Homefront wzbudził u mnie ciekawość jeszcze przed targami. W końcu gry z rzadka pozwalają sobie na prezentowanie Ameryki jako tej słabej, upodlonej strony konfliktu. Mieliśmy Liberation: Fall of Liberty, mieliśmy też World in Conflict. Jednak nawet tam, dzielni Jankesi dawali radę stawić czoła najeźdźcy. Homefront jak wiadomo nie jest w swojej wizji tak optymistyczny.
Dostanie się na prezentację Homefronta na Gamescomie nie było takie łatwe. O ile byłem umówiony na konkretną godzinę, to mimo punktualności odbiłem się od klamki. Show ruszyło już za zamkniętymi drzwiami. Beze mnie. Na szczęście wystarczyła interwencja u menadżerów THQ i skończyło się na prywatnym pokazie Homefronta. Sam na sam z Frankiem DeLise, producentem wykonawczym projektu. Po prostu miód.
Prezentacja gry rozpoczęła się od sceny naszej pobudki. Główny bohater wstaje z pryczy i podąża za partyzantem, który oprowadza go po okolicy. Tę stanowi improwizowany obóz rozstawiony pomiędzy 3 typowymi amerykańskimi domkami na przedmieściach większej metropolii. Po wystroju domu widać, że obecni jego mieszkańcy nie żyją w zbyt komfortowych warunkach - zabite deskami okna, obdarte meble, sklecona naprędce szklarnia na tyłach.
To wrażenie zmienia się, gdy wychodzimy na podwórko. Kilkoro dzieci bawi się na huśtawce lub buja na zatkniętym na sprężynie drewnianym koniu. Przez pożółkłe liście trzymające się jeszcze na drzewie przebijają smugi światła. Jesteśmy uraczeni nasyconymi, jesiennymi barwami. Czuć falę optymizmu. Przechodząc jednak przez kolejny dom jesteśmy sprowadzani na ziemię. Kobieta siedząc na kanapie zajmuje się niemowlęciem, a pod kominkiem leżą pokasłujące chore pociechy. Jednak trwa wojna.
Trzeba przyznać, że już na tym etapie było dla mnie jasnym, że twórcy Homefront wyraźnie kierowali się podczas tworzenia swojej gry Half-Life'em 2. Niemy bohater, członkostwo w ruchu oporu. Estetyka grafiki również sprawia wrażenie jakiejś znajomej. Żeby tego było mało, już po zakończeniu zwiedzania obozu dołącza do nas bojownicza niewiasta. Hej Aly... o przepraszam, wyglądacie tak podobnie.
W każdym razie, wraz z alyxopodobną towarzyszką udaliśmy się następnie na miejsce akcji, czyli parking przed supermarketem. Tutaj dopiero zaczęła się prawdziwa zabawa - walka z okupantem. Ba! Atak przebiega nawet z nieco większą pompą, niż zakładali to sami partyzanci, bowiem tuż nad naszą głową wybuchają pociski z białym fosforem. Jeżeli nie znacie tej substancji, to podpala ona wszystko w zasięgu rażenia, a u ludzi zwęgla płuca od środka. Huk wystrzałów, wstrząsy, wszechobecny ogień i krzyki płonących ludzi. Atmosfera wręcz wpycha się do umysłu widza.
Jednak na tym etapie to nie obraz zasługuje na wyróżnienie. To, co wywołało u mnie gęsią skórkę, to rewelacyjne udźwiękowienie i dubbing postaci. Ostatni raz taką rozpacz w głosie kobiety słyszałem dobre pół roku temu, na seansie Avatara (spoiler: po zawaleniu się drzewa). Po tej scenie była już zwykła strzelankowa rozgrywka, ale ten kobiecy głos pozostawał w uszach do końca prezentacji.
Niestety, właściwego ("strzelanego") gameplayu nie widzieliśmy zbyt wiele - trwał on może z 2-3 minuty. W tym czasie udało mi się jednak zobaczyć ciekawy element wyposażenia gracza, czyli samodzielnie poruszający się pojazd z wieżyczką. Gdy nie wskazywaliśmy mu celu lornetką, sam wyszukiwał on przeciwników, ale z nieco gorszym skutkiem. Wydawać by się mogło, że mając taki sprzęt, jesteśmy niepokonani. Otóż nie. Koreańczycy załatwili Stany Zjednoczone ładunkami EMP. Nic więc dziwnego, że niektórzy żołnierze mają przy sobie karabiny strzelające ładunkami elektromagnetycznymi, które czasowo unieruchamiają pojazdy mechaniczne. Z pewnością ten element znajdzie się w multiplayerze i już czuję, że ma szansę naprawdę się sprawdzić w boju.
Co zwróciło moją uwagę to fakt, że prezentowana wersja była przeznaczona na peceta, a tymczasem odrzut broni był raczej konsolowy (czytaj: praktycznie żaden). Trochę kłóciło się to z szumnymi zapowiedziami "wielkiego multiplayera" w Homefront i "prawdziwie pecetową wersją". Frank DeLise uspokoił mnie jednak, że to wciąż wstępna wersja i mają zamiar nieco później poprawiać i dostrajać takie rzeczy. Pozostaje mi wierzyć mu na słowo.
Na sam koniec pokazu zostałem poczęstowany możliwościami "drama engine", czyli systemu umieszczania gracza w centrum wydarzeń. Koreański helikopter, który ostrzeliwał bohaterów, po uszkodzeniu spadł zaraz przed postacią gracza. Nie będę kłamał - to zrobiło na mnie wrażenie. Co jednak najlepsze, takich momentów ma być w grze więcej.
Wygląda na to, że Homefront będzie mógł pochwalić się nie tylko porządnym multiplayerem (bazując na dotychczasowych zapowiedziach), ale również mocnym singlem. Problem w tym, że DeLise zapytany o długość rozgrywki w trybie dla pojedynczego gracza odpowiedział lakonicznym "6+ godzin". Miejmy nadzieję, że przynajmniej te 6 godzin będzie naprawdę napakowane akcją. Homefront trafi na półki sklepowe 22 lutego 2011 na PC, X360 i PS3.
Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!