Wiecie, że były detektyw Krzysztof Rutkowski, który niedawno zagościł w telewizji oraz na portalach plotkarskich, ma w swojej karierze także epizod związany z grami wideo? Jeśli nie wiecie, tym lepiej dla Was.
Ostatnimi czasy polski rynek gier wideo przeżywa naprawdę świetny okres. CD Projekt RED, Techland, People Can Fly, City Interactive, Reality Pump, a także inne studia stają się znane na całym świecie za sprawą wyśmienitych produkcji. Mamy jednak w zanadarzu również takie tytuły, którymi nie chcielibyśmy się chwalić. Jednym z nich jest niewątpliwie Detektyw Rutkowski is back!, czyli skradanka będąca (bardzo) ubogim krewnym Splinter Cella, która trafiła do sklepów w 2007 roku. Wspominamy o niej w Retrogramie, gdyż nie tak dawno pana Rutkowskiego ponownie mogliśmy zobaczyć w mediach. I gdyby był on tak samo skuteczny w grze, jak w prawdziwym życiu, nie mielibyśmy powodu do wstydu. A tak cóż – mamy i to wielki.
Biorąc grę ze sklepowej półki jesteśmy w stanie odczuć, czy będziemy mieli do czynienia z produkcją wysokiej klasy czy też budżetówką. Detektyw Rutkowski is back! swojego czasu nie był jednak dostępny w sklepach, lecz kioskach, na tekturce w wyjątkowo niskiej cenie, bodajże dziesięciu złotych, co sprawiło, że tytuł ten został zakupiony przez sporą liczbę graczy. W końcu nie ryzykowali oni sporej sumy i liczyli, że w zamian otrzymają coś na poziomie strzelanek od City Interactive. Tak się jednak nie stało - Detektyw Rutkowski is back! to jeden z największych koszmarów, jaki może spotkać użytkownika komputera. Dlaczego?
Detektyw Rutkowski is back! jest strzelanką, w której do naszej dyspozycji oddano możliwość obserwowania wydarzeń z perspektywy trzeciej lub pierwszej osoby. Gdyby logicznie pomyśleć, wyszłoby na to, że jej głównym bohaterem jest Krzysztof Rutkowski, a gra oferuje możliwość wzięcia udziału w misjach być może luźno inspirowanych prawdziwymi wydarzeniami. Producentowi najwidoczniej zabrakło pieniędzy na licencję i wykupił jedynie tę, która uprawnia go do wykorzystania wizerunku byłego dziś detektywa na okładce oraz w ekranie startowym. Zapomnijcie o tym, że będziecie go oglądać od tyłu w trakcie zabawy lub też patrzeć z jego oczu na przeciwników. Zapomnijcie też, że otrzymacie choć namiastkę fabuły. Na ekranie pojawiają się rozpikselowani terroryści, których trzeba zabić. To tyle, jeśli chodzi o scenariusz.
Na czym tak właściwie rozgrywka w grze Detektyw Rutkowski is back!? Mamy do przejścia dziesięć misji opartych na bardzo podobnym schemacie. W każdej głównym celem jest zlikwidowanie strażników patrolujących dany teren. Zazwyczaj musimy uczynić to za pomocą dostępnego pistoletu, a rzadziej korzystając z gołych pięści. Nie musicie się bać, że podczas „zabawy” (tak, jasne – katowania nas przez wydawcę, to chciałem napisać) zabijecie jakiegoś cywila. Tutaj takowych nie ma – są wyłącznie wrogowie, których należy pokonać, by odblokować przejście do kolejnych lokacji. Nie spodziewajcie się możliwości ominięcia ich – twórcy nie przwidzieli takiej opcji, po prostu kulka w łeb i do przodu.
To porównanie jest z pewnością krzywdzące dla jednej ze stron. Graliście w Max Payne'a? Gra ukazała się w 2001 roku i jeśli przyrównamy jej jakość oprawy wizualnej do tego, co możemy zobaczyć w wydanym 6 lat później produkcie zatytułowanym Detektyw Rutkowski is back! możemy śmiało stwierdzić, że grafika w dziele Remedy jest powalająca, w pozytywnym znaczeniu tego słowa. Patrząc na obrazki z Detektyw Rutkowski is back! można wypalić sobie oczy, a w dniu premiery wcale nie było lepiej – jaki model postaci, jakie beczki, jakie otoczenia, jakie.... jakie to BRZYDKIE! Nie musicie mi wierzyć na słowo – dołączam screeny. Widać na nich, że twórcy za nic mają postęp technologiczny, serwując nam nie tylko prehistoryczne tekstury, ale także oferując wyłącznie maksymalną rozdzielczość ekranu 1024 na 768. Jednak to, co widać na statycznych obrazkach, to nie wszystko, od czego można oślepnąć.
Osobny akapit należy się animacji postaci w Detektyw Rutkowski is back!. Ta nie tyle kuleje, co po prostu powala i tym razem w negatywnym znaczeniu tego słowa. Można by rzec, że tuż przed rozpoczęciem pierwszej misji nasz protagonista połknął kij, a ponadto ktoś wsadził mu w odbyt korek, przez co porusza się on z niewzwykła gracją i wdziękiem. To oczywiście ironia, bo tak naprawdę bohater idzie całym sobą. Przesuwa się w określonym kierunku, zapominając o zginaniu kolan czy o tym, by najpierw wychylić głowę, a dopiero potem ewentualnie postawić nogi. To aż naprawdę ciężko opisać. Dlatego też perspektywę TPP odradzam, a zalecam FPP. Chociaż nie. W FPP też znajdziecie mnóstwo kwiatków – postaci nie ma, nie ma i broni, jest jedynie celownik. Autorzy nie chcieli się widocznie zaśmiecać ekranu niepotrzebnymi elementami. Ważne, że zostawili interfejs.
Nie wiem, o co chodziło twórcom Detektyw Rutkowski is back! i co chcieli osiągnąć, wydając tę grę. Nie wiem również dlaczego pan Krzysztof Rutkowski użyczył swojego nazwiska firmie Play, która odpowiadała za jej dystrybucję. Wiem natomiast jedno – jeśli znajdziecie ją kiedyś u siebie w domu, robiąc porządki i będziecie chcieli zabić trochę czasu, grając w nią, nie róbcie tego. Zdecydowanie bardziej absorbującym i ciekawszym zajęciem jest siedzenie i patrzenie w ścianę. Bez flustracji i irytacji, ba – nawet czas chyba leci szybciej.