Welcome in the Stilwater again, man...
Fabuła najnowszej części Saints Row jest pośrednio związana z wydarzeniami, jakie miały miejsce w pierwszej odsłonie. Po dość wybuchowej końcówce z jedynki zaczynamy naszą przygodę w więziennym szpitalu. Krótki filmik wprowadzający – dwóch strażników schodzi do przychodni, by dowiedzieć się, jak tam nam się wiedzie. Szybki najazd na zabandażowane stopy naszej postaci i... trafiamy do trybu kreacji naszego alter ego. A prezentuje się on naprawdę okazale. Możliwości tworzenia bohatera bądź bohaterki są niemal nieograniczone. A i kombinacje, jakie możemy tworzyć, są kompletnie odjechane. Nic nie stoi na przeszkodzie, by "spłodzić" starego, obleśnie grubego faceta, o muskulaturze bliskiej zeru, z wyrazem twarzy jakby mu ktoś właśnie wpakował w tyłek kij od szczotki i do tego chodzącego jak rasowa modelka prosto z wybiegu. Dla poprawienia i tak już niewątpliwego uroku dodajmy jeszcze wąsy à la Józef Piłsudski, kozią bródkę w kolorze blond i dredy old rasta, jah. Hmm, można by jeszcze go nieco dopicować. Strzelmy mu więc makijaż w stylu muzyków z Kiss i podłóżmy głos portowej dziwki. Nie zapomnijmy także o brązowym szale na ciele prosto z solarium. Mało? Cóż zawsze możemy zabawić się inaczej, ale tak czy siak, nawet takie chodzące monstrum może być prawdziwym gangsterem. Czy już wspominałem, że w Stilwater brak poczucia dobrego smaku i wyrafinowania jest tak samo częsty jak padający tam deszcz? Kiedy już poświęcimy czas na stworzenie naszego wymarzonego gangsta man lub idealnej gangsta girl czeka nas ucieczka z więzienia. Może nie jest ona tak spektakularna jak w Prison Break, ale i tak obijemy mordy kilku glinom i porozwalamy co nieco zanim ponownie będziemy wolni jak ptaki. Okazuje się, że podobnie jak i my samo Stilwater zmieniło się od czasu pierwszej odsłony Saints Row. Wszystko za sprawą dużej korporacji Ultor, która postanowiła sobie, że stworzy miasto bez terroryzujących je gangów w banalny sposób. Dajmy się wybić grupkom przestępczym nawzajem, a problem sam zniknie. Sęk w tym, że wykonujemy kilka telefonów, by reaktywować ekipę Saints i pokazać, kto w tym mieście tak naprawdę rządzi, eliminując przy okazji trzy wrogie ekipy, i jako bonus rozprawiając się z wielką firmą. Trzeba przyznać, że wątek fabularny w Saints Row 2 trzyma bardzo dobry poziom, jest sporo nieprzewidywalnych zwrotów akcji, a wszelkiej maści dialogi oraz filmiki przerywnikowe w większości przypadków zrobione są z jajem i nie raz, nie dwa potrafią wywołać uśmiech u gracza. Szacun ziom! Podstawowym czynnikiem umożliwiającym nam zaliczanie kolejnych misji fabularnych jest pasek respektu. Możemy nabijać go na wiele różnych sposobów. Pierwszym z nich jest zakup stylowych ciuchów. Wiecie, koleś w dobrym dresie i ze złotym łańcuchem na szyi od razu wzbudza szacunek wśród pospólstwa. Stylowa jazda wypasioną bryką także dodaje nam punktów szacunku. Wchodzenie w zakręty z piskiem opon, mijanie innych samochodów w odległości kilku centymetrów czy też kręcenie bączków to jedne z tych rzeczy, jakie mieszkańcy Stilwater potrafią naprawdę docenić. Jednak największy podziw wzbudzimy, wykonując różne misje rozlokowane po całym mieście, a nie związane bezpośrednio z głównym wątkiem. Jest tego naprawdę sporo, a generalizując, poboczne zadania można podzielić na dwa typy. Pierwszym z nich są wyścigi, w których możemy wziąć udział a to wykręcając jakiś konkretny czas na danej trasie, a to zmagając się z innymi kierowcami. Szkoda tylko, że model jazdy w Saints Row 2 pozostawia wiele do życzenia. Wszelkie fury zachowują się jakby nie działały na nie żadne prawa fizyki, steruje się nimi dosyć topornie, a wjazd na krawężnik przy większej prędkości zazwyczaj kończy się kilkoma piruetami w powietrzu. Drugą formą aktywności są różnorakie zadania, których można podejmować się kilkukrotnie, za każdym razem zaliczając wyższy poziom trudności, za który oczywiście dostajemy więcej forsy i punktów respektu. A misje te są naprawdę pokręcone i nietuzinkowe. Wystarczy wspomnieć o wcieleniu się w dobrego gliniarza, który z niewinnymi ludźmi ma za zadanie rozprawić się za pomocą piły mechanicznej na miejscu. Albo pracy jako zabawiacz nadzianych person, które lubią to jak powariujemy na drodze, a przy okazji podrzucimy ich do kina porno. Tylko musimy zrobić to w taki sposób, żeby paparazzi nie narobili naszemu gościowi za dużo zdjęć. A ci fotoreporterzy potrafią być bardziej nadgorliwi od policji. A już szczytem wszystkiego jest chyba wcielenie się w kierowcę szambowozu, którego zadaniem jest w określonym czasie obrzucać śmierdzącymi plackami jak największy obszar terenu. A to tylko początek długiej listy pojechanych zadań, które - jeśli ktoś ma pokręcone poczucie humoru - zapewnią ogromną radochę. To właśnie w wykonywaniu tych wszystkich szalonych misji pobocznych, ale i wcale nie bardziej zakręconego wątku fabularnego, tkwi największa siła przyciągająca do tej produkcji. Wiemy już do czego potrzebne są nam punkty respektu. Co zatem zrobić ze zbędnymi zapasami gotówki? Tutaj również znalazło się kilka opcji na wydanie "zarobionej" gotówki. Możemy zatem zakupić sobie nowe fatałaszki, muzykę do samochodu, poprawić wygląd naszej bazy, wydziergać wielki tatuaż na plecach czy też zaopatrzyć się w nową broń. Jest tego naprawdę sporo, a arsenał, jaki możemy posiadać, robi wrażenie. Pistolety, strzelby, granaty czy nawet piły mechaniczne to w Saints Row 2 wyposażenie podstawowe. Niektórym będzie przeszkadzać fakt, że nie ma tutaj autonamierzania ani możliwości chowania się za osłonami, jednak manualne celowanie rekompensuje nieco poziom zmagań z wrogami, gdyż sztuczna inteligencja naszych oponentów pozostawia wiele do życzenia. Nasza postać to typowy terminator, pasek zdrowia odnawia się automatycznie po krótkiej chwili, a walka z policją nie stanowi większego wyzwania. Wystarczy jeden celny strzał z shotguna, by na dobre pozbyć się delikwenta. Bardzo dobrze rozwiązano natomiast system walki wręcz. Nie sprowadza się on do wciskania tylko jednego przycisku, ale za pomocą triggerów odpowiedzialnych za ręce postaci możemy wyprowadzać serie ciosów, łącząc je w różne kombinacje, by na końcu efektownie dobić jakiegoś frajera. Także interakcja z otoczeniem została zrealizowana poprawnie. Nic nie stoi na przeszkodzie, by przywalić komuś tym, co akurat znajdzie się nam pod ręką, przez łeb. Obojętnie, czy to będzie kosz na śmieci, czy barowe krzesło. A w kryzysowych sytuacjach można wykorzystać kogoś jako żywą tarczę, a potem mu grzecznie podziękować, pakując mu kulkę między oczy.