Call of Duty: Black Ops - wrażenia z Gamescom 2010

Michał Myszasty Nowicki
2010/08/26 19:00
0
0

Wśród wielu prezentowanych na targach Gamescom 2010 strzelanek, pojawiła się również najnowsza gra studia Treyarch, Call of Duty: Black Ops. Myszasty miał okazję obejrzeć ją z bliska.

Wśród wielu prezentowanych na targach Gamescom 2010 strzelanek, pojawiła się również najnowsza gra studia Treyarch, Call of Duty: Black Ops. Myszasty miał okazję obejrzeć ją z bliska.

Call of Duty: Black Ops - wrażenia z Gamescom 2010

Już na początku przyznam się szczerze, że od czasu pierwszego Modern Warfare, seria Call of Duty nie zaskoczyła mnie niczym pozytywnym. Jednak po prezentacji Black Ops, jestem w stanie uwierzyć, że ekipa Treyarch ma spore szanse, by sprawić, że wrócę do niej z prawdziwą przyjemnością. I jednocześnie przełamać głęboko zakorzenione odium do gier poruszających tematykę wojny w Wietnamie. Dodam jeszcze tylko, że w kampanii przyjdzie nam zwiedzić również inne zakątki naszego globu.

Oczywiście już pierwsze słowa prowadzącego prezentację nie pozostawiły żadnych wątpliwości, co do charakteru gry. To typowy przedstawiciel serii Call of Duty, z raczej krótką, ale naszpikowaną efektownymi scenami i intensywną kampanią oraz równie szybkim trybem multiplayer. Zapytany o długość kampanii, przedstawiciel Treyarch odpowiedział dość wymijająco; ta bowiem, wedle jego słów, może być, ale nie musi, dłuższa od trybu dla pojedynczego gracza z Modern Warfare 2. jednym słowem, raczej możemy przestać liczyć na rozgrywkę dłuższą niż „ustawowe” 5-6 godzin. Rozgrywkę wszakże zapowiadającą się całkiem miodnie.

Podczas prezentacji Call of Duty: Black Ops pokazano nam dwa jej fragmenty, ponoć bardzo reprezentatywne dla całości. W pierwszej misji rozbijamy się śmigłowcem gdzieś w dżungli i w dość dramatycznych okolicznościach (wciąż pojawiają się kolejni żołnierze Vietcongu, śmigłowiec osuwa się do wody, po czym tonie) wydostajemy się z wraku. Krótka potyczka i oto jesteśmy w dżungli, otoczeni przez wrogów. Dowiadujemy się, że naszym celem jest atak na wioskę, w której ukrywają się wrogowie, musimy więc z pomocą kilku innych żołnierzy dostać się w jej pobliże.

Pierwszy etap misji, to dość prosta i starannie wyreżyserowana, ale całkiem smakowita skradanka. Zachodzimy po cichu wartowników, zabijamy śpiących żołnierzy, przekradamy się pod framugami okien i przepływamy pod wodą. Szczególnie ten ostatni fragment zrobił na mnie wrażenie. Myślałem, że po wizycie w Rapture jakiekolwiek sceny z wodą w roli głównej już mnie nie ruszą; stało się inaczej. Dodajmy do tego gęsty, wciąż padający deszcz i mamy oto naprawdę niesamowity klimat tejże misji. Wszystko oparte jest oczywiście na wyreżyserowanych wydarzeniach, nie zmienia to jednak faktu, że zaledwie po kilku minutach poczułem się naprawdę jak w Wietnamie. Dotychczas nie udało się to żadnej grze.

Krótki etap (pokazywany już na E3) w słynnych wietnamskich tunelach również dostarcza sporo emocji; widać tu wyraźnie, że ekipa deweloperska radzi sobie równie dobrze z otwartymi przestrzeniami, jak i bardziej klaustrofobicznym klimatem. Zaraz potem następuje frontalny atak na wioskę. Strzelanie na krótki dystans, samobójcze, lecz piekielnie niebezpieczne szarże Wietnamczyków (to zasługa SI, czy skryptu?) – gra nabiera tempa, wokół dzieje się naprawdę wiele...

Niby to samo co zawsze, brak jakichś naprawdę zaskakujących pomysłów, oprawa graficzna na poziomie MW2, a jednak... Jednak w jakiś sposób w Black Ops udało się twórcom podać nową wersję tego samego dania w taki sposób, że już po pierwszym fragmencie rozgrywki nabrałem chęci na zagranie w ten tytuł. Nie wiem, czy sprawiła to egzotyczna tematyka pokazanych nam misji, czy po prostu fakt, iż mimo starannej reżyserii pozostawiającej graczowi relatywnie niewielkie pole manewru, wyczułem w tej grze sporą miodność.

GramTV przedstawia:

Drugi z pokazanych nam fragmentów rozgrywki w Call of Duty: Black Ops był misją, w której porywamy radziecki śmigłowiec Mi-24 Hind-A (czyli w pierwotnej wersji z charakterystyczną kanciastą kabiną), w którym przejmujemy stery i obsługę rakiet. Mimo to śmigłowiec najprawdopodobniej leciał sam po ustalonej trasie (deweloperzy nie chcieli tego doprecyzować), zaś gracz mógł jedynie wykonywać pewne ograniczone manewry (uniki, przyspieszanie i zwalnianie). Mimo tego oraz historycznych nieścisłości (misja w 1968 roku, zaś pierwszy prototyp oblatano 15 września 1969 roku), zabawa była przednia i bardzo intensywna – przy okazji mogliśmy zaobserwować model zniszczenia terenu. Rakiety niszczyły zarówno budynki, jak i mosty, czy łamały drzewa.

To samo dało się zaobserwować w pierwszej misji, choć oczywiście na mniejszą skalę. Seria z M-16 odłupała w pewnym momencie kilka odłamków od pobliskiej skały, zaś kilka pocisków rakietowych zamieniło nadbrzeżną chatę w stertę desek. Jeśli taki model zniszczeń został wprowadzony konsekwentnie w całej grze, z pewnością doda jej to smaczku; najwyraźniej standardy wyznaczone przez Bad Company 2 zaczęły też obowiązywać innych deweloperów.

Niestety, nie miałem okazji samodzielnie przekonać się, jak wyglądają takie aspekty mechaniki Call of Duty: Black Ops, jak choćby zaimplementowany model balistyczny. Wszystkie pokazane nam walki toczyły się na bardzo małych dystansach, często dosłownie pierś w pierś z szarżującym z krzaków wrogiem. Twórcy nie zdradzili również praktycznie niczego nowego na temat trybu multiplayer, tak więc na razie pozostały nam jedynie spekulacje na temat jego ostatecznej formy. Pozostaje mieć nadzieję, że właściwie wykorzystają olbrzymi potencjał tkwiący w specyficznym i rzadko wykorzystywanym w grach FPS konflikcie zbrojnym. Tym bardziej, że na horyzoncie poważna konkurencja w postaci osadzonego w tym samym miejscu i okresie dodatku do Bad Company 2.

Muszę przyznać, że na pokaz szedłem bez większego przekonania, zaś po jego zakończeniu odzyskałem wiarę w serię Call of Duty. Gra, mimo, iż nie odbiega w jakiś drastyczny sposób od formuły poprzednich części cyklu, ma w sobie jakąś siłę przyciągania. Ze znanych i nie raz wykorzystywanych sztuczek i zagrań stworzono tutaj niezwykle udaną kompozycję, która niesie w sobie potencjalnie bardzo duży ładunek grywalności. Jeśli tryb dla wielu graczy dotrzyma kroku kampanii, a ta spełni moje oczekiwania, jako pierwszy napisze o renesansie tego cyklu. Na razie jednak z niecierpliwością czekam na możliwość samodzielnego zagrania w pełną wersję beta Call of Duty: Black Ops.

Komentarze
0



Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!