Co jak co, ale nie można postawić twórcom zarzutu, który nawiedzał wszystkie poprzednie recenzje NFS-ów. Mianowicie, że się nie postarali, zmienili byle co, gra przypomina tę z przed roku i kupienie jej jest wyrzuceniem pieniędzy w błoto. Zmiany bowiem poszły tak daleko, że fani serii jeszcze na długo przed premierą martwili się o to, czy tytuł zachowa swój klimat. Czy udało się Kanadyjczykom utrzymać grywalność i atmosferę serii oraz czy ProStreet to nadal Need for Speed? Tego dowiecie się z naszej recenzji.
...a na imię mu było Ryan Cooper
Gdy w okolicach czerwca/lipca tego roku świat obiegła wiadomość: „w nowym Need for Speed będą legalne wyścigi oraz model zniszczeń”, chyba mało kto chciał w to wierzyć. A jednak. Pierwsze filmy i zdjęcia potwierdziły tę wiadomość, która z czasem – nie przesadzając – urosła do najważniejszego wydarzenia w temacie motogier w skali roku. Kulminacja tego wszystkiego następuje właśnie teraz, gdy na rynku debiutuje NFS w zupełnie nowej formie.Twórcy zdecydowali się na ograniczenie fabuły. Cały jej zarys wygląda w taki sposób, iż wcielamy się w Ryan’a Cooper’a – obiecującego kierowcę, który dopiero co stawia swoje pierwsze kroki w światku wyścigów pomiędzy tunnerami samochodów. Jako, że dość szybko udaje nam się zwrócić na siebie uwagę i zyskać miano młodego, zdolnego, obiecującego kierowcy w oczach obserwatorów, to jednocześnie powoduje to zdecydowaną niechęć aktualnego mistrza w stosunku do naszej osoby. Mistrzostwo staje się naszym celem, natomiast z osobą samego lidera spotykamy się jedynie w przerywnikach filmowych, gdy to dogryza nam i wyraża się pogardliwie o naszej skromnej osobie, oraz na samym końcu gry - gdy to przychodzi czas na jego detronizację i przejęcie jego królestwa. Zanim to jednak nastąpi, czeka nas wiele kilometrów i tysiące dolarów wydanych na samochody i ich naprawę...
Nowy system rozgrywki w karierze, wymyślony specjalnie pod ProStreet, opiera się na spotkaniach tunnerów samochodów. Owe eventy organizowane są przez siedem różnych drużyn, i odkrywamy je cyklicznie. Żeby odblokować imprezy u kolejnej, należy wygrać odpowiednią ilość imprez u aktualnej drużyny. Każdy team jest charakterystyczny i różni się od pozostałych, bardziej szczegółowo omówiliśmy je jednak przy okazji piątego dnia kończącego się Tygodnia z NFSPS i nie będziemy znowu o tym pisać, ponieważ z punktu widzenia recenzenckiego ma to drugorzędne znaczenie. Gotowi do startu? Wyścigi, w których bierzemy udział, podzielone są na cztery główne grupy. Mamy więc Grip, Speed Challenge, Drag oraz Drift. Pierwszy z nich jest niczym innym, jak doskonale nam znanym Circuitem – wyścigiem na okrążenia, w którym zwycięża kierowca pierwszy przekraczający linię mety. Występuje on zdecydowanie najczęściej i jest podstawowym trybem rozgrywki. Jego odmiany to Time Attack, Grip Class (w którym moment po sobie startują dwie osobne klasy samochodów) oraz Sector Shootout (gdzie trasa podzielona jest na sektory, a naszym zadaniem jest jak najszybsze ich pokonanie, aby do checkpointów dowieźć jak największą ilość punktów z malejącej ich puli).Speed Challenge różnią się od poprzedniego typu w sumie nieznacznie. W podstawowej wersji startuje cała stawka kierowców, wygrywa ten, który na mecie jest pierwszy, a największą różnicą pomiędzy S.C. a Grip jest to, że trasa nie jest zrobiona w formie okrążeń. W drugiej wersji Speed’ów – nazwanej Top Speed – wygrywa kierowca, który osiągnie największą sumę prędkości nabitych w odpowiednich miejscach wyznaczonych na trasie.
Zdecydowanie najbardziej innowacyjnymi, ciekawymi i popularnymi są ostatnie dwa typy zawodów. Pierwszym z nich jest Drag, czyli słynne na cały świat wyścigi na ¼ mili, w których liczy się umiejętność odpowiedniej zmiany biegów. Ma swoją odmianę w postaci Wheelie Comptetition, czyli zawodów na długość jazdy na dwóch tylnich kołach, do których posiadać należy potężny silnik w aucie. Drugi – Drift – to nie mniej popularny, za to bardziej widowiskowy tryb, w którym liczy się umiejętność jeżdżenia w poślizgu. Jeździsz lepiej od innych - to znaczy dłużej, szybciej i lepiej panując nad wozem – wygrywasz.Trzeba przyznać, że pod względem trybów rozgrywki twórcy spisali się bardzo dobrze. Są one ciekawe, różnorodne i zapewniają miłą zabawę, a o to przede wszystkim przecież chodzi.
W ProStreet mamy całkiem sporo aut do wyboru. Twórcy oddali nam do rąk ponad 50 wozów podzielonych na trzy grupy (cztero, tylnio bądź przednionapędowe), wśród których jest spore zróżnicowanie. Spotkamy w stawce i stare muscle cary, i nowoczesne samochody z lat 90, i najnowsze modele sportowe oraz luksusowe, i zupełne cuda techniki, i takie wozy, które już od kilku lat wiodą prym wśród aut modyfikowanych. Każdy znajdzie model, który mu przypasuje – zarówno z wyglądu jak i stylu jazdy. Dobrze, że zrezygnowano z tylu bardzo drogich wozów, które były obecne w poprzednich częściach. Do PS one by najzwyczajniej w świecie nie pasowały. Co ważne, przy zakupie każdego z samochodów musimy określić, do którego z typów wyścigów będzie on przeznaczony. Przez to najmniejsza liczba wozów, która może stać w garażu, to cztery... Bardzo ważnym aspektem gry jest oczywiście tuning. Każdą z bryk można przerobić zarówno pod względem osiągów jak i mechaniki. Kupić możemy całe pakiety z częściami, które zapewniają z jednej strony bezpieczeństwo wprowadzonych zmian i zgrania ich się ze sobą, ale z drugiej mocno dają po kieszeni. Alternatywą są zakupy pojedynczo wybranych części, trzeba jednak wiedzieć które z nich należy kupić. Może się bowiem zdarzyć, że nasz samochód będzie dysponował za słabym zawieszeniem do za wysokiej mocy silnika, co fatalnie odbije się na jego prowadzeniu. Trzeba się więc w tym wszystkim orientować, albo żmudnie uczyć się na błędach. Wymienić możemy także części karoserii, co wreszcie naprawdę wpływa na właściwości naszego samochodu. Odpowiednio dobrany spoiler czy maska pozytywnie wpływają na aerodynamikę wozu, sprawiają, że lepiej przyspieszamy i osiągamy większe prędkości maksymalne. Co ważne, rozwinięto znany z poprzedniej części AutoSculpt. Trzeba jednak przyznać, iż o ile w poprzednim roku zawiódł, o tyle w tym spisuje się o wiele lepiej. Nie dość, że formując każdą część widzimy jaki ma to wpływ na osiągi wozu (między innymi w tunelu aerodynamicznym) to do tego możemy przerobić każdą część – nawet tą licencjonowaną - co jest zdecydowanie bardzo fajne. Rok temu bowiem jak pamiętamy, części oddane do AutoSculpt’u były wymyślone przez twórców i co tu dużo mówić - po prostu paskudne!Ogólnie dużo mniejszą wagę ma modyfikacja wyglądu. Nie jest jakoś szczególnie okrojona, nawet więcej – w stosunku do Carbona można powiedzieć, iż rozbudowano ją, ale w ProStreet zdecydowanie większe znaczenie ma mechanika. Dlatego też dano nam dostęp do ustawień silnika i poszczególnych części - możemy pobawić się w prawdziwych mechaników i spersonalizować ustawienia wozu, by nam jak najbardziej odpowiadały i pasowały do tego, czego od bryki oczekujemy.
Co ciekawe i na pewno niespodziewane... ale stało się już faktem – nowy Need for Speed posiada elementy symulacyjne! Widać to na trasach po których jeździmy. Są to po prostu albo tory wyścigowe, wyznaczone w jakiejś okolicy – normalnie oznaczone, zabezpieczone barierkami, za którymi znajdują się kibice - albo nawet prawdziwe tory wyścigowe! Przykładowo jeździmy w Mondello Park w Irlandii, co jest niewątpliwie sporym zaskoczeniem chyba tak samo dla nas, jak i dla Was. Koniec z wariowaniem po ulicach miast i sianiem na nich zagrożenia, koniec także z policją i pościgami... czy to dobrze? To już gracze ocenią sami.Następny z symulacyjnych elementów to po części model sterowania. O wiele trudniejszy od tego z poprzednich części, zmuszający gracza do hamowania i uważnego wchodzenia w zakręty. Oczywiście bez przesady, nadal do GTR czy Race temu daleko, ale na pewno także daleko do Carbona, co już chyba samo w sobie jest wystarczającą rekomendacją. Twórcy najwyraźniej obawiali się nawet, by nie okazał się on za trudny, gdyż wprowadzili trzy poziomy jego złożoności oraz opcjonalnie wyświetlane na drodze strzałki pomagające w obraniu odpowiedniego toru jazdy.
Pora na trzeci z symulacyjnych aspektów, który w sumie łączy się z drugim, czyli... zniszczenia samochodów. Zniszczenia do tego nie tylko wizualne, ale także mechaniczne. Kto by pomyślał, że NFS znowu powróci do tego typu spraw. A jednak stało się - i jadąc w wyścigu należy uważać, bo raz, że zepsutą bryką za daleko nie zajedziemy, a dwa, że jej napawa nas kosztuje... i to nie mało. Do tego wóz jest bardzo czuły i nawet małe puknięcie powoduje pojawienie się napisu informującego o lekkich zniszczeniach. Potem może być już tylko gorzej. Czas pochylić się nad tym, z czego ta seria zdecydowanie ostatnio słynęła, a więc stroną techniczną produkcji. Nie można zaprzeczyć, że grafika jest po prostu świetna. Dopracowana, ładna, przyciągająca oko. Modele samochodów oczywiście jak zwykle wykonano bardzo starannie, ich poziom trzymają także trasy po których się poruszamy. Bardzo efektownie zrobiony został model zniszczeń, w którym na karoserii widać nawet lekkie wgniecenia, a poszczególne jej części zachowują się wysoce realistycznie.Wady? Owszem. Tekstury naklejek nadal potrafią straszyć niską rozdzielczością oraz paskudnie wykonano „totaled”, a więc całkowite zniszczenia samochodu. Gdy po ostrym dachowaniu odpada jedynie zderzak i maska, a sam kształt nadwozia jest nienaruszony – tracimy całe dobre zdanie o modelu zniszczeń w grze. Na szczęście nie na długo.
Co do strony audio gry, także wypada ona bardzo dobrze. Odgłosy samochodów są więcej niż zadowalające, natomiast soundtrack jest ciekawy i posiada fajne utwory, choć do tego z Underground 2 albo Most Wanted wiele mu brakuje.
Kończąc już rozważania na temat najnowszej części Need for Speed odpowiemy jeszcze na pytanie "Jak to jest z grywalnością tego tytułu?". Ano właśnie - to zależy. Gra jest takim swoistym połączeniem elementów starego NFS-a z pewnymi aspektami Forzy Motosport 2. Ma wiele plusów i zdecydowanie mało minusów, jednak jednym z największych jest to, iż w sumie jest to połączenie gry stricte sportowej i zręcznościowej. Gracze zręcznościowi zdziwią się, gdy już się zorientują, że tak właściwie to przechodzą oni te wszystkie wyścigi po to, by ulepszać swoją brykę oraz by zdobyć Mistrzostwo, a nie dla jakiejś złożonej i przebarwionej fabuły. Może ich to zniechęcić i znudzić. Nam się podobało i popieramy kierunek, w którym rozwinęła się seria. Jest jednak jeszcze pytanie "Quo Vadis NFS?" i chyba nikt oprócz panów z EA nie podejrzewa nawet, co będzie dalej... Czas pokaże. A tym czasem, jeżeli lubiliście Porsche 2000, to pędźcie do sklepów - a jak ubóstwialiście Carbona... no to niestety, ale róbcie to nadal.