej generacji konsol najlepszym zestawem do zróżnicowanej zabawy jest mocny pecet i Wii U. Nie sądzicie?