Retrogram - Lands of Lore

Michał Myszasty Nowicki
2008/02/01 17:48
5
0

Bohater, bękart i przeklęty

Bohater, bękart i przeklęty

Bohater, bękart i przeklęty, Retrogram - Lands of Lore

Dzisiejszy odcinek Retrogramu będzie niejako kontynuacją poprzedniej części naszych wspomnień. Jak doskonale pamiętacie, studio Westwood, wciąż będące wtedy pod auspicjami SSI, otrzymało zadanie stworzenia trzech części cyklu Eye of the Beholder. Po zakończeniu prac nad drugą częścią cyklu doszło jednak do pewnych nieporozumień między wydawcą a deweloperem – problemy odnosiły się głównie do dość znacznych różnic w wizji artystycznej dotyczącej trzeciego Eye of the Beholder. Westwood szczególnie nie na rękę była konieczność ponownego wtłoczenia gry w sztywne reguły i zasady licencyjnej mechaniki AD&D. Eskalacja napięć prowadzi do rozstania z SSI, zaś nasze studio niemalże od razu trafia pod skrzydła potężnego koncernu Virgin. Dla nich już powstają takie przebojowe gry, jak The Legend of Kyrandia, czy Dune II: The Building of a Dynasty. Jednak nie oznacza to wcale odejścia od powstałego jeszcze na etapie współpracy z SSI, nowego cyklu gier cRPG. Wydawca świadom rosnącej popularności gatunku daje zielone światło. Rozpoczynają się prace nad Lands of Lore.

Opowieść pierwsza

Już pierwsze informacje dotyczące gry znamionują ambitny projekt – w pierwotnych założeniach, cykl miał się bowiem składać z aż ośmiu części! Rzeczywistość oczywiście nieco zweryfikowała te plany, jednak przyznać trzeba, że projektantom z Westwood nie brakowało iście epickiego rozmachu. Póki co, ekipa przystąpiła do prac nad częścią pierwszą, opatrzoną podtytułem The Throne of Chaos. Ostatecznie premiera gry miała miejsce w roku 1993, zaś jej wydawcą był oczywiście Virgin. Tutaj warto jeszcze wspomnieć o pewnej ciekawostce, gdyż gra wydana została w dwóch, nieco różniących się wersjach. Oprócz standardowego wtedy wydania na dyskietkach, pojawiła się również w roku 1994 płyta CD-ROM z grą, na której mogliśmy usłyszeć Patricka Stewarta – znanego niektórym, jako kapitan Jean-Luc Picard – w roli króla Ryszarda.

W fabułę gry wprowadza nas wysokiej jakości – jak na owe czasy – intro, dzięki któremu dowiadujemy się o wielkim niebezpieczeństwie, jakie zawisło niespodziewanie nad królestwem ludzi. Otóż Scotia, stara wiedźma i czarodziejka, po długich poszukiwaniach weszła w posiadanie artefaktu znanego jako Nether Mask, który pozwala między innymi przyjmować jego posiadaczowi kształt dowolnej żywej istoty. Dzięki temu zyskała ona wielką moc, która może pozwolić dowodzonej przez nią Mrocznej Armii stanąć do równorzędnej walki z Białą Armią króla Ryszarda LeGreya. Dlatego też wzywa on do swej siedziby w Gladstone Keep śmiałka – czyli naszego bohatera – który ma udać się do niejakiego Rolanda, aby uzyskać od niego magiczny Ruby of Truth. Oczywiście, już na samym początku okazuje się, że nie jest to wszystko tak proste, jak mogłoby się wydawać – już od pierwszych chwil trup ściele się gęsto, a banalne z pozoru zadania okazują się być jedynie wstępem do wielkiej przygody.

Pierwszy Lands od Lore, to typowy dungeon crawler – choć część zadań wykonujemy na powierzchni, to jednak wystarczy przyjrzeć się interfejsowi, by zauważyć wiele podobieństw do choćby Eye of the Beholder. Generalnie rzecz biorąc gra ta wydaje się być po prostu rozwinięciem idei znanych z tego pierwszego cyklu. Najważniejsze jednak wydają się być te elementy, które w tej produkcji Westwood uległy zmianie, bądź też były całkowitymi nowościami. Po pierwsze zatem, tym razem nie tworzymy ani drużyny śmiałków, ani nawet tego jedynego bohatera, którym przyjdzie nam rozpocząć grę. Na samym początku dostajemy bowiem do wyboru cztery różne postaci, różniące się umiejętnościami i statystykami, spośród których wybieramy jedną, będącą naszym bohaterem. Te postaci to Ak'shel, półsmoczy Dracoid, specjalizujący się w magii, Kieran, pochodzący z kotopodobnej rasy Huline, mistrz broni zasięgowej, oraz dwaj ludzie: zwolennik siłowych rozwiązań, Michael, oraz najbardziej zbalansowana postać z całej czwórki, Conrad. Choć zaczynamy w pojedynkę, nie musi być tak do końca – z czasem do naszej drużyny będzie mogło dołączyć się dwoje wspomagających nas poszukiwaczy przygód.

Kolejnym niezwykle ważnym i bardzo przydatnym elementem, jest zaimplementowanie w grze automapy. To od zawsze była największa zmora wszelkich gier tego typu. Cóż bowiem z tego, że przygody przeżywamy na ekranie monitora, skoro co minutę musimy się od niego odwracać, żeby dorysować na kartce następny fragment mapy, tudzież licząc na swój zmysł wirtualnej orientacji, określić swe na niej położenie. Mapa w LoL, to klasa sama w sobie – pokazuje nam naszą pozycję, kierunek, w którym jesteśmy zwróceni oraz wszelkie ważniejsze lokacje i charakterystyczne punkty. Całkowicie też zmienił się system awansu postaci – teraz oparty został na trzech podstawowych umiejętnościach: walce wręcz, walce na dystans i magii. Sam schemat rozwoju przypomina ten charakterystyczny dla serii Elder Scrolls – zabijanie przeciwników przy użyciu którejś z powyższych umiejętności automatycznie ją rozwija i po zebraniu odpowiedniej puli punktów, podnosi na wyższy poziom.

Sama rozgrywka, to już wszystko to, co znamy dobrze z Eye of the Beholder – poruszamy się ściśle ograniczonych "korytarzach", walka przebiega w czasie rzeczywistym, wygodną obsługę gry i interfejsu mamy zapewnioną dzięki pełnemu wsparciu dla myszki. W grze znaleźć możemy sporą ilość różnego rodzaju przedmiotów, od broni począwszy, przez elementy pancerza, na różnorakich ziołach, różdżkach, pierścieniach i kluczach skończywszy. Ciekawą rzeczą jest podział broni na trzy podstawowe grupy: broń sieczną (miecze, topory), kolną (sztylety, rapiery) i obuchową (młoty, maczugi). Ma to dość duży wpływ na rozgrywkę, gdyż każdy z występujących w grze przeciwników jest zazwyczaj mniej odporny na jeden z wymienionych rodzajów broni.

GramTV przedstawia:

Gra spotkała się bardzo ciepłym przyjęciem zarówno fanów gier cRPG, jak i redaktorów branżowych pism i portali. Szczególnie chwalone były dopieszczona grafika i idealne wyważenie elementów akcji z opowiadaną historią. Szczególnie ukontentowani byli miłośnicy Eye of the Beholder, otrzymali bowiem tytuł utrzymany w podobnym klimacie, jednak dużo lepiej dopracowany, niż którekolwiek z poprzednich dzieł Westwood Studios. Obrazu tego nie psuł nawet fakt, iż tym razem gracz pozbawiony został wpływu na wygląd i charakterystyki prowadzonej przez siebie postaci. Opowieść druga

Na drugą część sagi było nam dane poczekać kilka dobrych lat, gdyż premiera Lands of Lore: Guardians of Destiny miała miejsce we wrześniu 1997 roku. Tym razem dane nam było wcielić się z Luthera, syna dobrze znanej z poprzedniej części, złej wiedźmy Scotii. Gra rozpoczyna się w dość oryginalny sposób, gdyż nasz bohater jest więźniem w Gladstone, oskarżonym o członkostwo w zbrodniczej organizacji swej matki, czyli pamiętnej Mrocznej Armii. Na szczęście – i przy okazji nieszczęście – został on dziedzicznie obciążony, co przejawia się w ciążącej na nim klątwie; potrafi zmieniać swój kształt, jednak nie ma nad tym żadnej kontroli. Tak czy inaczej, właśnie dzięki tej zdolności udaje mu się zbiec, my zaś rozpoczynamy przygodę, która początkowo ma doprowadzić do zdjęcia z Luthera niekiedy uciążliwego przekleństwa. Oczywiście, z czasem okazuje się, że jesteśmy zamieszani w nieco większą aferę, która ma wiele wspólnego z pojawieniem się na świecie złego boga Beliala.

Tym razem od początku do końca prowadzimy tylko jedną postać, choć wiele elementów, takich jak na przykład system rozwoju postaci, pozostało niezmienionych. Trudno też mówić tutaj o typowym cRPG – to raczej zmiksowane razem gra przygodowa i klasyczne FPP. W przypadku tej części gry od razu rzuca się także w oczy fascynacja twórców środowiskiem 3D (a w zasadzie 2.5D). Gra oferowała nie tylko software’owy rendering, ale również – po wydaniu patcha – wsparcie dla Direct3D. I chociaż lokacje nie wyglądają najgorzej, to już wszelkie monstra, z którymi przyjdzie nam walczyć są jedynie płaskimi sprite’ami, na dodatek wręcz rażącymi pikselozą.

Gra wydana została na aż czterech płytach CD, czego główną przyczyną była wręcz niesamowita ilość wszelakich cut-scenek, wykonanych bardzo wtedy popularną metodą nakładania żywych aktorów na renderowane tła. Sumaryczna długość tych filmików, to ponad trzy godziny. Trzeba przyznać, że do dziś robi to spore wrażenie, w grze w niezwykle sugestywny sposób budowało zaś fabułę i klimat. Tym bardziej, że ta mimo dość dużej liniowości, oferowała aż pięć całkowicie różnych zakończeń. Widać również, że tym razem położono znacznie większy nacisk na magię – rodzajów broni jest jak na lekarstwo, zaś wybór czarów całkiem spory, dodatkowo zaś możliwe jest osiągnięcie w każdym ze zaklęć ośmiu poziomów specjalizacji. Warto też wspomnieć o niezwykle wygodnym i intuicyjnym systemie nawigacji za pomocą myszki – w tej dziedzinie Westwood zawsze był na czele, jeśli akurat nie wyprzedzał konkurencji.

Pomimo kilku ciekawych rozwiązań, nowoczesnej choć nie zachwycającej grafiki i niezłego klimatu, gra spotkała się z bardzo mieszanymi odczuciami graczy. Najbardziej krytykowano odejście od klasycznego, znanego z choćby poprzedniej części stylu, na rzecz większej ilości elementów zręcznościowych. Z dość nieprzychylnymi opiniami spotkało się też maksymalne uproszczenie mechaniki gry. z drugiej jednak strony, chwalono ją za niezwykle barwne postaci niezależne, świetny klimat i wspominane już, budujące go wstawki filmowe. Opowieść trzecia i ostatnia

Po kolejnych dwóch latach – a przy okazji także przejściu Westwood pod skrzydła EA – fani serii doczekali się kolejnej, trzeciej odsłony cyklu, zatytułowanej po prostu Lands of Lore III. Była to, jak się wkrótce okazało, ostatnia i zarazem najbardziej kontrowersyjna część serii. Tym razem, podobnie jak w części poprzedniej, wcielaliśmy się w jedną, z góry narzuconą scenariuszem postać, którą tym razem był niejaki Copper LeGre, syn z nieprawego łoża księcia Erica, czyli mówiąc krótko bękart. W wyniku pewnych wydarzeń, podczas polowania ginie nasz ojciec oraz reszta rodziny, my zaś zostajemy przy okazji pozbawieni duszy i oskarżeni o całe mające miejsce zło. Oczywiście nasz bohater przede wszystkim będzie musiał odzyskać utracone jestestwo, przy okazji starając się oczyścić z ciążących na nim zarzutów o ojco i bratobójstwo.

Poprzez system portali będzie on miał okazję przemieszczać się między różnymi światami, od kompleksów jaskiń, poprzez świat wulkaniczny, czy skute lodem krajobrazy. Graficznie gra nie prezentuje jednak poziomu o wiele wyższego niż część poprzednia – w roku 1999, to co zobaczyliśmy na ekranie trąciło więc nieco myszką, nawet zakładając użycie akceleratora grafiki. Sam gameplay, przy niewielkich tylko zmianach kosmetycznych, przypominał bardzo tytuł poprzedni, jednak było w nim coś, co dość skutecznie zniechęciło do gry wielu miłośników cRPG. Ekipa Westwood bowiem, jeszcze bardziej zapatrzyła się w produkcje typu Quake, czy Doom, co niestety objawiło się niezwykłą, jak na grę fabularną ilością elementów zręcznościowych. Dodając do tego jeszcze sporą ilość błędów, doprowadzało to niejednego gracza do białej gorączki podczas kolejnej nieudanej próby przeskoczenia z jednej półki na drugą, zakończonej radosną kąpielą w lawie.

W grze pojawiają się również cztery gildie, do których możemy się przyłączyć, wykonując dlań zadania, w zamian zaś otrzymując dodatkowe szkolenia w którejś z odpowiednich umiejętności. I tak mamy gildię magów, wojowników, kleryków i złodziei, przy czym teoretycznie należeć możemy do każdej z nich jednocześnie. Dodatkowym bonusem, jest chowaniec, którym każda z nich może nas obdarzyć, a które to zwierzątko może nas na przykład ostrzegać przed zbliżającym się niebezpieczeństwem. Co prawda gra ma niezły klimat, czego dużą zasługa są znów częste animowane wstawki odnoszące się do fabuły, jednak głównie wspomniana już duża ilość typowo zręcznościowych elementów sprawiła, iż jest ona najgorzej ocenianą z wszystkich części cyklu. Powstał bowiem ni to erpeg, ni to zręcznościowa gra FPP, która nie potrafiła do końca zadowolić fanów żadnego z tych gatunków.

Komentarze
5
Usunięty
Usunięty
01/02/2008 20:42

dobrze napisany tekst. Lands of Lore mialo fajny klimat i dobrze sie wspomina ale jest to jedna z tych gier ktorych juz lepiej nie odkurzac zeby nie psuc dobrego wrazenia. Stare rpgi mialy dosc fajne historie, nie wydawalo sie to wszystko takie oklepane. No i wstawki filmowe budowaly atmosfere. Cala reszta byla zawsze taka sama - szwendanie sie po lochach i tluczenie potworkow :)

Usunięty
Usunięty
01/02/2008 20:42

Ehh... wyobraźcie sobie tylko ten tytuł w nowej oprawie graficznej i ze wszystkimi dodatkami z współczesnych cRPGów. To byłby hit. ;]

Usunięty
Usunięty
01/02/2008 19:15

Jak można sprzedawać takie gry??hahaha




Trwa Wczytywanie