Diariusz czwarty (1746-1760), czyli królowa u władzy i opisanie sojuszników Rzplitej - Rosji i Hiszpanii
Diariusz czwarty (1746-1760), czyli królowa u władzy i opisanie sojuszników Rzplitej - Rosji i Hiszpanii
Ostatnie lata pierwszej połowy wieku upłynęły mi na dalszym bogaceniu Rzeczypospolitej. Jako że piraci bezczelniejsi niż dawniej się stali, a we flotach ich sporo galeonów i fleut pływało (musi co Hiszpanie i Holendrzy cięgi srogie zbierali), postanowiłem straty przez nich powodowane w zysk dla ojczyzny obrócić. Z admirałami naszymi, co potężne już floty liniowców i fregat posiadali, na łowy wyruszaliśmy i pryz spory braliśmy. Galeony i fleuty potem do kupieckich flot dołączały, by te bezpieczniej się czuły.
Mało wówczas w kraju bywałem, ale świata wiele zobaczyłem i myśli nowe w głowie mi się narodziły, które owoce przyniosły później. W Warszawie tymczasem Król August, coraz starszy już i bardziej zmęczony, sen swój ziścił – ostatni jak się okazało. Otóż w 1753 roku ukończona została budowa okazałej siedziby Korpusu Kadetów Szkoły Rycerskiej, a wraz z tym nową reformę armii wdrożono. Działa na dwukrotnie cięższe wymieniono, nieco skład wojsk zmodyfikowawszy przy okazji. Król powołał też do istnienia jednostki gwardyjskie, w liczebności sześciu oddziałów.
Roku Pańskiego 1754 żałoba w kraju całym nastała, bo po kilku miesiącach choroby Król August przed oblicze Pana został zawezwany. Jako że w dniach swych ostatnich do rządzenia sił nie miał, ciężar władzy na swe barki wzięła królowa nasza, Ludwika. Po śmierci małżonka swego władzy owej oddać nie zamierzała, co wybitnie przez zabezpieczenie gwardzistami sejmu zaznaczyła. Następnie edykt wydała, podatki w całym kraju zmniejszający znacznie, dzięki czemu gwardię wycofać mogła, bo magnaterii, szlachcie i mieszczanom z miejsca takie rządy się spodobały.
Nikt wówczas nie spodziewał się, jak wielkie zmiany jej władanie przyniesie, choć od razu widocznym się stało, że energii ma wiele i pomysły rozliczne a ambitne. Akurat na pogrzeb królewski zjechałem do stolicy i już po dniach kilku na audiencję zostałem wezwany. Wiele godzin z Królową Ludwiką na rozmowach spędziłem, bo o kraje dalekie mnie wypytywała i projekty okrętów najnowsze obejrzeć sobie życzyła. Adiutanta po papiery posłałem i od razu granty na budowę nowych jednostek dostałem, w tym na szalony projekt na silniku parowym oparty.
W 1755 roku w dokach Rijeki mistrzowie szkutnicy ukończyli pierwsze cztery takie parowce, a imiona dostały one następujące: Postęp, Wiatrołamacz, Falołamacz i Niepokorny. Zaznaczyć trzeba, iż nikt wcześniej takowych okrętów na świecie nie widział. Dwa lata później nowy projekt zakończono w Rijece – otóż Królowa zażyczyła sobie, by Rzeczpospolita miała w służbie liniowce większe, niźli inne kraje. Dziś zwą się okręty takie liniowcami klasy pierwszej i podstawę floty naszej stanowią. Imiona im sama Królowa nadała: Rzeczypospolita, Korona, Pogoń i Orzeł Biały.
Jako wspomniałem, armia na nowo zreformowana już była. Wspaniali dowódcy dawnych lat odeszli, a młodzi generałowie na rozrywkach czas spędzali, bezczynnością znudzeni. Takoż zdumieniem napełniło mnie, że Królowa Ludwika nową armię powołać kazała, podczas gdy wcześniejsze i tak bezczynne stały. Znalazło się w niej miejsce dla artylerii, strzelców, grenadierów i doborowej konnicy z panów braci złożonej. Co najdziwniejsze takoż i dla oddziałów gwardyjskich. Zapytałem dnia pewnego o to Królową, na co odparła: piękniejszą gwardię mi oni z zamorskich krain sprowadzą.
W tym czasie już badania nad dalekimi krainami wysoko stały, dzięki akademii królewskiej tęgie umysły zrzeszającej. Do roku 1758 wszakoż nikt nie myślał o odległych lądach inaczej, niźli jako kopalni wiedzy i handlowych możliwości. Królowa Ludwika zmieniła to ostatecznie, wydając rozkaz zaokrętowania nowej armii i wyruszenia do Cieśniny Gibraltarskiej. Trzeba tu zaznaczyć, że okolice te pustoszyli piraci berberyjscy i niewiele od bandyty lepszy władca Maroka. Admirał Gusiewski, z Madagaskaru odwołany, na flotę marokańską uderzył, a wojska pod dowództwem imć pana Ścibora Otockiego pod Tangierem wylądowały.
Generał nasz siły swe w szyku obronnym rozstawił, słusznie zakładając, iż ostrzał artyleryjski wroga z miasta wywabi. Takoż i ruszyli na nas, a zbieranina to straszna była. Konnica z arabskimi szablami, jeźdźcy na wielbłądach muszkiety mający, czerń miejska, a nawet załogi pirackie. Niewielu ich dotarło na tyle blisko, by z gwardzistami koronnymi twarzą w twarz się spotkać, a kilku zaledwie im pola dotrzymało chociażby na chwilę. Uciekinierom panowie bracia na karki wsiedli, Tangier padł, a ja natychmiast przebudową lokalnych portów pod dalsze plany Królowej Ludwiki się zająłem.
Miasto przez nas zajęte piękne, acz ubogie było. Władca ich podatki srogie utrzymywał, sam bogacąc się ponad miarę. Dlatego też rządy nasze źle przyjęte nie zostały, bo w Rzeczypospolitej swobody wielkie obowiązywały już jak i dziś, niewolnictwa też nie było. Gubernator Tangieru polecenie otrzymał, by czarnoskórych wyzwoleńców pod broń dobrowolnie powoływać, bo miasto każde kraju naszego z woli Królowej Ludwiki gwardię reprezentacyjną z nich złożoną otrzymać miało. Po raz pierwszy wtedy zapytałem się w duchu, czy władczyni nasza aby szalona nie jest...
W roku 1760 armia pana Ścibora Oteckiego wypoczęta już była i wszyscy myśleli, że teraz na miasta wzdłuż brzegu Afryki, przez Berberów trzymane, uderzyć czas przyjdzie. Rozkaz inny jednak przyszedł, który mnie nawet w osłupienie wprawił. Otóż na pokładzie nowej floty żołnierze nasi ruszyć mieli ku Ameryce. Kraina ta niespokojna była, dawne kolonie buntowały się i często dawały schronienie piratom. Co i rusz posłańcy z nowego kraju przybywali o polskie względy zabiegać. Niektóre o tak wymyślnych nazwach jak Stany Zjednoczone Ameryki, za którą to ukrywały się dwie niewielkie kolonie brytyjskie.
Jako że po drugiej stronie Gibraltaru ziemie Hiszpanii leżały, królowa zadbała, by sojusz z nacją ową podpisać. Rzadki to był przywilej, więc i nic dziwnego, iż król ich traktat podpisał. W tych czasach jeszcze nieco siły w koloniach Hiszpania miała, a ich włości w Europie rozrzucone były. Smutnym się jawi, iż jeszcze pół wieku wcześniej potęgą byli na każdym polu. W Ameryce szereg kolonii mieli, część z nich w rozległy protektorat połączonych, co się zwał Nową Hiszpanią. Jednak coraz więcej odwagi nabierały Anglia i Francja, a i niepokoje wewnętrzne się zrodziły z podatków wysokich.
Regularna armia hiszpańska zawsze potężną była, w polu zdolna dotrzymać każdemu, ale nie ona o ich sile tak po prawdzie stanowiła. Rozbudowane siły z lekkiej piechoty złożone i lekkiej jazdy w potyczkach na dzikich ziemiach lepiej się potrafią sprawdzić – i takich wojsk Hiszpania miała pod dostatkiem. Za przykład niech posłużą Cazadorzy, świetni strzelcy, co to ze swych karabinów nieomylnie wroga punktują z szalonej wręcz odległości. Walczą w rozproszonym szyku, świetnie się ukrywają... żaden dowódca nie lubi takich przeciwników.
Cazadorów wspierały doborowe jednostki konnych karabinierów i zwykła lekka piechota oraz jazda. Swą prawdziwą siłę jednakże Hiszpania na morzu miała opartą. Ich galeony to prawdziwe dzieła sztuki, również w militarnym znaczeniu. Sześćdziesiąt dział na okręcie kupieckim to argument koronny przeciwko piratom. Dwie setki załogi też swoje znaczenie mają, bo od abordażu odstraszyć mogą. Oparta na galeonach flota handlowa nie potrzebuje już w zasadzie dodatkowej ochrony, co koszta wszelkich zamorskich przedsięwzięć znacznie ogranicza...
W swych koloniach Hiszpania szkolić mogła liczne jednostki z kolonistów i tubylców złożone. Dyscypliny od takich wojsk oczekiwać nie należy, ale w dzikich terenach ich umiejętności świetnie się sprawdzają. Do tego spędzając żywot cały w gorących krainach, upał za dobre warunki uważają, nie zaś za przeszkodę w walce. Za przykład niech tu posłużą pogranicznicy, tropiciele zdolni podejść wroga z flanki i zasypać gradem kul z w miarę bezpiecznej odległości. Zaatakowani cofają się, częstokroć wroga w poważną zasadzkę prowadząc.
Wiele z plemion dzikich Indian podatne na wiedzę i skłonne cywilizację przyjąć się okazało. Spośród nich rekrutują się łucznicy, kolonialne armie Hiszpanii wspierający, świetnie wyszkoleni i umiejący wykorzystać każdy teren. Wielu z nich obsługi muszkietów się nauczyło i łuki na nie zamieniło. Najgroźniejsi jednak są ci indiańscy wojownicy, którzy konną jazdę świetnie opanowali, a i muszkiet im nie obcy. Szybko i sprawnie podjeżdżają na dogodną pozycję, oddają salwę i przemieszczają się dalej.
Skoro już tak rozpisałem się o nowym sojuszniku Rzeczypospolitej Obojga Narodów, to wypada też wspomnieć o kraju, z którym dobre kontakty znacznie dłużej mamy. Nikt nie ukrywa, iż z Rosją nieraz wojowaliśmy, ale XVIII wiek pokazał, że jako przyjaciele żyć obok siebie bez trudu możemy. A że kraj to potężny, to sojusz z nim więcej korzyści przyniósł, niźli ciągłe utarczki. Wykluczyć nie można przyszłych wojen, bo władcy rozmaite przywary miewają, ale dla Rzeczypospolitej i Rosji pokój zdaje się być mądrzejszą drogą.
Rosja obejmuje ziemie rozległe, od stepów nad Donem, poprzez Kijów, aż po Karelię, jeśli patrzeć po przedłużonej linii naszej granicy. Dalej na wschód sięga aż po Astrachań, ziemie Tatarów i skute lodem krainy Syberii. Wielkie i silne wojsko mieć trzeba oraz mądrze zarządzać odległymi krainami, by w ryzach tak rozległe imperium utrzymać. Car w swoim Zimowym Pałacu daleko jest od dzikich granic... Rosja musi więc stawiać na rozwój, by dobrymi traktami prowincje połączyć i dobrobytem spokój ludu kupić. Bez tego na każdej wojnie więcej straci w buntach, niż podbojem zyska.
Armia Rosji po części rozwiązania znane w Europie stosuje, a po części własnych doktryn szuka. Ich piechota miast typowych grenadierów używać może kompanii z ręcznymi moździerzami, co to niczym innym są, jak muszkietami do granatów miotania. Takie wsparcie dla liniowej piechoty wiele zdziałać może, ale też i owej liniowej piechoty wcale w armii uświadczyć nie trzeba. Zamiast nich bowiem car potrafi używać pieszych pułków kozackich. W piechocie ichniej i przeżytki się zdarzają, jak strażnicy z berdyszami, ale w walce takowe szans nie mają, raczej już do defilady lub obsługi dział fortecznych mogą być zdatne.
Mówiąc już o kozakach, wspomnieć trzeba o ich konnicy. Jeźdźcy ci świetnie z bronią palną w ręku potrafią podjazdami wroga wycieńczyć, a gdy już jakowaś konnica ich pogoni, to zawsze w las zapaść mogą. W odwodzie zaś ukrywać się mogą siepacze atamańscy z kozackimi szabliskami, którzy nieprzyjacielski pościg w paniczną ucieczkę zamienią. Samo pojawienie się owej elitarnej konnicy ducha na nowo w carskich wojskach budzi, taką wielką reputację mają. Kozacy siłą są carskiej armii, a każdy Polak czy Litwin rozumie świetnie dlaczego.
Na rozległych stepach inna jest taktyka niźli w cywilizowanych krainach. Nie wszędzie też postęp dotarł, a ludzie bitni tam żyją. Z tego też powodu w armii Rosji, zwłaszcza na owych dzikich ziemiach, napotkać można pułki konne, w których Kałmucy służą, z łuków strzelający. Nim jednak kto z broni tej śmiać się pocznie, niech zważy, ile strzał odda jeździec, nim piechur wymierzy swój muszkiet i ile kolejnych w czasie broni palnej przeładowywania...
>Nie, nie i jeszcze raz nie. Mówiłem, że stosuję leciutką stylizację, bo zrezygnowałem ze stosowania autentycznego języka epoki. Sprawdź co napisałem o Kołłątaju. Nie przekręcaj moich słów, bo w ten sposób nie da się rozmawiać..Sam już nie wiesz co piszesz? Zobacz swoją wypowiedź z 07.03.2009, 20:39:"Ciekawe wnioski. Podałem przykład prawdziwego języka z epoki i przywołałem...">Err... ale recenzja dopiero dziś zostanie opublikowana... Już ją przeczytałeś? Jakim cudem?No i masz sedno sprawy! To miał być tydzień z EMIRE: Total War, a nie Tydzień z Kołłątajem! A właściwiej z dziesiątą wodą po kisielu Kołłątajowym języku...Spodziewałem się, zresztą nie tylko ja, że zobaczę spostrzeżenia z gry, niedociągnięcia do poprawy przy kolejnym patchu, opisu rozgrywki i różnic w porównaniu z poprzednimi wersjami- a to wszystko na gorąco, komentowane jak mecz na żywo. W zamian przez cztery dni miks językowy i opis epoki.To jest strona o grach czy kółko miłośników Kołłątaja? Tak jakby gra traktowała tylko o Polsce - wersja narodowa, czy co?>W którym miejscu? Napisałem przecież przy okazji niehistorycznego władcy, że gra jest grą a nie podręcznikiem historii. Strasznie mnie przekręcasz, albo czytasz co chcesz przeczytać, a nie co ja napisałem...Ja napisałem dokładnie to samo, co powiedziałeś. "Ja oceniłem Twój tekst, który powinien być opisem zabawy, a nie podręcznikiem historii, jak sam mówiłeś”- ostatnie trzy słowa potwierdzają co mówiłeś. TO JEST GRA, więc pisz o grze!Tutaj to Ty "czytasz co chcesz przeczytać nie co ja napisałem...">Skąd Ty w ogóle bierzesz domniemanie o moim "samouwielbieniu" i robieniu "kapliczek ku własnej czci"? Możesz mi to wyjaśnić? Poważnie pytam, chciałbym poznać Twój tok myślenia w tej kwestii...Myślę, że nie trzeba długo wyjaśniać. Zamiast napisać zwięzłą odpowiedź, w stylu "masz prawo do swojej opinii", czy "koncepcja była taka..." zacząłeś atakować mnie. To sprawia wrażenie, iż masz przerost ambicji, niezdrowo podchodzisz do publicznych publikacji, nie umiesz poddać się krytyce. Sam jestem twórcą, w zupełnie innej dziedzinie, co niesie za sobą pewną falę krytyki, do której trzeba przywyknąć.Zamiast bronić swojej tezy zacząłeś atakować określenia których użyłem i zasłaniać się autorytetami. To daje odczucie, że tworzysz kapliczkę, której za nic nie można tknąć. Nie "kąsasz intrygi" z emotikonami, albo za bardzo bierzesz do siebie to co piszę. Ja jestem zwolennikiem własnej interpretacji, poprzez próbę spojrzenia przez pryzmat wielu opinii. Nigdy nie zdaję się na jakiegoś guru.Myślę, że możemy zakończyć tą dyskusję. Chętnie za to porozmawiam o grze, tej czy innych.Mogę pomóc w testowaniu, jak widzisz jestem spostrzegawczy i wyłapuję takich Augustów IV. ;)Nadchodzi dodatek do COH. Z pewnością będzie o czym rozmawiać...Tylko nie zacznij od przypomnienia historii od 39 roku. ;)
Lucas_the_Great
Redaktor
Autor
08/03/2009 13:12
Dnia 08.03.2009 o 12:27, DArec01 napisał:
Co do "prawdziwości języka z epoki", to juz przesadziłeś. Mieszasz językiem jak w kotle i usiłujesz wmówić, że to jest super.
Nie, nie i jeszcze raz nie. Mówiłem, że stosuję leciutką stylizację, bo zrezygnowałem ze stosowania autentycznego języka epoki. Sprawdź co napisałem o Kołłątaju. Nie przekręcaj moich słów, bo w ten sposób nie da się rozmawiać.
Dnia 08.03.2009 o 12:27, DArec01 napisał:
A co z opisem gry, którym powinieneś się zając? Pokazaniem słabych i mocnych punktów? Zachowujesz się jak lekarz, który najpierw wystawia diagnozę, a potem dopasowuje objawy! A to chyba nie o to w recenzowaniu chodzi.
Err... ale recenzja dopiero dziś zostanie opublikowana... Już ją przeczytałeś? Jakim cudem?
Dnia 08.03.2009 o 12:27, DArec01 napisał:
Trochę pokory, mniej samouwielbienia i będzie lepiej. Pamiętaj, że nie wszyscy muszą się z Tobą zgadzać. Ja oceniłęm Twój tekst, który powinien być opisem zabawy, anie podręcznikiem historii, jak sam mówiłeś,
W którym miejscu? Napisałem przecież przy okazji niehistorycznego władcy, że gra jest grą a nie podręcznikiem historii. Strasznie mnie przekręcasz, albo czytasz co chcesz przeczytać,a nie co ja napisałem...>a z którego kapliczkę ku własnej czci robisz! Zajmij się opisywaniem gier, bo za to Ci płacę, kupując u was gry!
Dnia 08.03.2009 o 12:27, DArec01 napisał:
Więc mam prawo wymagać i krytykować.
Skąd Ty w ogóle bierzesz domniemanie o moim "samouwielbieniu" i robieniu "kapliczek ku własnej czci"? Możesz mi to wyjaśnić? Poważnie pytam, chciałbym poznać Twój tok myślenia w tej kwestii...
Usunięty
Usunięty
08/03/2009 12:27
Mówiłeś o definicji, więc ją zacytowałem, bez zasłaniania się profesorem.Ja sam czytałem Orwela i nie potrzebuję definicji, żeby wiedzieć o czym mowa.Ktoś tutaj wspominał o Wildsteinie, ale raczej mi Kaczyńskiego przypominasz.Wypowiadając się na forum musisz liczyć się z krytyką, lub ją olać, przecież masz tylu wielbicieli...Co do "prawdziwości języka z epoki", to juz przesadziłeś. Mieszasz językiem jak w kotle i usiłujesz wmówić, że to jest super. A co z opisem gry, którym powinieneś się zając? Pokazaniem słabych i mocnych punktów?Zachowujesz się jak lekarz, który najpierw wystawia diagnozę, a potem dopasowuje objawy! A to chyba nie o to w recenzowaniu chodzi. Ale to Ty się tym zajmujesz, nie ja, więc co ja mogę wiedzieć?Trochę pokory, mniej samouwielbienia i będzie lepiej. Pamiętaj, że nie wszyscy muszą się z Tobą zgadzać.Ja oceniłęm Twój tekst, który powinien być opisem zabawy, anie podręcznikiem historii, jak sam mówiłeś, a z którego kapliczkę ku własnej czci robisz! Zajmij się opisywaniem gier, bo za to Ci płacę, kupując u was gry!Więc mam prawo wymagać i krytykować.