Lista nazwisk reżyserów, którzy nakręcili film dla serwisu streamingowego, robi wrażenie. Wielkim wydarzeniem było nawiązanie współpracy z Alfonso Cuarónem w 2018 roku i pojawienie się jego oscarowej Romy wyłącznie na platformie Netflixa. Już rok później ze swoimi najnowszymi filmami dołączyli tacy twórcy jak Martin Scorsese, Noah Baumbach i Michael Bay. Tylko w tym roku serwis dostarczył nam wiele interesujących tytułów od Petera Berga, braci Russo i Spike’a Lee. Dla Tendo Nagenda – wiceprezydenta ds. produkcji filmów oryginalnych – wciąż jest wiele nazwisk, z którymi chciałby pracować. Nagendę w wywiadzie dla The Hollywood Reporter zapytano o wymarzonych filmowców dla Netflixa. „Uwielbiam nakłaniać Jordana Peele’a do nakręcenia dla nas filmu. Kochamy Christophera Nolana i Quentina Tarantino. Musimy skoncentrować nasze wysiłki, aby jak najwcześniej znaleźć utalentowanych ludzi, z którymi możemy pracować, a następnie przekonać ich do stworzenia filmu dla Netflixa” – wyznał dyrektor platformy.
Wymienione nazwiska to najwyższa półka i namówienie ich do zrezygnowania z kinowej dystrybucji ich tytułów będzie nie lada wyzwaniem dla platformy. Jordan Peele odnosi ogromne sukcesy swoimi horrorami, zaś Christopher Nolan jest przywiązany do kinowego doświadczenia i chłodno wypowiada się o premierach dużych tytułów w serwisach streamingowych. Quentin Tarantino już raz nawiązał współpracę z Netflixem przy okazji wejścia do oferty jego Nienawistnej ósemki. Sam reżyser podzielił swój film na kilka części, aby w formie serialu widzom łatwiej było obejrzeć ten tytuł. Jednak reżyser wkrótce planuje zakończyć karierę i mało prawdopodobne jest, żeby jego ostatnie filmy ominęły kina.
Jeżeli tacy uznani twórcy nie dołączą do Netflixa, to jakie platforma ma plany na zainteresowanie odbiorców swoją ofertą? Odpowiedź jest niezwykle prosta, a jest nią stworzenie własnej serii filmowej na miarę sukcesu Gwiezdnych wojen i Harry’ego Pottera. „Patrzymy na duże i popularne filmy przygodowe, w które chcemy się zaangażować. Coś w tylu klasycznych części Gwiezdnych wojen albo dwóch pierwszych odsłon Harry’ego Pottera. Interesują nas familijne filmy akcji i fantasy, z których można zrobić duże widowiska i ciekawe historie, jak ostatnie części Jumanji. To jest nasz następny cel” – zdradził Nagenda.
Od pewnego czasu Netflix tworzy swoje własne serie, choć do tej pory ograniczały się one do komedii romantycznych. Teraz platforma ma ambitne plany, aby wejść w walkę z klasycznym modelem dystrybucji na zupełnie nowy poziom. Może za kilka lat doczekamy się głośnej serii, na punkcie której zwariuje cały świat, a odpowiadać będzie za nią Netflix.