Jak wiadomo, Blizzard wypuszcza naprawdę solidne i doszlifowane gry. Problem w tym, że ekipa studia raczej się przy tym nie spieszy. Weźmy takie Diablo. Diablo II pojawiło się na rynku, jeszcze w 2000, a Diablo III nadal nie ma daty wydania. W tym czasie Microsoft zdążył już wypuścić 4 generacje Windowsa, a Blizzard wciąż męczy się z napisaniem jednego programu.
Jak wiadomo, Blizzard wypuszcza naprawdę solidne i doszlifowane gry. Problem w tym, że ekipa studia raczej się przy tym nie spieszy. Weźmy takie Diablo. Diablo II pojawiło się na rynku, jeszcze w 2000, a Diablo III nadal nie ma daty wydania. W tym czasie Microsoft zdążył już wypuścić 4 generacje Windowsa, a Blizzard wciąż męczy się z napisaniem jednego programu.
Nie to, żeby fani Blizza mieli coś przeciwko - dla nich czekanie to już praktycznie normalny stan rzeczy. Założę się nawet, że gdyby Zamieć wydała grę w rok/pół roku od jej ogłoszenia, to gracze sami by zaczęli pisać do studia listy "nie no, chłopaki, może byście trochę nad tym jeszcze popracowali, co?". Taki brak hack&slashy to oczywista szansa dla konkurencji, co jest przez nią wykorzystywane. Przez te lata na rynku pojawiały się kolejne klony Diablo, ale niewiele z nich mogło pochwalić się napisem "gra twórców Diablo" na pudełku, jak ma to miejsce w przypadku Torchlighta.
Opowiem wam bajkę, bajka będzie słaba.
Za siedmioma lasami, za siedmioma rzekami, w jakieś ciemnej górzystej okolicy, było sobie miasteczko Torchlight. Mieszkańcy tej mieściny to przede wszystkim górnicy pracujący w kopalni "magicznego żaru". Niestety, ta sielska egzystencja tamtejszej ludności, oparta na 12 godzinnym dniu pracy w dusznych i ciemnych korytarzach, pewnego dnia dobiega końca. W kopalni zaczęły bowiem pojawiać się potwory, które skutecznie przegoniły robotników. Tutaj wkraczamy my - standardowi i do bólu wtórni bohaterowie biednego ludu.
Bohaterowie jakich wiele
Na początku stajemy przed dość łatwym wyborem postaci. Do wyboru jest przesilny wojownik, unikający walki w zwarciu mag i zwinna "łotrzyca". Jak widać, mamy do czynienia z iście sztampowym zestawem "mały bohater" od sieci McRPGonalds. Każda z tych postaci różni się od siebie nie tylko wyglądem ale również poziomem początkowych HP, Many i odpowiednio dla danej klasy rozłożonymi punktami w 4 pozostałych statystykach. O samym rozwoju postaci napiszę nieco później. Drugi wybór jest o wiele trudniejszy i może zająć wam naprawdę sporo czasu. Musimy bowiem zdecydować, kto będzie naszym kompanem podczas tej wyprawy: pies czy duży kot wystylizowany na rysia. Problem w tym, że nie różnią się one niczym, oprócz wyglądu. W podejmowaniu decyzji nie pomogą nam zatem żadne statystyki. Pies? Kot? Pies? Kot? Argh...
Kolory!
Pierwsze, co zwraca uwagę po odpaleniu właściwej gry, to grafika. Ekipa studia Runic postawiła na komiksowy styl "kreski" z mnóstwem żywych barw. Kolorystyka Torchlight naprawdę przyjemnie pieści oko z tymi wszystkimi pochodniami, błyskami i poświatami. Ogólnie, wszystko to sprawia wrażenie, że tak wyglądałoby właśnie Diablo III, gdyby Blizzard w ogóle nie bał się reakcji fanów na czynione zmiany. Chyba wszyscy pamiętamy, jak ostro krytykowano pierwsze screenshoty i gameplaye z DIII... W nie jednej piwnicy podniosła się temperatura, gdy żyjący w niej nerd zrzucał w przypływie gniewu z biurka wszystkie kubki spoczywające na jego blacie. Nie można jednak powiedzieć, że patrzenie na Torchlight wywoła u nas cukrzycę. Powiedzmy, że słodycz grafiki to jakieś 6,5 w skali od 1 do Trine'a i jego wszechobecnych tęczy.
Dzieło studia Runic może i ma ładny świat, ale jest on niestety pozbawiony jakiejś głębi. Całe tło opiera się do ratowania małej mieściny i szablonowych postaci dających nam kolejne zadania. O ile Trine oferował jeszcze śladowe ilości poczucia humoru w dialogach pomiędzy postaciami, tak Torchlight nie ma nawet tego. Trochę cała ta koncepcja gryzie się z samą sobą. Niby mamy komiksowy, lekki świat, ale z drugiej strony wszystko jest brane na poważnie i stara się być nieco na siłę patetyczne.
Mechanika
Jeżeli chodzi o mechanikę Torchlighta, to jest ona do bólu "diablowata". Całą grą można spokojnie sterować za pomocą myszki, klikając kolejnych przeciwników i przemierzając kolejne kilometry generowanych losowo lochów. Wszystko tutaj zostało przy tym uproszczone pod casualowego gracza. Paradoksalnie, właśnie przez to czuje się tak mieszane uczucia to tego typu produkcji. Z jednej strony Torchlight jest niesamowicie uzależniający. Po prostu siedzi się, pokonując kolejne fale przeciwników i wykonując kolejne questy typu "aportuj jakiś mistyczny przedmiot z dna lochu". Gracz wpada dosłownie w pętlę płynnego progresu w grze, przez co tak trudno jest wyczuć moment na jej wyłączenie. Z drugiej strony podświadomość podpowiada "stary, co ty robisz, przecież to zabawka, a nie gra dla prawdziwych mężczyzn z brodą". Po prostu ma się wyrzuty sumienia, że Torchlight sprawia tyle frajdy.
Wcześniej wspomniałem o wyborze postaci. Teraz czas na parę słów o ich statystykach i umiejętnościach. Torchlight jest naprawdę wyrozumiały, jeżeli chodzi o kierunki rozwoju głównego bohatera. Mamy co prawda podział na wojownika, maga i łotrzyka, ale każdy z nich może imitować swoich kolegów. Możemy zatem wybrać na starcie wojownika i w trakcie przemierzania kolejnych lochów wpakować w atrybut magii tyle punktów, że stanie się on w miarę skutecznym czarodziejem. Jasne, nie będzie on rewelacyjnym czarodziejem, ale za to będzie w stanie wytrzymać nieco więcej ciosów niż mag. Oczywiście barczysty koleś z tatuażem na piersi rzucający fireballe nie jest codziennym widokiem w grach wideo, ale przy Torchlightowym, nieo lekkim, podejściu do klasyki RPG-ów, nie razi to tak bardzo po oczach. Ba! To nawet miłe, że nie jest się skazanym na jedyny słuszny tryb gry tylko dla tego, że na starcie kliknęliśmy na daną postać.
Zwierze ważna rzecz
Osobny akapit wypada poświęcić naszej wiernej bestii. W tej całej eskapadzie w otchłań lochów towarzyszyć nam będzie nie tylko strach, ale także pies lub "kot". Zwierzaki te nie różnią się jednak niczym poza trójwymiarowym modelem: atakują tak samo i działają tak samo. Twórcy oczywiście zaimplementowali 3 schematy zachowania naszych milusińskich - ofensywny, defensywny i neutralny. Standard. Ciekawostką jest jednak to, że zwierzaki te pomagają nam zaoszczędzić na zwojach teleportujących do miasta. Wystarczy zapakować do plecaka naszego milusińskiego zbędne itemy, a ten, niczym strzała, pobiegnie je sprzedać na powierzchnię. My w tym czasie możemy dalej eksterminować potwory, co pozwala nam zachować ciągłość hipnotycznej zabawy w lochach.
Oprócz handlu, nasze zwierzaki parają się również walką. Mogą drapać, mogą gryźć, ale mogą też... czarować. Czary, jakie znajdziemy w postaci zwojów, możemy wrzucić do karty naszego futrzastego podopiecznego i w ten sposób otrzymać np. maszynkę do fireballi albo do przyzywania zombiaków. Inną ciekawostką są specjalne formy zwierzaków - poprzez karmienie ich złowionymi rybami, mogą przybierać one postać innych stworów, jak chociażby pająka lub bezkształtnego kolorowego gluta.
Loot baby, loot.
W grach diablopodobnych nie chodzi jednak aż tak bardzo o ratowanie świata. Najważniejszym bodźcem do dalszej eksploracji podziemi są przede wszystkim itemy. O ile ich statystyki rosną wraz z trudnością gry, to ich wygląd zbytnio się nie zmienia. W samej grze to zbytnio nie przeszkadza, ale przy zarządzaniu ekwipunkiem już tak - większość ikon jest po prostu taka sama, co zmusza nas do sprawdzania opisów przy każdym robieniu porządku w plecaku.
GramTV przedstawia:
Nielicznym osobom, które potrafią operować jednocześnie klawiaturą i myszką mogę udzielić jedną radę, jeżeli chodzi o Torchlighta - nie zaczynajcie zabawy na normalnym poziomie trudności. Gra staje się ciut za łatwa. Dopiero na "wysokim" lub "bardzo wysokim" stopniu trudności grozi wam tak naprawdę śmierć. Jeżeli nawet i to jest dla was za małym wyzwaniem, to możecie zaznaczyć opcję hardcore. Dzięki niej, gdy zginiecie, stracicie postać na zawsze. Szkoda tylko, że wyższe poziomy trudności to jedynie modyfikacja zadawanych obrażeń przeciwników. SI wrogów jest po prostu zbyt proste - starają się oni jedynie dotrzeć do naszej postaci po jak najkrótszej drodze. Na dodatek nierzadko zdarza się, że jakiś goblin będzie z uporem maniaka próbował przejść przez niewidzialną ścianę ustawioną np. na krawędzi skarpy.
Wersja Polska
Torchlight początkowo miał być wydawany tylko w dystrybucji sieciowej, ale w naszym kraju nadal dość licznie występują osobniki wyznające zasadę "jak coś mi się nie kurzy na półce, to tego nie mam". W efekcie nowo powstałe wydawnictwo FonoGame wypuściło pudełkową wersję Torchlighta, przy okazji polonizując ją. Szału jednak nie ma. Zawartość pudełka zbytnio nie zaskakuje - w boksie znajdziemy przetłumaczoną instrukcję (z paroma literówkami i na siłę wyjustowanym tekstem) oraz dwie naklejki niewiadomego zastosowania.
Jeżeli chodzi o samo tłumaczenie, budzi ono mieszane uczucia. Czasami zdarzają się bowiem elementy z angielską nazwą (np. "Fishing Hole") lub kwestia postaci wychodzi poza dostępny obszar i jest przez to ucięta. Do tego widać, że silnik Torchlighta nie był uszyty pod polską wersję. System budowania nazw gryzie się z zasadami naszego języka, przez co niektóre z nich posiadają 2 człony zaczynające się wielką literą. Jeżeli spojrzymy pod kątem sensowności tłumaczeń, to można przyczepić się jedynie do "zarękawków", które wyglądają jak rękawiczki, mają ikonkę rękawiczek i są w ekwipunku umieszczane w miejscu rękawiczek. Dlaczego więc nie mogłyby być nazwane na przykład... bo ja wiem... "rękawiczki"? Ten nieco archaicznie brzmiący termin "zarękawki" wydaje się być wciśnięty trochę na siłę. Wymienione wyżej błędy istnieją, ale czy przeszkadzają w grze? Moim zdaniem nie. Tutaj i tak chodzi o klikanie, a przedmioty przecież ocenia się po charakterystykach, a nie po tym, czy mają "mroczny" w nazwie.
Konkludując...
Torchlight to solidna produkcja, która na dodatek została w zjadliwy sposób spolszczona. Dziecko studia Runic ma niezwykle uzależniający gameplay, przez który można na dobre stracić poczucie czasu. Dokładając do tego miłą dla oka grafikę i ścieżkę dźwiękową niemalże wyszarpniętą z Diablo, może ona zaoferować kupę prostej zabawy. Prostej zabawy, ale na długie godziny.
8,0
Solidna i przerażająco uzależniająca
Plusy
uniwersalna - zarówno dla casuali jak i hardkorowców
Na wstępie ciężko napisać, iż ta recenzja ma jakieś znaczące wady. Poruszyła przecież chyba wszystkie aspekty tej gry (dorzuciłbym może cokolwiek na temat jakiejś otoczki lore) i zrobiła to w sposób na tyle przyjemny, że mimo iż o Torchlight miałem już wyrobioną opinię, to do samego końca nie byłem nudzony przez autora. To się chwali :)Inna sprawa, że nie zgadzam się na swój sposób z oceną wystawioną w tekście. To znaczy, 8 to dość wysoki poziom i powinien nieść za sobą coś więcej niż zrobił to TL. Teraz, po zagraniu w betę Diablo III, ten tytuł pewnie oceniał będe w sposób surowszy, niż robiłem to wcześniej, no ale do rzeczy.Poza wadami wymienionymi przez autora ten tytuł ma jeszcze jedną, zasadniczą. Otóż, w żaden sposób nie zachęca do tego, aby w niego grać. Przebijanie się przez kolejne poziomy kopalni w pewnym momencie jest na tyle nużące, że w moim wypadku magnes gry wyłączył się już po paru godzinach i zwyczajnie grę usunąłem, mimo tego, iż wtedy prawie dopiero ją kupiłem.Ja rozumiem, że to "tylko" klon Diablo i porównywanie klimatu klonów do gier Blizzarda mija się z celem, ale przy h''n''s poza zapewnieniem całkiem przyjemnej rozwałki dla mnie liczy się też otoczka, coś co pozwoli mi się wessać w grę bez reszty. Tutaj tego nie było.Blizzard w becie swojego ostatniego tytułu potrafił zahipnotyzować graczy w sposób niesamowity; Runic Games nie udało się tego zrobić nawet w pełnej wersji.No, i też pozostaje kwestia zdefiniowania pojęcia "przyjemna rozwałka". W kopalniach Torchlight czułem się jak dziecko, któremu ktoś dał do ręki uzi i wpuścił do sierocińca z przykazaniem zabicia wszystkiego, co się rusza.Przebijanie się przez zastępy mobów było raz, że banalne, a dwa - bezsensowne. Pamiętam, jak kiedyś podczas gry zadzwonił do mnie telefon. Odebrałem, zagadałem się, klasyczna historia. Ale jak wróćiłem, to mimo że byłem w trakcie bicia dużej grupy przeciwników, to... Nadal żyłem.Część mobów (a było ich serio dużo) zabił mój pet, a pozostała zaklinowała się w ścianach. No litości...Ja rozumiem, twórcy wyszli z założenia, że im przyjemniejsza rozgrywka, tym więcej kopii się sprzeda. Tyle tylko, że zdecydowanie przesadzili w tym momencie :)Mimo to, nie mówię, że Torchlight jest złą grą. Obok Titan Quest to chyba jeden z ciekawszych ''zamienników'' Diablo na rynku. Ale patrząc na cały ten hype, jaki ta gra zbierała, to ja byłem nią solennie zawiedziony.W rezultacie, zamiast czegoś na miarę Diablo, gra, którą się ekscytowałem okazała się być zupełnym niewypałem i straconą gotówką.Druga część Torchlighta na pewno do siebie mnie nie przekona, szczególnie, że za parę dni dostaniemy w swoje ręce Diablo 3 - a wtedy wszystko inne przestanie się liczyć ;)
Usunięty
Usunięty
13/05/2012 09:23
Bardzo sympatyczna gierka , dobra na chwilę oderwania się i relaksu bez szczególnego wysiłku. Chociaż po 20+ poziomie , z zaliczonymi wcześniej poziomami dodatkowymi z questów i map robi się nieco monotonnie , ale prawda - uzależnia bo zamiast się oderwać od gry przełączyłem się na express mode - po prostu bieg przez poziomy i pacyfikowanie kolejnych fal przeciwników salwą obszarówek. Ukończyłem grę w 9 godzin , bez trudności.A postacie w odróżnieniu do Diablo stają się niesamowicie potężne , co sprawia że zdecydowanie gra jest łatwa. ( Np.Grałem Vanqunisherką , eksplodujący strzał + krytyk + maksymalne napakowanie obrażeń = salwa z 2-4 strzałów byle gdzie w nieznany teren i już po prostu zbieram pozostałości po potworkach , z bossami też po prostu ciągły strzał tym albo rykoszetem i nawet nie musiałem się ruszać. Na ot zagranie dla relaksu dobre , ale każdy oczekujący wyzwania będzie zawiedziony)
Usunięty
Usunięty
26/04/2012 00:00
Dobra gierka, nie ma to jak czekać do torchlight 2 grając w 1 x]