Shadow Warrior 2, czyli kopanie tyłków w stylu Lo Wang

Kamil Ostrowski
2016/10/13 15:00
9
0

Najnowsze przygody Lo Wanga to dowód na iście ułańską fantazję nadwiślańskich deweloperów, a przynajmniej na talent Flying Wild Hog.

Shadow Warrior 2, czyli kopanie tyłków w stylu Lo Wang

Rachu ciachu i po strachu, Wang skopał kolejne setki tyłków, znów ratując świat, prawdopodobnie wycinając sobie przy okazji drogę do panteonu najbardziej charyzmatycznych protagonistów ostatnich lat. Flying Wild Hog dostarczyło jeden z najbardziej dynamicznych, odlotowych, po prostu „fajnych” (zakazane słowo w dziennikarstwie, tfu, tfu!) tytułów tego roku. Miło myśli się o Shadow Warrior 2, miło spędza się z tym tytułem czas i miło się o nim opowiada. Tym bardziej szkoda, że nie znalazło się trochę więcej kasy i czasu, żeby ten diament oszlifować do końca.

Tworząc Shadow Warrior 2 deweloper postanowił zrobić słuszny pożytek z lekcji wyniesionych z produkcji poprzedniej odsłony. Gra rozwinęła się w paru niezależnych od siebie kierunkach, czerpiąc pełnymi garściami zarówno z własnego charakteru, jak i najnowszych trendów. Oczywiście sednem zabawy w dalszym ciągu jest masakrowanie hord demonów i innych niemilców, jednak koncepcyjnie produkcja rozrosła się w sposób widoczny na pierwszy rzut oka. Do dyspozycji gracza został oddany pół-otwarty świat, co w oczywisty sposób tworzy wrażenie pewnej swobody (chociaż pozwala również na przemycenie nienachalnego backtrackingu). Dodajcie do tego loot, odlotowych bossów, mniej odlotowych, ale wciąż fajnych subbossów, zadania poboczne, dostosowywanie broni, ulepszanie ich, kupowanie przedmiotów, rozwijanie umiejętności, kapliczki, szaloną dynamikę zabawy i parę innych pomniejszych elementów.

Z ogromnym zadowoleniem przyjąłem fakt, że mniej jest w Shadow Warrior 2 walki mieczem. Nie dlatego żeby była ona słabym punktem poprzedniej części – wręcz przeciwnie, latanie z kataną sprawiało mi poprzednim razem tyle przyjemności, że praktycznie nie zmieniałem broni na palną. Sequel naprawił ten problem w sposób optymalny – sprawiono, że strzelanie stało się fajniejsze. Po pierwsze, pojawiły się naprawdę odjazdowe pukawki, w moje ulubione tym diaboliczne wyrzutnie rakiet. Po drugie, do naszej dyspozycji oddano naprawdę mnóstwo giwer, które teraz zdobywamy głównie zbierając loot po zabitych bossach. Po trzecie, niektórych większych niemilców i generalnie przeciwników o wiele lepiej jest potraktować z dystansu. Szczególnie ci pierwsi potrafią ostro nam skopać tyłek, jeżeli podejdziemy za blisko i zechce nam się pobawić w mistrza ostrza. Powiedziałbym, że osiągnięto pewną kruchą równowagę na linii broń biała – broń palna.

Druga duża zmiana w stosunku do poprzedniej części - bardzo szybko w Shadow Warrior 2 dostajemy dostęp do pełnego „arsenału” głównego bohatera. Praktycznie po godzinie mamy w zapasie dziesięć broni białych i giwer, do tego pełen zestaw umiejętności opartych na Chi, w tym odpychanie wrogów i ciekawą tymczasową niewidzialność, a gdzieś po dwóch godzinach pojawia się wisienka na torcie w postaci możliwości odpalenia czegoś w rodzaju trybu berserkera. Szybko zaczynamy więc kombinować, latać jak wariat we wszystkie strony (nieograniczony dash i podwójny skok są mega!), szatkować, pluć ogniem i generalnie siać postrach i zniszczenie wśród minionów wroga. Czego chcieć więcej?

Dodajmy, że gra jest bardzo dynamiczna, chociaż nie powoduje oczopląsu. Typów przeciwników jest mnóstwo, część z nich ma cechy charakterystyczne jak chociażby wrażliwość na dany element i odporność na inny (wśród nich ogień, lód, trucizna, elektryczność). Nie zawsze działamy więc zupełnie bezmyślnie, niekiedy należy zaplanować przyszłą potyczkę z taktycznego punktu widzenia i na przykład zacząć od podejścia pod zasłoną niewidzialności do dużej grupki i otwarcia starcia obrotem z mieczem, które zetnie łby stojących w okolicy demonów.

GramTV przedstawia:

Właśnie, nie wspomniałem jeszcze o tym jaką szaloną jazdą jest Shadow Warrior 2 jeżeli chodzi o tak zwany „świat przedstawiony”. Są demony, które przedostały się przez bramy do innego wymiaru i aktualnie sieją postrach na przedmieściach czy słabiej zaludnionych obszarach, są niewidzialni ninja na usługach japońskich korporacji, jest Yakuza, są wielkie samurajskie zbroje łaknące naszej krwi, są ogromne mechy i drony plujące w naszą stronę ze wszystkich dział. Nie wspomnę już nawet o postaciach z wątku fabularnego, bo oni to już w ogóle odjechana zgraja. Szkoda trochę, że Flying Wild Hog zaoferowało nam fabułę będącą w zasadzie wyłącznie pretekstem do wystawienia paru przerysowanych postaci i okazją dla Lo Wanga do rzucenia kilku bardziej i mniej błyskotliwych żartów (zawsze jednak w charakterystycznym stylu, za to plus). Stracona okazja, bo tak dobra gra dużo by zyskała na porządnej historii.

Zszokowało mnie to jak dobrze zoptymalizowany jest Shadow Warrior 2. Na moim leciwym już sprzęcie mogłem bez problemu grać w stabilnym framarate, który momentami zahaczał o magiczne sześćdziesiąt klatek na sekundę w wysokich ustawieniach. Dodać trzeba, że gra jest naprawdę śliczna, zwłaszcza w ruchu. Odstrasza jedynie dosyć drętwa mimika twarzy, ale powiedzmy sobie szczerze – nie jesteście tutaj dla porywającej fabuły.

Na osobny akapit zasługuje muzyka (co zdarza się raczej rzadko). Twórcy sięgnęli po mocne rockowe rytmy, od czasu do czasu przetykane urokliwymi kawałkami z pogranicza synthwave, które przywodzi na myśl szalone lata osiemdziesiąte i takie filmy jak Hardware czy Robocop. Shadow Warrior 2 w ogóle czerpie pełnymi garściami z tego okresu, co widać zresztą po między innymi wizualnej oprawie miejskich obszarów, wyglądających jak żywcem wyjęte z Ghost in the Shell czy Łowcy Androidów. Neony, neony i jeszcze raz neony. I deszcz.

Shadow Warrior 2 nie jest szczególnie długim tytułem, przynajmniej jeżeli chcecie po prostu go „przelecieć” (chyba mi się udziela humor Lo Wanga). W takim wypadku szykujcie się na jakieś sześć godzin zabawy, plus parę kolejnych jeżeli skuszą Was misje poboczne. Dalej możecie bawić się z dziełem Flying Wild Hog ustawiając wyższe poziomy trudności i sięgając po możliwość zagrania ze znajomymi (sieciowy co-op). Normalnie można by się do tego przyczepić, ale pamiętajcie, że ta gra standardowo kosztuje połowę tego, co produkcje typu „triple-A”. Trochę brakuje mi jednak multiplayera player-vs-player. Produkcja ta aż prosi się o dodanie takiej możliwości, ale rozumiem że twórcy zostawiają sobie pole do popisu na przyszłość.

Krótko mówiąc, to świetny tytuł. Daje mnóstwo czystej frajdy, nie wymagając od gracza przesadnego zaangażowania, ani przesadnie drogiego sprzętu. Shadow Warrior 2 jest jak ekskluzywna tajska prostytutka, która oferuje bardzo dużo, nie oczekując za wiele w zamian. Piękna, soczysta rozwałka, podlana odlotowymi pukawkami, mozaikowym, przerysowanym klimatem i o wielkim sercu. Słaba fabuła i brak multiplayera nie zmieniają faktu, że bawiłem się przy produkcji Flying Wild Hog świetnie.

9,0
Shadow Warrior 2 to czysta frajda
Plusy
  • Czysty fun z zabawy mechaniką
  • Mnóstwo odlotowych broni
  • Piękna i dobrze zoptymalizowana
  • Niezły humor
  • Pomieszanie klimatów
  • Tryb kooperacji
  • Niska cena jak za grę tej klasy
Minusy
  • Pomijalna fabuła
  • Drętwa mimika twarzy
  • Aż prosi się o tryb multiplayer PvP
Komentarze
9
fenr1r
Gramowicz
20/10/2016 11:41

Jakie pełno? W tym roku Doom i nic poza tym. Przyznam że w Dooma nie grałem, bo demo mnie zraziło. Rozgrywka opierająca się na w+m1+e nie przemawia do mnie. SW2 ze względu na system poruszania się i system walki wręcz daje sporo więcej możliwości i frajdy z robieniu krwawej masakry.

Usunięty
Usunięty
20/10/2016 09:48

> Chainsword!> Tak! TAK! hahaha!> 10/10> Nie ma lepszego FPSa.Jest, pełno. Na pewno jednym z nich jest nowy Doom

fenr1r
Gramowicz
17/10/2016 21:56

Chainsword!Tak! TAK! hahaha!10/10Nie ma lepszego FPSa.




Trwa Wczytywanie