Weekend z grą Need for Speed: Undercover. Dzień trzeci

Zaix...
2008/11/23 17:00

Need for Speed czy raczej Need for Cash?

Need for Speed czy raczej Need for Cash?

Need for Speed czy raczej Need for Cash?, Weekend z grą Need for Speed: Undercover. Dzień trzeci

Need for Speed przez ostatnie lata pokazał nam kilka różnych oblicz: od całkowicie zręcznościowego, jak w Most Wanted, do zawierającego nawet elementy symulacyjne – tutaj przykładem jest oczywiście zeszłoroczny ProStreet. Twórcy prawie co roku zmieniają swój pomysł na wydawane części: raz wchodzimy w uliczny świat nocnych i nielegalnych wyścigów, innym razem jednym z głównych aspektów tytułu są ucieczki przed policją, a jeszcze innym razem autorzy zupełnie nagle decydują się na „wyjście z wyścigami z podziemia” i starty w legalnie organizowanych imprezach. Jest to dziwna sytuacja, która pokazuje jedno – Electronic Arts żyłuje jedną ze swoich flagowych serii tak mocno, jak to tylko możliwe.

Ich pomysł na tegoroczną część wydaje się całkiem niezły... gra zrobiona w konwencji filmu akcji, pełna pościgów oraz z wciągającą i profesjonalnie napisaną fabułą. Brzmi zachęcająco, prawda? Zobaczmy więc czy jest też tak w rzeczywistości.

You're not good, and you're not bad

Historia zaserwowana nam przez Black Box w Undercover opowiada o tajnym agencie – w którego oczywiście to my się wcielamy - a który ma za zadanie przeniknięcie do przestępczego półświatka i pomoc w zdemaskowaniu kilku zbirów. W tym celu musi oczywiście udowodnić, że nie jest gliną i zdobyć zaufanie „szwarccharakterów”. Innymi słowy, robi to samo co oni, z tym, że w dobrej wierze. Zresztą napis, który mamy „przyjemność” oglądać na ekranie ładowania, a który robi za podtytuł tego akapitu, mówi chyba wszystko – to kolejna historia z dobrym człowiekiem robiącym złe rzeczy, ale w dobrej wierze. Nie wiem jak wy, ale my mamy już powoli tego dość... Może tak raz dla odmiany ktoś stworzyłby w 100% złego bohatera? To byłoby ciekawsze, niż kolejna moralnościowa papka.

Bo mniej więcej tym właśnie dla nas jest fabuła Undercover'a – papką. Twórcy do realizacji przerywników filmowych odkrywających przed nami kolejne elementy historii ponoć zatrudnili prawdziwych speców z Bolly... ekhm... Hollywood. Jednak na niewiele się to zdało. Po pierwsze, fabuła i tak jest oderwana od gry - po prostu to co widzimy na filmiku to jedno, a to co mamy w grze to drugie. Nie daje się za bardzo połączyć ze sobą treści rozgrywki i filmików, ani też wczuć się w opowiadaną przez te filmiki historię. A po drugie: gra aktorska tych wszystkich gwiazd szklanego ekranu (a w filmikach występują m.in. Maggie Q oraz Christina Milian) wcale nie wygląda przekonująco. Ponadto zaprezentowane podziemie nielegalnych wyścigów wygląda, no cóż... zupełnie inaczej, niż je sobie wyobrażamy. Zbiry w drogich limuzynach, ubrani jak biznesmeni w eleganckie i „walące” czystością po oczach ubrania... czy to aby na pewno ta bajka? Chyba nie do końca.

Witaj w mieście Tri-City

Undercover oddaje do naszej dyspozycji naprawdę sporych rozmiarów teren, po którym wiją się długie drogi oraz kilometry autostrad. Założenie prawdopodobnie było całkiem dobre: stworzymy jedną długą drogę ekspresowego ruchu, idealną na wyścigi oraz policyjne pościgi, a oprócz tego na mapie umieścimy także trzy miasta. Czego więcej potrzeba, prawda?

Ano jak się okazało, naprawdę potrzeba znacznie więcej do dobrej zabawy. Przede wszystkim otoczenie stworzone jest w sposób sztuczny oraz zupełnie nie przekonywujący – gdyby gdzieś naprawdę istniało takie miasto, za nic nie chcielibyśmy w nim mieszkać. Bezsensowny, raczej przypadkowy niż przemyślany układ ulic zupełnie nie przyczynia się do dobrej zabawy. Do tego owo miasto jest nudne i monotonne, a co rusz napotykamy w nim jakieś podobne do siebie elementy. Od Paradise City z ostatniej części Burnouta dzieli je dosłownie przepaść. Także dlatego, że w mieście Paradise było co robić – setki skrótów, tysiące rzeczy do odkrycia... W Undercover zupełnie tego nie ma. Nawet ulice straszą pustkami, a na cywilny samochód (oprócz momentu, gdy jedziemy po autostradzie) napotykamy się naprawdę rzadko. To ma być metropolia? Co gorsza, twórcy ewidentnie zdawali sobie z tego sprawę, bowiem wprowadzili możliwość przenoszenia się na miejsce wyścigu jednym kliknięciem.

Czarna robota

Z niezrozumiałych dla nas zupełnie powodów pozbawiono grę trybów drag oraz drift. Dwa najlepsze i najbardziej lubiane przez graczy na całym świecie tryby wyleciały, a dopiero co, rok temu zaledwie, EA chwaliło się szumnie ich powrotem. Co dostaliśmy w zamian? Outrun, Highway Battle, Circuit, Sprint oraz Checkpoint. Trzech ostatnich chyba przedstawiać nie trzeba. Nowością jest natomiast „Bitwa na Autostradzie”, w której ścigamy z innym kierowcą, a zwycięzcą zostaje ten, który albo odstawi drugiego na odległość jednego kilometra, albo przez określony czas utrzyma się na prowadzeniu. Cała akcja ma miejsce na dość mocno zatłoczonej autostradzie, ale ma to swoje uzasadnienie, ponieważ samochody cywilne można wykorzystywać do robienia bałaganu na drodze i utrudniania pościgu przeciwnikowi. Tak naprawdę jednak sporo skuteczniejszą metodą jest wciśnięcie gazu do dechy i zręczne omijanie aut postronnych, bowiem nasz oponent prędzej czy później sam się na któreś z nich wpakuje. Taki z niego sprytny kierowca. Outrun ma podobne zasady, z tą małą różnicą, że rozgrywany jest na ulicach miasta.

GramTV przedstawia:

Tryby rozgrywki więc są do siebie bardzo podobne oraz mało innowacyjne. Można w nie pograć – owszem – ale często jedną ręką się podpieramy, a drugą kierujemy autem. Wynika to nie tylko z faktu, że są mało wciągające, ale także z tego, że cała gra ma dość niski poziom trudności. Praktycznie każdy wyścig przechodzimy za pierwszym podejściem, by było inaczej musimy mieć już prawdziwego pecha. Wiele elementów zostało okrojonych lub ułatwionych, przez co mamy wrażenie, że tytuł jest stworzony głównie dla niedzielnych graczy – a szkoda.

Troszeczkę lepiej na tym tle wypadają misje, które zlecają nam pracodawcy, oraz pościgi policyjne. Najczęściej łączą się one ze sobą - dla przykładu, niczym w filmie „60 Sekund”, mamy za zadanie ukraść samochód, a następnie doprowadzić go do „dziupli”, w czym oczywiście przeszkadza nam policja. Panowie policjanci stosują kilka przemyślanych manewrów, ale nadal ich główną bronią jest ilość, a już np. zastawiane przez nich pułapki to jakiś słaby żart. Tak czy siak, by ich zgubić trzeba chwilę pouciekać, co jest dość przyjemną odskocznią od ogólnie monotonnej rozgrywki. A samych misji jest całkiem wiele i są dość zróżnicowane.

Szybkie samochody Jak co roku, w grze nie zabrakło kilkudziesięciu pięknych i szybkich samochodów. Tym razem do wyboru mamy ponad pięćdziesiąt pojazdów o najróżniejszych charakterach, podzielonych ze względu na kraj pochodzenia. Obecność niektórych z aut naprawdę dziwi (Renault Megan Coupe? Ford Escort?), innych z kolei nie, bowiem obecne w Need for Speed są już w każdej części, ale ogólnie samochodowe zaplecze oceniane jest przez nas jak najbardziej na plus, bowiem jest dość bogate i ciekawe.

Zganimy za to uproszczony tuning samochodów, który został w Undercover praktycznie zepchnięty na margines. Tuning wizualny ograniczony do tylko kilku podzespołów oraz tuning mechaniczny, w którym nie możemy, niczym w Underground 2, samemu wybrać części do zamontowania, to naszym zdaniem porażka. Dokładając do tego niski poziom trudności, który nie zmusza nas do ulepszania silnika, otrzymujemy obraz marginalnego i ograniczonego tuningu, z którego korzystamy niezwykle rzadko i mało chętnie.

Za sterowanie samochodami odpowiada zupełnie nowy silnik HDE (Heroic Driving Engine), którego to szumne zapowiedzi wywoływały u nas uśmiech na ustach – „Wow, będzie można zrobić obrót w tył o 180 stopni. Ekstra”. Jak sprawuje się owo cudo podczas jazdy? Trzeba przyznać, że całkiem nieźle. Kierowanie autem zostało uproszczone, teraz już nawet nie trzeba się zastanawiać czy odjąć gazu przed zakrętem, bowiem w każdy łuk wchodzimy zupełnie łatwo... ale czy to źle? Wprost przeciwnie, akurat do nowej odsłony NFS taki model sterowania nam jak najbardziej przypasował. I nawet faktycznie łatwiej się owe obroty w tył robi, choć przydają się sporadycznie.

Co tu się tak przycina...

Czas na gwóźdź programu oraz największą wadę gry w jednym: niezoptymalizowany silnik pełen bugów, który ma spadki ilości klatek nawet na konsolach, co jest totalnym absurdem! W wersji PC wcale nie jest lepiej, bowiem niezależnie od tego, jak dobry komputer mamy, dla gry to i tak będzie za mało, a my nie będziemy zadowoleni z jej działania. Do tego grafika przepełniona jest znikającymi elementami lub innym błędami, jak np. rysowanie się linii cienia kawałek przed maską naszego samochodu. Gra sprawia wrażenie, jakby została wydana w wersji beta. Prawdopodobnie część problemów zostanie usunięta w pierwszym patchu, ale i tak odejmujemy za to pół oceny.

Co do samej grafiki, to prezentuje się ona dość dobrze. Cieszą oko głównie dopracowane detale samochodów oraz lepszej niż zazwyczaj jakości samochody cywilów. Dopracowany został model zniszczeń, który teraz prezentuje się jeszcze ładniej i naturalniej niż w ProStreet – choć i tak, zanim zasłuży na „piątkę”, twórcy muszą go jeszcze trochę poprawić. Bardzo ładnie prezentują się wieżowce oraz inne budynki, ich tekstury są naprawdę przyjemne i ładnie błyszczą się w słońcu. Samo słońce i ów głośno zapowiadany efekt „złotej godziny” są wykonane nierealnie, bowiem świeci ono prawie z każdej strony, ale przede wszystkim męczy oczy! Po dłuższej chwili grania mamy dość wszędobylskiej słonecznej jasności, z uśmiechem witamy zacienione tunele oraz prawdopodobnie zniżamy kontrast monitora, by móc grać bez męczenia oczu.

Podobnie słabo ma się sprawa soundtracku. Jeszcze przy Need for Speed: Most Wanted świetna muzyka towarzysząca rozgrywce była wręcz znakiem rozpoznawczym serii. Od Carbon'a jest już jedynie coraz gorzej. Apogeum osiągnięto w recenzowanej właśnie części. Mdła, pozbawiona wyrazu i za nic nie pasująca do charakteru rozgrywki muzyka nijak nie nadaje się do wyścigów samochodowych. Z wielu piosenek w ucho wpadła nam, a i to tylko nieznacznie, jedna. Tylko jedna. Wydaje nam się, że po prostu twórcom po opłaceniu gwiazd filmowych zabrakło pieniędzy na zakup licencji utworów od porządnych wykonawców. Rozgrywka na tym troszkę cierpi.

Wciągająca praca tajniaka

Need for Speed: Undercover zawodzi na całej linii mimo tego, że nie oczekiwaliśmy po nim zbyt wiele. Słaba fabuła, puste ulice, podobne do siebie tryby rozgrywki, bardzo mocno ograniczony tuning oraz śmieszny poziom trudności gry – tak oto przedstawia się oblicze najnowszego NFS'a. Wystawioną przez nas oceną byłaby szkolna trójka, gdyby nie to, że postanowiliśmy odjąć pół oczka za to, że tytuł zachowuje się niczym wersja beta. I tym właśnie sposobem według naszej opinii Undercover zasługuje jedynie na trójkę z minusem.

Twórcom, oprócz pomysłu, zabrakło przede wszystkim czasu. Gdyby gra powstawała dłużej, działa lepiej, zaimplementowano by do niej ciekawiej wykonane miasta, lepszy tuning, ciekawsze tryby rozgrywki – byłoby całkiem fajnie. Ale nie. Electronic Arts musi zacząć sprzedawać nowego NFS zawsze w listopadzie i już. Róbcie tak dalej, Panowie, a niedługo prawie nikt nie będzie go od was kupował.

5,0
Przeciętny pomysł, Słabe wykonanie
Plusy
  • Duży teren i wiele kilometrów ulic
  • Zróżnicowany i obszerny garaż samochodów
  • Dobra grafika po ustawieniu wszystkiego na max
Minusy
  • Niezoptymalizowany i pełen błędów silnik gry
  • Niska grywalność
  • Nieciekawe miasta
  • Oderwana od rozgrywki i nie wciągająca fabuła
  • Ograniczony tuning
  • Mdły soundtrack
  • Niski poziom trudności
Komentarze
52
Usunięty
Usunięty
08/12/2008 20:50

Ja mam gre i jak dla mnie sie podoba,fabuła jest oklepana ale nawet niezła:)

Usunięty
Usunięty
08/12/2008 20:50

Ja mam gre i jak dla mnie sie podoba,fabuła jest oklepana ale nawet niezła:)

Usunięty
Usunięty
03/12/2008 14:05

Na szczęście na moim złomie nie ruszy. Bo jako fan serii nie mógłbym się powstrzymać przez zakupem. A tak w tym roku pod choinką wyląduje Warhammer :) Pozdrawiam wszystkich dla których gra umarła przy Carbonie/Prostreecie




Trwa Wczytywanie