Ich pomysł na tegoroczną część wydaje się całkiem niezły... gra zrobiona w konwencji filmu akcji, pełna pościgów oraz z wciągającą i profesjonalnie napisaną fabułą. Brzmi zachęcająco, prawda? Zobaczmy więc czy jest też tak w rzeczywistości.
You're not good, and you're not bad
Historia zaserwowana nam przez Black Box w Undercover opowiada o tajnym agencie – w którego oczywiście to my się wcielamy - a który ma za zadanie przeniknięcie do przestępczego półświatka i pomoc w zdemaskowaniu kilku zbirów. W tym celu musi oczywiście udowodnić, że nie jest gliną i zdobyć zaufanie „szwarccharakterów”. Innymi słowy, robi to samo co oni, z tym, że w dobrej wierze. Zresztą napis, który mamy „przyjemność” oglądać na ekranie ładowania, a który robi za podtytuł tego akapitu, mówi chyba wszystko – to kolejna historia z dobrym człowiekiem robiącym złe rzeczy, ale w dobrej wierze. Nie wiem jak wy, ale my mamy już powoli tego dość... Może tak raz dla odmiany ktoś stworzyłby w 100% złego bohatera? To byłoby ciekawsze, niż kolejna moralnościowa papka. Bo mniej więcej tym właśnie dla nas jest fabuła Undercover'a – papką. Twórcy do realizacji przerywników filmowych odkrywających przed nami kolejne elementy historii ponoć zatrudnili prawdziwych speców z Bolly... ekhm... Hollywood. Jednak na niewiele się to zdało. Po pierwsze, fabuła i tak jest oderwana od gry - po prostu to co widzimy na filmiku to jedno, a to co mamy w grze to drugie. Nie daje się za bardzo połączyć ze sobą treści rozgrywki i filmików, ani też wczuć się w opowiadaną przez te filmiki historię. A po drugie: gra aktorska tych wszystkich gwiazd szklanego ekranu (a w filmikach występują m.in. Maggie Q oraz Christina Milian) wcale nie wygląda przekonująco. Ponadto zaprezentowane podziemie nielegalnych wyścigów wygląda, no cóż... zupełnie inaczej, niż je sobie wyobrażamy. Zbiry w drogich limuzynach, ubrani jak biznesmeni w eleganckie i „walące” czystością po oczach ubrania... czy to aby na pewno ta bajka? Chyba nie do końca.Tryby rozgrywki więc są do siebie bardzo podobne oraz mało innowacyjne. Można w nie pograć – owszem – ale często jedną ręką się podpieramy, a drugą kierujemy autem. Wynika to nie tylko z faktu, że są mało wciągające, ale także z tego, że cała gra ma dość niski poziom trudności. Praktycznie każdy wyścig przechodzimy za pierwszym podejściem, by było inaczej musimy mieć już prawdziwego pecha. Wiele elementów zostało okrojonych lub ułatwionych, przez co mamy wrażenie, że tytuł jest stworzony głównie dla niedzielnych graczy – a szkoda.
Troszeczkę lepiej na tym tle wypadają misje, które zlecają nam pracodawcy, oraz pościgi policyjne. Najczęściej łączą się one ze sobą - dla przykładu, niczym w filmie „60 Sekund”, mamy za zadanie ukraść samochód, a następnie doprowadzić go do „dziupli”, w czym oczywiście przeszkadza nam policja. Panowie policjanci stosują kilka przemyślanych manewrów, ale nadal ich główną bronią jest ilość, a już np. zastawiane przez nich pułapki to jakiś słaby żart. Tak czy siak, by ich zgubić trzeba chwilę pouciekać, co jest dość przyjemną odskocznią od ogólnie monotonnej rozgrywki. A samych misji jest całkiem wiele i są dość zróżnicowane.Szybkie samochody Jak co roku, w grze nie zabrakło kilkudziesięciu pięknych i szybkich samochodów. Tym razem do wyboru mamy ponad pięćdziesiąt pojazdów o najróżniejszych charakterach, podzielonych ze względu na kraj pochodzenia. Obecność niektórych z aut naprawdę dziwi (Renault Megan Coupe? Ford Escort?), innych z kolei nie, bowiem obecne w Need for Speed są już w każdej części, ale ogólnie samochodowe zaplecze oceniane jest przez nas jak najbardziej na plus, bowiem jest dość bogate i ciekawe.
Zganimy za to uproszczony tuning samochodów, który został w Undercover praktycznie zepchnięty na margines. Tuning wizualny ograniczony do tylko kilku podzespołów oraz tuning mechaniczny, w którym nie możemy, niczym w Underground 2, samemu wybrać części do zamontowania, to naszym zdaniem porażka. Dokładając do tego niski poziom trudności, który nie zmusza nas do ulepszania silnika, otrzymujemy obraz marginalnego i ograniczonego tuningu, z którego korzystamy niezwykle rzadko i mało chętnie.
Za sterowanie samochodami odpowiada zupełnie nowy silnik HDE (Heroic Driving Engine), którego to szumne zapowiedzi wywoływały u nas uśmiech na ustach – „Wow, będzie można zrobić obrót w tył o 180 stopni. Ekstra”. Jak sprawuje się owo cudo podczas jazdy? Trzeba przyznać, że całkiem nieźle. Kierowanie autem zostało uproszczone, teraz już nawet nie trzeba się zastanawiać czy odjąć gazu przed zakrętem, bowiem w każdy łuk wchodzimy zupełnie łatwo... ale czy to źle? Wprost przeciwnie, akurat do nowej odsłony NFS taki model sterowania nam jak najbardziej przypasował. I nawet faktycznie łatwiej się owe obroty w tył robi, choć przydają się sporadycznie. Czas na gwóźdź programu oraz największą wadę gry w jednym: niezoptymalizowany silnik pełen bugów, który ma spadki ilości klatek nawet na konsolach, co jest totalnym absurdem! W wersji PC wcale nie jest lepiej, bowiem niezależnie od tego, jak dobry komputer mamy, dla gry to i tak będzie za mało, a my nie będziemy zadowoleni z jej działania. Do tego grafika przepełniona jest znikającymi elementami lub innym błędami, jak np. rysowanie się linii cienia kawałek przed maską naszego samochodu. Gra sprawia wrażenie, jakby została wydana w wersji beta. Prawdopodobnie część problemów zostanie usunięta w pierwszym patchu, ale i tak odejmujemy za to pół oceny. Co do samej grafiki, to prezentuje się ona dość dobrze. Cieszą oko głównie dopracowane detale samochodów oraz lepszej niż zazwyczaj jakości samochody cywilów. Dopracowany został model zniszczeń, który teraz prezentuje się jeszcze ładniej i naturalniej niż w ProStreet – choć i tak, zanim zasłuży na „piątkę”, twórcy muszą go jeszcze trochę poprawić. Bardzo ładnie prezentują się wieżowce oraz inne budynki, ich tekstury są naprawdę przyjemne i ładnie błyszczą się w słońcu. Samo słońce i ów głośno zapowiadany efekt „złotej godziny” są wykonane nierealnie, bowiem świeci ono prawie z każdej strony, ale przede wszystkim męczy oczy! Po dłuższej chwili grania mamy dość wszędobylskiej słonecznej jasności, z uśmiechem witamy zacienione tunele oraz prawdopodobnie zniżamy kontrast monitora, by móc grać bez męczenia oczu. Podobnie słabo ma się sprawa soundtracku. Jeszcze przy Need for Speed: Most Wanted świetna muzyka towarzysząca rozgrywce była wręcz znakiem rozpoznawczym serii. Od Carbon'a jest już jedynie coraz gorzej. Apogeum osiągnięto w recenzowanej właśnie części. Mdła, pozbawiona wyrazu i za nic nie pasująca do charakteru rozgrywki muzyka nijak nie nadaje się do wyścigów samochodowych. Z wielu piosenek w ucho wpadła nam, a i to tylko nieznacznie, jedna. Tylko jedna. Wydaje nam się, że po prostu twórcom po opłaceniu gwiazd filmowych zabrakło pieniędzy na zakup licencji utworów od porządnych wykonawców. Rozgrywka na tym troszkę cierpi. Need for Speed: Undercover zawodzi na całej linii mimo tego, że nie oczekiwaliśmy po nim zbyt wiele. Słaba fabuła, puste ulice, podobne do siebie tryby rozgrywki, bardzo mocno ograniczony tuning oraz śmieszny poziom trudności gry – tak oto przedstawia się oblicze najnowszego NFS'a. Wystawioną przez nas oceną byłaby szkolna trójka, gdyby nie to, że postanowiliśmy odjąć pół oczka za to, że tytuł zachowuje się niczym wersja beta. I tym właśnie sposobem według naszej opinii Undercover zasługuje jedynie na trójkę z minusem.Twórcom, oprócz pomysłu, zabrakło przede wszystkim czasu. Gdyby gra powstawała dłużej, działa lepiej, zaimplementowano by do niej ciekawiej wykonane miasta, lepszy tuning, ciekawsze tryby rozgrywki – byłoby całkiem fajnie. Ale nie. Electronic Arts musi zacząć sprzedawać nowego NFS zawsze w listopadzie i już. Róbcie tak dalej, Panowie, a niedługo prawie nikt nie będzie go od was kupował.