Oczywiście książek, które traktują o pirackich losach, tudzież są oni ich ważnym elementem, jest o wiele więcej, żeby wspomnieć chociażby Czerwonego Korsarza Jamesa Fenimore’a Coopera, Złoto z Porto Bello A. D. Howdena Smitha, czy Przygody Piotrusia Pana, w których jedną z najbardziej charakterystycznych postaci jest pirat, Kapitan Hak. Teraz jednak, wciąż płynąc na fali sukcesu Piratów z Karaibów, przyjrzyjmy się bliżej historii pirackiego kina. Ruchome obrazki
Bodajże pierwsza produkcją, w której główny bohater para się pirackim rzemiosłem, była ekranizacja opisywanej wcześniej książki Sabatiniego Kapitan Blood. Nakręcona w 1924 roku, jeszcze jako film niemy, powielała rozpowszechniony podówczas dzięki malarstwu Pyle’a, obraz ubranego w koronki i wysokie buty pirata. Jedenaście lat później, w filmie pod tym samym tytułem, wyreżyserowanym przez Michaela Curtisa, w rolach głównych wystąpili Errol Flynn i Oliwia de Havilland. Ta prawie dwugodzinna, epicka opowieść wyprodukowana w 1935 nie jest wierną adaptacją powieści, skupia się głównie na wątkach czysto awanturniczych, mimo jednak upływu lat, nadal ma swój niezaprzeczalny urok. Również druga z powieści Sabatiniego, Sokół Morski, doczekała się kilku ekranizacji, z których za najbardziej znaną odpowiedzialna była znana już wówczas i bardzo ceniona spółka Curtiz – Flynn. Film powstał w 1940 roku i był jedną z najdroższych wtedy produkcji kinowych, jego budżet zamknął się bowiem zawrotną, jak na owe czasy kwotą 1,7 miliona dolarów. Wystarczy powiedzieć, że na potrzeby tej ekranizacji, zbudowano dwie wierne i w pełni sprawne (czytaj: pływające) repliki XVI wiecznych statków. Nie jest to zbyt wierna ekranizacja książki, zmieniono nawet imię głównego bohatera i kreowana przez Errola Flynna postać niepokonanego korsarza nazywała się teraz Geoffrey Thorpe. Z powieści zaczerpnięto przede wszystkim wątek związany z wojną, która królowa Elżbieta prowadziła z hiszpańskim władcą Filipem II. Ta superprodukcja zasługuje na szczególną uwagę po dziś dzień, gdyż mimo swych lat, nadal potrafi zachwycić dbałością o szczegóły, poziomem realizacji i przede wszystkim efektownością morskich pojedynków. W roku 1952 miała miejsce premiera kolejnego filmu spod znaku czaszki i skrzyżowanych piszczeli. Wielki hollywoodzki gwiazdor, Burt Lancaster, wcielił się w rolę kapitana Vallo, w wyreżyserowanym przez Roberta Siodmaka filmie Karmazynowy pirat. Była to kolejna, typowo hollywoodzka superprodukcja, powielająca utarte i sprawdzone schematy. Dobry, prawy i szlachetny pirat, kontra podstępny gubernator, a to wszystko na tle rebelii z obowiązkowym wątkiem miłosnym. Mimo to, dzięki dobrze skonstruowanej intrydze i świetnej realizacji, film ogląda się nadspodziewanie dobrze. Jest doskonałym przykładem na to, że nawet wykorzystując znane motywy, bez kosmicznie drogich efektów specjalnych i nadnaturalnych udziwnień, można stworzyć wciągający i intrygujący film przygodowy. Podobnie jak w przypadku książek, również w kinowych opowieściach o piratach mamy „swojaków”. I to nie byle kogo, bo tematem swego czasu zainteresował się sam Roman Polański. W 1986 roku ujrzała światło dzienne jego najnowsza produkcja, zatytułowana po prostu Piraci. Była to malownicza opowieść o losach dwóch korsarzy-nieudaczników, kapitana Reda i jego pomocnika, niejakiego Żaby. Polański podszedł do tematu ze znanym choćby z Nieustraszonych łowców wampirów przymrużeniem oka, film pełen jest zabawnych sytuacji i dialogów. Jednak ani to, ani wystawność całego przedstawienia nie przesłoniły ogólnej przeciętności tegoż obrazu. Jest to chyba najsłabszy film w karierze naszego wielkiego rodaka, jednak warto go obejrzeć, choćby dla wspaniałych zdjęć i przepychu, z jakim zrekonstruowano hiszpański galeon Neptun, grający jedną z głównych ról w tej produkcji.My name is Sparrow, Captain Sparrow
Finansowa i artystyczna porażka Polańskiego, na długo zniechęciły producentów z „fabryki snów” do sięgania po pirackie motywy. Złą passę tegoż kina postanowił przerwać kilka lat temu Disney, rozpoczynając realizację filmu, dla którego inspiracją był… jeden z parków tematycznych w Disneylandzie. W roku 2003 sale kinowe całego świata zapełniły się po brzegi, na seanse przychodziły całe, wielopokoleniowe rodziny. Wszystko to za sprawą premiery filmu, o którym teraz czytacie. Chyba nie trzeba nikomu mówić, że chodzi tu oczywiście o Piratów z Karaibów, których pierwsza część – z podtytułem Klątwa Czarnej Perły – weszła wtedy na ekrany. Sukces filmu zaskoczył nawet jego producentów, którzy nie spodziewali się aż tak wielkiej frekwencji, ba, wręcz karaibskiego szału, który opanował cały świat.Niebagatelną rolę odegrała tu oczywiście genialna kreacja, jak zawsze doskonałego, Johnny’ego Deepa, który wcielając się w stworzoną wręcz dla niego rolę kapitana Jacka Sparrowa, stał się z dnia na dzień ikoną filmowego pirata. Charyzmatyczny, mocno „zakręcony” bohater Deepa, mający specyficzne poczucie humoru i wyglądający na wciąż pijanego, podbił serca widowni na całym świecie. Równie świetny jest, w swej roli czarnego charakteru, Geoffrey Rush, czyli filmowy kapitan Barbossa. Film zrealizowany z wielką perfekcją i dbałością o szczegóły, nasycony wątkami nadprzyrodzonymi i wartka akcją, nie pozwalającą niemalże na złapanie oddechu, stał się dla wielu nadzieją na odrodzenie kina Wielkiej Przygody, które po sukcesach w latach osiemdziesiątych, umarło z czasem śmiercią naturalną.
Oczywiście tak wielki sukces zaowocował – czego łatwo było się domyślić w epoce prequeli, sequeli i kolejnych epizodów – powstaniem kolejnych części sagi o losach Jacka Sparrowa, Willa Turnera i Elizabeth Swann. W 2006 roku ma miejsce premiera kolejnego epizodu, tym razem mającego podtytuł Skrzynia umarlaka, który mimo powielenia sprawdzonych już schematów z części pierwszej, teraz poddanych jedynie intensyfikacji, odnosi sukces porównywalny ze swym poprzednikiem. W tym tygodniu zaś, ci szczęśliwcy, którym udało się nabyć bilety, będą mogli obejrzeć trzecią część przygód trójki przyjaciół, zatytułowaną Na krańcu świata. Do zobaczenia więc na pokładzie Czarnej Perły!