Symulator to symulator. Naszym zadaniem będzie wożenie towarów z punktu A do punktu B, wynajdywanie co bardziej lukratywnych zleceń, i to w zasadzie tyle. Wprawdzie gra ma również część ekonomiczną, ale jest ona ograniczona do minimum i służy właściwie jako swoisty miernik doświadczenia kierowcy. Nie jest to jednak miernik jedyny. Gracz vel Graczka zdąży "nałapać" wszelakich etykietek podczas rozgrywki nader wiele. Od banalnego "roztargnionego kierowcy", po określenia jego afektu do poszczególnych odwiedzanych miast. Dziwne to trochę, ale wystarczy raptem dwa razy odwiedzić jakowąś metropolię, by natychmiast zostać ogłoszonym jej fanem.
Euro Truck Simulator wyprodukowała czeska firma SCS Software jako swoistą kontynuację serii 18 Wheels of Steel. Jednak "osiemnaście stalowych kółek" traktowało o realiach amerykańskich, zatem zarówno sprzęt, przepisy, jak i geografia ograniczała się li tylko do Stanów Zjednoczonych. Euro Truck Simulator, jak sama nazwa wskazuje, dotyczy już Starego Kontynentu. I tu dochodzimy do pewnej ciekawostki. Mianowicie do Europy, według braci Czechów, jak najbardziej należą: Portugalia, Francja, Belgia, Holandia, Niemcy, Szwajcaria (o dziwo!), Włochy, Austria, Czechy (oczywiście!) i -chwała Bogu - Polska. Klucz, według którego dokonano doboru państw, jest jednak cokolwiek dziwny. Owszem, Wielka Brytania z uporem godnym najwyższego podziwu dystansuje się od kontynentu i przejazd lub też żeglugę przez Kanał La Manche nazywa wyprawą do Europy. Nie chcą wyspiarze być Europejczykami - ich prawo. Skandynawia jest za daleko. Litwa, Łotwa i Estonia zostały zapewne przez twórców gry oddane w sferę wpływów Rosji. To samo najwyraźniej spotkało ostatnio nader prorosyjsko nastawioną Słowację. Ale za co i komu oddano z Europy Luksemburg, który jest w jej środku przedstawiony jako czarna dziura? Też oddany pod okupację rosyjską? Jednak okrojona czy nie - Europa jest wystarczającą areną do popisu dla świeżo (zapewne) upieczonego kierowcy TIR-a.
Pogórze Mazowieckie i Nizina Tatrzańska, czyli realia
Wszelkie kwestie geograficzne to w sumie mało istotny szczegół. Liczą się przecież tylko "ci wspaniali mężczyźni w ich szalejących maszynach". Do wyboru mamy cztery marki wozów: Majestic, Runner, Valiant i Swift. Każdy z "producentów" oferuje trzy modele: A, B, i C . Prawda, jakie to proste? Niestety, próżno by szukać tych marek na europejskich drogach. Jest tak niestety ze względu na fakt, iż firmie SCS Software nie udało się osiągnąć porozumienia w sprawie licencji na oryginalne nazwy ciężarówek z prawdziwymi ich producentami. Ta smutna okoliczność zmusiła twórców gry do drobnych zmian w wyglądzie "trucków" oraz wykreowania tych - jakże wymyślnych - marek.
Mając już wóz, pozostaje tylko podpiąć naczepę i wyruszać na trasę. Oczywiście najpierw musimy podłapać jakieś zlecenie, by nie marnować paliwa po próżnicy. Jest to rozwiązane w sposób szybki i bezbolesny. Ostatecznie mamy tu jeździć ciężarówką, a nie użerać się z biurokracją, prowadzeniem biznesu i reklamą. Mamy wóz, mamy towar – to w drogę. Niestety, nie wszystkie stoją przed nami otworem. Do dyspozycji mamy tylko kilka głównych tras. Jeśli komuś zamarzyło się sprawdzenie, czy uda się mu podjechać pod swój dom w tej grze, może o tym pomyśle zapomnieć. Odwzorowanie świata na poboczu jest co najmniej pretekstowe i nijak nie ma się do rzeczywistości. Najlepszym chyba tego przykładem są mocno skaliste góry pod Warszawą – owszem malownicze, ale sprawiające (nie wiedzieć czemu) wrażenie, jakby były nie na swoim miejscu. Ale to nie jest jedyny lapsus, choć być może najśmieszniejszy. Otóż, jak pisaliśmy, wśród dostępnych w grze państw jest nasza Ojczyzna, która wprawdzie rozbudowaną siecią drogową nie grzeszy – i to właśnie zostało jak najbardziej przez twórców map uwzględnione. Jednak co do jakości dostępnych tras w Rzeczypospolitej bracia Czesi się wyraźnie zagalopowali. Być może ze względu na sympatię do kuzynów słowiańskich zafundowali nam drogi jak marzenie. Od Warszawy do Berlina i Pragi prowadzą piękne autostrady. Chyba wiadomości o nich twórcy wzięli z reklamowych spotów naszych polityków. No, ale w końcu to tylko gra. Niestety. Kolejna rzecz na poboczu o której po prostu nie ma co pisać to piesi. W sumie dla kierowcy to tak naprawdę zbędny element świata. Włazi toto pod koła i sprawia problemy. No, może z tego knajpy przydrożne to coś, za czym warto by było zatęsknić. I może panie negocjowalnego afektu też by się przydały, ale w sumie to zbędny luksus.
Wróćmy jednak do tego, co się na samej drodze dzieje. Tu trzeba oddać autorom sprawiedliwość, podczas prowadzenia zdarzają się koleiny wybijające nas z toru jazdy, nagłe podmuchy wiatru, zmiany pogody, czyli poważna część zagrożeń, które czyhają na Bogu ducha winnego kierowcę próbującego związać koniec z końcem. Na szczęście nie wbiegnie nam pod koła żadne dziecko ani pies, lecz niech to drobne ułatwienie nie rozproszy Waszej koncentracji. Zawsze zajechać Wam może drogę jakiś przeklęty maluch czy inny golf. Te **** drogowe drobnoustroje najwyraźniej nie wiedzą, że człek w czterdziestotonowej ciężarówce jest w pracy i do punktu docelowego zdążyć po prostu musi, inaczej dzieci nie dostaną jutro na śniadanie jakiegoś mleka w proszku czy innej sałaty.
Tytułem realizmu: jeśli zdarzy się wam wypadek, to wprawdzie zostaniecie pociągnięci do odpowiedzialności finansowej, lecz efekty jego przejdą wasze najśmielsze oczekiwania. Otóż, nawet jeśli pędząc z naczepą 120 km/h, uderzycie - dajmy na to - w coś klasy Fiata Cinquecento, co powinno zaowocować jego absolutnym zmiażdżeniem, nie stanie mu się nic, poza włączeniem świateł awaryjnych. (Nie wiadomo, z czego produkują w tej grze samochody, ale ja też taki chcę!) Co nader istotne, nie odbije się ta kraksa również na naszym lakierze! Acz nadmiar stłuczek i wypadków sprawi, iż wasz nadal wyglądający jak spod igły pancernik szos po prostu przestanie działać. A wtedy musi człek wzywać pomoc drogową, co do tanich przyjemności się nie zalicza. Ponadto każde uszkodzenie ładunku odbija się na naszej zapłacie za jego transport i jeśli nadmiernie polubimy wpychanie do rowów wszystkiego, co przed nami nie ucieknie, okaże się, że będzie trzeba do interesu słono dopłacić.
Rzeczą bezwzględnie arcyważną w pracy kierowcy jest kwestia zmęczenia. Trzeba przyznać, że autorzy Euro Truck Simulator podeszli do sprawy sensownie i skutecznie. Jeśli zignorujemy ikonkę symbolizującą nasz poziom utrudzenia pracą, widoczną w prawym górnym rogu pola widzenia, konsekwencje będą niewesołe. Najpierw kilka razy pojawi się mały ekranik z wiadomością upominającą Gracza, a potem cały ekran nam ściemnieje – znaczy właśnie nasz kierowca był przysnął. I tylko od posiadanego farta zależeć będzie, czy uda nam się uniknąć zagarażowania naszego tira na drzewie zanim odzyskamy świadomość. Oczywiście, taka wtopa wiąże się również z karami pieniężnymi.
W ogóle jeśli chodzi o przestrzeganie przepisów o ruchu drogowym, to twórcy podeszli do sprawy w zastanawiająco liberalny sposób. Niby za każde ich złamanie grożą kary pieniężne, ale same przepisy nijak się mają do obowiązujących. Gdyby chodziło o polski kodeks drogowy, to pół biedy - od Czechów zajmujących się grami nie trzeba wymagać jego znajomości. Ale również czeski kodeks jest tu w pewnej części ignorowany, a to już brzmi nieco kuriozalnie. Czyżby żaden z twórców Euro Truck Simulator nie posiadał prawa jazdy? Jeśli tak, to ciekawe ile ma mandatów za jazdę bez świateł mijania w dzień.
Sterowanie, grafika, takie tam drobiazgi...
Z symulatorami wszelkiego sprzętu (czy to latającego, czy jeżdżącego) jest zawsze jeden problem – mrowie przycisków i funkcji niezbędnych do prawidłowego kierowania pojazdem. W kokpicie samolotu, kabinie ciężarówki wszystkie te dynksy i wichajstry poumieszczano w sposób jak najbardziej ergonomiczny. Na klawiaturze komputera stworzenie takiego stanowiska pracy jest znacznie trudniejsze. Mnogość potrzebnych przycisków sprawia, że gra nie sprawia przyjemności, stając się mordęgą. Dlatego warto zainwestować w kierownicę do gier. Jeśli szanowni Czytelnicy i Czytelniczki będą grać w Euro Truck Simulator przy pomocy myszy i klawiatury, to sterowanie przyprawi ich o stan ciężkiego poirytowania co najmniej. Natomiast przy użyciu wyżej wspomnianego utensylium gierka zaiste nabiera barw i staje się czystą frajdą, wciągającą nawet osoby serdecznie niecierpiące symulatorów.
Grafika w grze nie powala na kolana. Owszem, widoczki są nader malownicze, ale wszystko to sprawia wrażenie nieco kreskówkowe. Niemniej mniej jednak spełnia swoją rolę i nie budzi jakichś większych negatywnych odczuć. Mogłaby zapewne być lepsza, ale i tak ujdzie.
Duży może więcej
Być może Euro Truck Simulator nie jest grą idealną, być może miejscami kuleją w niej realia, być może sterowanie i grafika mogłyby być lepsze ale... Ale to naprawdę gra, która potrafi wciągnąć. Po prostu czuje się ten klimat. Może nie od razu jak ten z klasycznego filmu Konwój, ale choćby ze starego polskiego serialu z Wiesławem Gołasem. Tego, w którym pan Wojciech Młynarski śpiewał Absolutnie. Po prostu czuje się ten "pałer" drzemiący pod maską i tą gigantyczną masę na pace. Drobnoustroje – z drogi! Jutro o tej porze dwadzieścia cztery tony ziemniaków muszą się znaleźć w Barcelonie! Zero glin! Zero Inspekcji Transportu Drogowego! Zero przymusu zapinania pasów! Naprzód!