Aronofsky nie należy do twórców płodnych – na sygnowane jego nazwiskiem filmy trzeba długo czekać, jednak wszystkie te „dzieci” są starannie przezeń odchuchane. Łączy je to, że w oczach jednych jawią się jako twory wręcz genialne, dla drugich zaś stanowią metafizyczny bełkot. Na omawiane dziś Źródło przyszło czekać sześć lat i jak należało się spodziewać, spotkał je ten sam los. Ci, którym dane już było doświadczyć oryginalnej – jak zawsze – wizji autora, podzielili się na dwie grupy: bardzo rozczarowanych i bardzo oczarowanych. Relatywnie niewiele osób wyraża opinię pośrednią. Widzowie wydelegowani do oceny z ramienia gram.pl omal nie pospadali z krzeseł, zaś po zakończeniu seansu DVD milczeli przez długie minuty – zbierali myśli, jak również szczęki z podłogi.
Fabuła filmu nie jest prosta. To właściwie nie jedna opowieść, lecz kilka opowieści, przenikających się nawzajem i paradoksalnie składających się na jedną, wbrew pozorom spójną historię. Historię, która przewija się przez epoki, przez czas i przestrzeń, świat realny i metaforyczny. Darren Aronofsky odwołuje się tu do wyobraźni i wrażliwości widza – obraz jest podatny na wiele interpretacji, na pewno jednak sporo traci, gdy próbuje się go percypować jedynie przy pomocy metody „szkiełka i oka”. Z drugiej strony, nieprawdą jest jakoby był to film kompletnie nieracjonalny, niepoddający się stricte logicznej analizie. Po prostu warto także wczuć się w klimat i intuicyjnie chłonąć symbolikę.
Ujrzymy tu losy konkwistadora Tomasa, który na rozkaz królowej Izabeli, będący w rzeczywistości żarliwą prośbą o ratunek dla dławionej przez wielkiego inkwizytora Hiszpanii, wyrusza do Nowego Świata, by wydrzeć Majom sekret Drzewa Życia.
Zobaczymy też (to chyba najbardziej surrealistyczny motyw) człowieka z dalekiej przyszłości, podróżującego w kruchej niczym mydlana bańka sferze przez rozgwieżdżony wszechświat ku Xibalbie, gasnącej gwieździe, czyli Zaświatom z legend Majów. Mężczyzna ów, Tommy, usiłuje uratować swoje umierające drzewo. Domyślamy się, że to stanowi prawdziwy cel podróży.
Wszystkie wspomniane wątki charakteryzują się współzależnością. Reżyser, a zarazem scenarzysta zafundował nam poszarpaną, niepokojącą chronologię, która zmusza nas do głębszego namysłu nad obserwowanymi scenami i ich wzajemnym powiązaniem. Wgląd w metafizykę sytuacji ułatwia nam nie tylko podobieństwo imion, lecz także fakt, iż główne żeńskie i męskie postacie odgrywa wspólnie aktorski tandem: Rachel Weisz (królowa Izabela i Izzi Creo) oraz Hugh Jackman (Tomas, Tommy i dr. Tom Creo).
Tajemniczy „astronauta” także może okazać się jednym z oblicz tego samego człowieka. W jego samotność wciąż wdzierają się obrazy Izzi. W filmie pojawia się scena, gdzie dostrzegamy ulotne podobieństwo delikatnej powierzchni pnia drzewa, o które troszczy się Tommy, do karku śpiącej Izzi Creo. Także tatuaż / ślad obrączki na palcu Tommy’ego upewnia nas w intuicyjnym poczuciu, że mamy do czynienia z rzeczywistością intrapsychiczną, alegorią tej części świadomości dr. Creo, która najbardziej nie może pogodzić się z odejściem żony. Prawdopodobnie dlatego leci do gasnącej Xibalby, o której obsesyjnie myśli „gasnąca” kobieta.
Tak świat realny przeplata się z metaforycznym. Zbieżność imion i aktorów zdaje się przy okazji dawać do zrozumienia, że w każdym momencie historii ludzie, mężczyźni i kobiety, robią podobne rzeczy, kierują się podobnymi pobudkami – boją się śmierci, a jednoczenie starają się osiągnąć oświecenie; zrozumieć istotę życia i śmierci; dążą do wielkości i walczą dla miłości. Przede wszystkim to ostatnie: nasz bohater chce za wszelką cenę utrzymać miłość przy sobie, tu, na Ziemi, bo jej utrata równa się śmierci, a królowa Izabela nie chce poświęcać szczęścia poddanych, również tu, na Ziemi, w imię fanatycznego bełkotu inkwizytora o czystości duszy i życiu wiecznym po śmierci.
Na zakończenie czas pochwalić grę aktorów, a zwłaszcza głównej pary – Rachel Weisz i Hugh Jackmana – która spisała się wręcz genialnie: udało im się pokazać emocje, głębokie uczucia; sprawić, że postacie interesują odbiorców; i stworzyć dużą część nastroju owego filmu. W pamięć wrył się także Fernando Hernandez – robiący nieliche wrażenie kapłan Majów, strzegący tajemnicy Xibalby i Drzewa.
To znakomity film, który bardzo polecamy. Nawet jeśli stopień komplikacji fabuły nie przypadnie komuś do gustu, a pewne kwestie wydadzą się nazbyt mętne, przekaz zbyt trudny w odbiorze, na pewno wysmakowana artystycznie strona wizualna, gra aktorów i muzyka wywołają pozytywne wrażenie. Warto obejrzeć Źródło choćby jako artystyczną ciekawostkę. Natomiast część widzów dostrzeże to co my – jeden z najpiękniejszych i najbardziej poruszających filmów o umieraniu.
Plusy: + niezwykła strona wizualna + genialna muzyka + świetna gra aktorska + proste, wzruszające przesłanie w niebanalnej formie przekazu + niesamowity („odjechany”) nastrój całej kompozycji Minusy: - niektórym widzom forma może wydać się przesadzona, trudna w odbiorze - niektórzy pogubią się w chronologicznych, a zarazem metafizycznych przeskokach
Tytuł: Źródło (The Fountain) Reżyseria: Darren Aronofsky Scenariusz: Darren Aronofsky Zdjęcia: Muzyka: Clint Mansell Obsada: Hugh Jackman, Rachel Weisz, Ellen Burstyn, Mark Margolis, Stephen McHattie, Fernando Hernandez, Cliff Curtis, Sean Patrick Thomas Produkcja: USA 2006 Dystrybucja: Imperial Cena: ~50 zł