Tydzień z grą 9 Kompania – dzień szósty – Bolesna lekcja taktyki

Michał Myszasty Nowicki
2008/06/14 17:00
1
0

Gdzie Szyłka nie da rady, tam Krokodyla pośle

Gdzie Szyłka nie da rady, tam Krokodyla pośle

Gdzie Szyłka nie da rady, tam Krokodyla pośle, Tydzień z grą 9 Kompania – dzień szósty – Bolesna lekcja taktyki

Wojna w Afganistanie była konfliktem bardzo specyficznym. Nie tylko ze względu na duże kontrowersje dotyczące samego faktu wkroczenia na teren tego kraju wojsk radzieckich, ale również z powodu warunków, w jakich wojska te musiały prowadzić działania. Nawet w filmie Bondarczuka usłyszeć można od jednego z oficerów całą prawdę o wojnach w Afganistanie. Prawdę, która w jego ustach brzmi niczym wyrok skazujący młodych żołnierzy na pewną porażkę: "w historii nie odnotowano, aby kiedykolwiek i komukolwiek udało się w pełni podbić ten kraj". Tak po prostu. O prawdziwości tychże słów młodzi desantowcy mieli przekonać się już wkrótce na własnej skórze. Jakie więc czynniki złożyły się na taką właśnie sytuację? Dlaczego potężna przecież Armia Czerwona ponosiła tam klęski? Czemu tak często zawodziła przyjęta przez naczelne dowództwo doktryna?

Walec zatrzymuje się na skałach

Aby odpowiedzieć sobie na te pytania, musimy na początku przyjrzeć się obydwu stojącym naprzeciw siebie siłom. W przypadku sowietów, słowem kluczowym, które szczególnie w pierwszym okresie wojny wiąże się z początkowymi, zadziwiającymi dowództwo porażkami, jest "zimna wojna". Dokładniej zaś przyjęta przed laty główna doktryna militarna, opierająca się na zmasowanym ataku licznymi zagonami pancernymi i jednostkami zmotoryzowanymi, użyciu taktycznych ładunków nuklearnych, wsparciu artylerii i lotnictwa strategicznego. Mówiąc krótko, sowieci przygotowani byli do działań na szerokim froncie i w otwartym terenie europejskich równin, gdzie budzące na Zachodzie strach swoją liczebnością radzieckie czołgi w pełni mogły wykorzystać swój potencjał. Atak lub kontratak miał być przeprowadzoną na olbrzymią skalę operacją, będącą niejako połączeniem bitwy pod Kurskiem z niemieckim blitzkriegiem. Stąd też na przykład powszechna obecność w radzieckich siłach pojazdów, transporterów, czołgów i samobieżnych dział zdolnych do pływania. Żadna z licznych w Europie rzek czy innych przeszkód terenowych nie miała prawa powstrzymać pancernego walca przetaczającego się przez kontynent.

To, co skuteczne na równinach Europy, nie musiało jednak sprawdzić się w Afganistanie - kraju poprzecinanym labiryntem wąwozów, jarów, górzystym i wyjątkowo suchym. Bardzo szybko przekonali się o tym radzieccy żołnierze, którzy uczestniczyli w pierwszych poważnych starciach z mudżahedinami. W pierwszej fazie wojny zastosowano bowiem taktykę polegającą na użyciu dużych zgrupowań wojsk pancernych i zmechanizowanych, starających się okrążyć i zamknąć w kotłach siły przeciwnika. Taktyka, która zapewne doskonale sprawdziłaby się na otwartych przestrzeniach, w Afganistanie okazała się całkowitą pomyłką. Po pierwsze bowiem, radzieckim pancerniakom przyszło walczyć przede wszystkim z piechotą, tak więc wykorzystanie dużej liczby czołgów jedynie niepotrzebnie zwiększało koszty operacji. Po drugie zaś, warunki terenowe sprawiały, że próby okrążenia partyzantów kończyły się niejednokrotnie odcięciem w jakimś wąwozie... samych okrążających. Kolejnym utrudnieniem był fakt, iż w górzystym terenie załogi czołgów miały spore problemy z prowadzeniem skutecznego ostrzału wysoko położonych punktów ogniowych wroga.

O wiele lepiej sprawdziły się w tej sytuacji lżejsze i gorzej opancerzone wozy bojowe piechoty BMP-2 i ich desantowy odpowiednik, BMD-2, wyposażone w mające niewielki kaliber, ale szybkostrzelne armaty, o dużym kącie podniesienia. Z czasem odkryto również, że jedną z najbardziej skutecznych w tym terenie mobilnych broni jest... przeciwlotnicza Szyłka. Ten samobieżny zestaw armat przeciwlotniczych charakteryzował się niesłychaną szybkostrzelnością, gęstością ostrzału oraz – co chyba najważniejsze – bardzo dużym kątem podniesienia, w połączeniu z szybkim mechanizmem obrotu wieży. Doszło nawet do tego, że wysyłano do Afganu specjalnie zmodyfikowane Szyłki, pozbawione bezużytecznego tu radaru i systemów naprowadzania, co pozwalało z kolei powiększyć zapas amunicji. Pojazdy te brały udział zarówno w działaniach ofensywnych, obronie umocnionych pozycji, jak i jako eskorta konwojów. Najpoważniejszą ich wadą, co dotyczyło również transporterów piechoty, było relatywnie słabe opancerzenie.

Jednak największym błędem, jaki popełniono w pierwszym etapie wojny, był minimalny lub całkowity brak wsparcia z powietrza. Uznano bowiem, że nie będzie ono konieczne ze względu na absolutny brak jakichkolwiek sił lotniczych wroga oraz siłę własnych dywizji pancernych. Błąd ten zemścił się okrutnie, gdyż mudżahedini nie kwapili się do otwartej walki na względnie płaskim terenie, zdecydowanie preferując zasadzki, a także w mistrzowski sposób wykorzystując przewagę jaką dawał im teren. Swoje stanowiska ogniowe umieszczali często na wysokości, która była poza zasięgiem czołgowych armat czy nawet karabinów we wczesnych wersjach transporterów BTR. Czołgi, konstruowane z myślą o strzelaniu przede wszystkim na wprost, były zupełnie bezradne w wąskich jarach i wąwozach, dodatkowo zaś wystawione na ostrzał z granatników RPG i bazook. Wszystko to doskonale widać w grze – owszem, BMP i T-62 dysponują potężną siłą ognia, jednak pozbawione ochrony piechoty, w kilka chwil padają łupem uzbrojonych w RPG mudżahedinów. W jednej z misji możemy też na własnej skórze bardzo boleśnie przekonać się o wyjątkowej skuteczności wręcz masakrującej piechotę Szyłki.

Zbawienie przychodzi z nieba

Użycie czołgów stało się coraz bardziej marginalne, z Afganistanu wycofywano po kolei całe kompanie, zostawiając jedynie kilka grup pancernych. Rola czołgów z czasem zredukowana została głównie do działań czysto defensywnych, przede wszystkim obrony większych miast, baz i lotnisk. Ich zadania przejęły natomiast śmigłowce, w szczególności słynne Mi-24 Krokodyl, nie bez powodu nazywane niekiedy latającymi czołgami. Te potężne i opancerzone maszyny, uzbrojone w zasobniki z rakietami, bomby oraz działko systemu Gatlinga, stały się postrachem mudżahedinów, którzy nadali im miano "diabelskich rydwanów". Sowieci bardzo szybko docenili ich właściwości, sprowadzając do Afganistanu dużą liczbę tych maszyn. W pierwszych operacjach brało udział jedynie sześć (sic!) śmigłowców Mi-24D, jednak na początku 1980 roku ich liczba wzrosła do dwóch pełnych eskadr, by w szczytowym momencie osiągnąć imponującą liczbę około 300 maszyn. Pierwsze sukcesy utwierdziły dowództwo 40. Armii w przekonaniu, że w tym trudnym terenie użycie śmigłowców bojowych jest jedynym skutecznym sposobem walki z rozproszonymi oddziałami mudżahedinów. Śmigłowce jako jedyne były w stanie zapewnić szybkie i precyzyjne wsparcie dla walczących żołnierzy piechoty.

Taktyka walki zmieniała się z czasem, co było wynikiem coraz skuteczniejszych metod przeciwdziałania ze strony afgańskich powstańców. Początkowo nie mieli oni żadnego doświadczenia w walce z celami powietrznymi, ani odpowiedniego uzbrojenia, co w połączeniu z wytrzymującym ostrzał bronią kalibru 12,7 mm kadłubem maszyny, pozwalało na niemalże bezkarne prowadzenie działań. Mudżahedini szybko nauczyli się jednak wykorzystywać zdobyczną radziecką broń p-lot, a także wyrzutnie samonaprowadzających się rakiet 9K32 Strieła-2. Ukryte w pieczarach, wysuwane na specjalnych platformach zestawy artyleryjskie, zaczęły coraz bardziej doskwierać radzieckim pilotom. Śmigłowce latały teraz w zespołach po dwie, cztery lub osiem maszyn, wzajemnie się ubezpieczając i wspierając w przypadku napotkania skutecznego oporu. Partyzanci opracowali wtedy nowe taktyki walki, atakując ostatnie maszyny w szyku lub też ich tyły pozbawione aktywnej obrony. To wszystko zaowocowało montowaniem w tylnym luku 12,7 mm karabinów Utios oraz wyrzutni flar cieplny ch, mających "zdezorientować" naprowadzane termicznie pociski rakietowe.

GramTV przedstawia:

Ostatni etap wojny to okres, kiedy mudżahedini na szeroką skale zaczęli wykorzystywać dostarczane w ramach operacji Cyklon, doskonałe i naprowadzane na podczerwień, amerykańskie Stingery. Skuteczność tego systemu na tyle zaskoczyła sowietów, że w początkowej fazie całkowicie zrewolucjonizowano taktykę działania śmigłowców, rozpoczynając loty i działania bojowe na maksymalnych wysokościach rzędu dwóch-czterech kilometrów nad poziomem gruntu, poza skutecznym zasięgiem środków przeciwlotniczych. Oznaczało to jednak znaczny spadek przydatności bojowej maszyn, zupełnie nieprzystosowanych do działania na tak ekstremalnych pułapach. Mała skuteczność zaowocowała kolejną zmianą taktyki – wyposażone w urządzenia noktowizyjne Mi-24 rozpoczęły działania w nocy, co pozwalało im na skuteczne akcje, do czasu uzyskania przez mudżahedinów amerykańskiego sprzętu noktowizyjnego.

WDW vs klany

Afganistan nauczył Rosjan przede wszystkim dopracowanego do perfekcji wykorzystania w trudnych warunkach wojsk aeromobilnych, wykazując jednocześnie słabość pierwotnej doktryny przystosowanej do zupełnie odmiennych warunków europejskiego i bliskowschodniego teatru działań. Wyraźnie widać to w samej grze, gdzie kierujemy przecież kompanią żołnierzy WDW, czyli radzieckimi desantowcami. Wiele misji rozpoczyna się od lądowania śmigłowców Mi-8, dostarczających naszych sołdatów na pole walki, co było niejednokrotnie jedynym sposobem na zajęcie strategicznych pozycji przed rozpoczęciem zadania. Doskonale zobrazowano również niewielką tak naprawdę przydatność czołgów i wozów bojowych, które poruszając się po niezabezpieczonym terenie, w ciągu kilku chwil padają ofiarą wyposażonych w RPG bojowników czyhających w zasadzce. Gra uczy także skutecznie jeszcze jednej prawdy o Afganistanie. Kilku doświadczonych, odpowiednio wyposażonych żołnierzy jest dużo bardziej skutecznych, niż dwukrotnie liczniejszy oddział kotów.

Niestety, kolejna prawda ma już bardziej gorzki smak. Nawet ci najlepsi nie byli odporni na kule przeciwnika. Mudżahedini bardzo rzadko stawali do otwartej walki, preferując stosowanie zasadzek przy wykorzystaniu sprzyjającego im terenu. Stanowiska ogniowe na szczytach wzniesień i gór pozwalały im kontrolować okolicę, jednocześnie zabezpieczając się przed ostrzałem armat czołgów i większości pojazdów opancerzonych. Zdobycie każdego wzgórza lub innego punktu oporu to niejednokrotnie nieuniknione straty w ludziach i sprzęcie. Taktyka wojny partyzanckiej doskonale sprawdzała się w pociętym wąwozami, pełnym jaskiń i naturalnych kryjówek terenie. Zamiast bezpośrednio atakować umocnione i zazwyczaj dobrze bronione bazy, ograniczali się jedynie do prowadzonego z dużej odległości ostrzału rakietowego czy artyleryjskiego, głownie za pomocą moździerzy. Najczęściej jednak starali się sparaliżować szlaki zaopatrzeniowe. Zdarzało się również, że specjalnie przeszkolone, niewielkie grupy dokonywały zamachów na przedstawicieli oficjalnego rządu czy radzieckich oficjeli.

Ogólnie sytuacja wyglądała w ten sposób, że sowieci po pierwszych nieudanych i trafiających zazwyczaj w próżnię ofensywach, ograniczali się do obrony posiadanych miast i lotnisk oraz utrzymania głównych osi komunikacyjnych. Mudżahedini starali się zazwyczaj paraliżować szlaki zaopatrzeniowe, głównie poprzez obsadzanie i fortyfikowanie strategicznych punktów, takich jak przełęcze i tunele, rzadko przeprowadzając większe i skoordynowane operacje. Choć w walce jednoczył ich islam i wspólny wróg, przez cały okres wojny pokutowała klanowa struktura wielonarodowego społeczeństwa. Najczęściej lokalni dowódcy ograniczali się do działań w obrębie rodowych ziem, nierzadko przy okazji walki z sowietami rozgrywając swoje prywatne wojny wynikające z lokalnych konfliktów, mających często wielopokoleniową tradycję. Rzadko trafiali się przywódcy tak silni, jak komendant Ahmad Szah Masud, zwany też Lwem Panczsziru, którzy potrafili zjednać sobie większe grupy bojowników.

Wojna w Afganistanie była pierwszym konfliktem w powojennej historii ZSRR, który w bardzo bolesny sposób zweryfikował dotychczasową, będącą reliktem zimnej wojny doktrynę, nie mającą żadnego praktycznego zastosowania w zupełnie odmiennych warunkach. Jednocześnie dzięki temu konfliktowi udowodniły swą niezwykłą przydatność śmigłowce bojowe, co znacznie przyspieszyło prace nad nowymi maszynami tego typu, nie wspominając o rozlicznych modernizacjach i usprawnieniach innych typów pojazdów. Wystarczy przyjrzeć się radzieckiemu sprzętowi z roku 1989, który mogliśmy oglądać w World in Conflict – niemalże każdy z nich nosi na sobie piętno doświadczeń wyniesionych właśnie z Afganistanu. Teraz dzięki 9 Kompanii będziemy mogli przekonać się na własnej skórze, czemu wojna ta odegrała tak ważną rolę w opracowaniu nowych taktyk działania oraz wpłynęła na rozwój radzieckiej techniki wojskowej.

Komentarze
1
Usunięty
Usunięty
14/06/2008 19:54

no no fajnie sie czyta, kurde nie mogę się już tej gry doczekać :P Szkoda że nie będziemy mogli pograć "duchami".