Fani gier nie lubią, gdy podczas odświeżania danego tytułu zaczyna się wycinać lub zbytnio modyfikować jego zawartość. Na ogół takie działania kończą się aferą i wylaniem swoich żali w internecie. Często idzie to w parze z obrażaniem twórców i sugerowaniem, że uginają się pod presją „politycznej poprawności”. Świat się zmienia i rzeczy, na które jakiś czas temu przymykaliśmy oko, dzisiaj mogą wydawać się po prostu niesmaczne i niestosowne.
Ekipa CD Projekt RED ma twardy orzech do zgryzienia
Redakcja portalu timeextension.com przeprowadziła ciekawy wywiad z Karolem Kowalczykiem, scenarzystą i projektantem, które pracował nad pierwszym Wiedźminem. Zapytano go o słynne „miłosne” karty. Jak zdradził deweloper, karty pojawiły się w grze dość późno i nikt nie chciał, by stały się erotycznymi znajdźkami. Studio po prostu nie miało zasobów na stworzenie animacji i zdecydowano, by w taki sposób zamarkować braki.
Twórcy nie chcieli również, by karty stały się zwykłymi znajdźkami, a graczom zależało wyłącznie na tym, by zdobyć je wszystkie. Karty miały być symbolem przeżyć Geralta z bliskimi mu osobami, które napotkał w trakcie swojej podróży. Przyznam, że ciężko kupić mi ten argument, gdyż nie wszystkie z miłosnych przygód Wiedźmina były romantyczne, a same projekty kart pozostawiały w tej kwestii wiele do życzenia.
Deweloperzy dostrzegają problemy związane z obecnością kart oraz tym, że mogą być odbierane jako uprzedmiotowianie kobiet. Karol Kowalczyk, który nie jest już członkiem załogi Redów, podzielił się swoim pomysłem. Według niego karty powinny zostać w grze, ale ich zbieranie nie powinno wiązać się z niczym, co możemy uznać za kolekcjonerstwo. Proponuje również, by usunąć z gry sceny, które powodują mieszane uczucia.
CD Projekt RED nigdy nie odniosło się do obecności kart w remake’u, ale z pewnością będzie to kontrowersyjny temat.