Miesiąc temu opublikowaliśmy pierwsze wrażenia z rozgrywki w Kane & Lynch 2: Dog Days z wersji preview twierdząc, że kontynuacja przygód dwóch charyzmatycznych bohaterów jest wyłącznie grą dobrą. Czy ocena uległa zmianie po zapoznaniu się z finalnym wydaniem?
Brutalnie i szokująco
Jeśli ktoś nie miał do czynienia z multimediami dotyczącymi Kane & Lynch 2: Dog Days przed premierą, poczuje się zaszokowany już od samego początku obcowania z tą produkcją. Po pierwsze, jak już wspomniałem przy okazji beta-testu, wszystkie wydarzenia, które mamy okazję obserwować w grze, zostały przedstawione z perspektywy amatorskiej kamery, a na obraz został nałożony specyficzny rodzaj filtru, dzięki czemu mamy wrażenie, jakbyśmy stali obok Kane’a i Lyncha, uwieczniając ich poczynania.
Po drugie – fabuła.
Znaczek na pudełku wskazujący, że Kane & Lynch 2: Dog Days jest przeznaczony wyłącznie dla graczy, którzy ukończyli osiemnasty rok życia, jest w pełni uzasadniony. Już w pierwszej scenie widzimy, że autorzy postanowili na brutalność. Oto bowiem tytułowi bohaterowie znajdują się w bliżej nieznanej lokacji, gdzie związani czekają, aż stojący nad nimi gangsterzy łaskawie wyślą ich na tamten świat. Co się dzieje dalej? Tego nie mam zamiaru zdradzać, gdyż po zakończeniu tej jakże nieprzyjemnej dla oka sceny zostajemy przeniesieni do właściwej rozgrywki, w związku z czym cofamy się o dwa dni.
Akcja Kane & Lynch 2: Dog Days rozpoczyna się na ulicy Szanghaju. Lynch, czyli jedyny grywalny protagonista (w pierwszej części wcielaliśmy się w Kane’a), oczekuje przybycia swojego kolegi, by wraz z nim wykonać ostatnie zadanie na zlecenie szefa mafii. Tradycyjnie, jak to w tego typu przypadkach bywa, nic nie idzie jak po maśle – wręcz przeciwnie: wszystko się komplikuje z minuty na minutę i perspektywa spania na forsie znika w mgnieniu oka, a zaczyna się walka o przetrwanie. Na szczęście Kane’a i Lyncha i na nieszczęście gracza, który zakupił grę w sklepie, trwa ona zaledwie cztery, maksymalnie pięć godzin.
Co dwie głowy, to nie jedna
Ostatnio popularny trend, czyli implementacja trybu kooperacji, został zastosowany także w Kane & Lynch 2: Dog Days. Jest on dostępny w dwóch wariantach – tak, jak w „jedynce” na podzielonym ekranie lub za pośrednictwem internetu. Na tym jednak nie koniec opcji rozgrywki dla wielu graczy. Dostępny jest Kruchy Sojusz, w którym drużyna gangsterów zajmuje się obrabowaniem banku. Co ciekawe, autorzy wprowadzili interesujące urozmaicenie – możemy w każdej chwili zdradzić członków naszego teamu i ich wystrzelać, zabierając pieniądze. Musimy się wówczas liczyć z tym, że podczas ucieczki na naszej drodze stanie reszta zespołu, a także policjanci.
W Kane & Lynch 2: Dog Days możemy sprawdzić swoje umiejętności także w trybie rozgrywki o wymownej nazwie Tajniak, gdzie, jak nietrudno się domyślić, mamy do czynienia z nieco zmienioną wersja Kruchego Sojuszu. Wszystko odbywa się na identycznych zasadach z tą różnicą, że zadaniem jednego z bandytów jest udaremnienie kradzieży w odpowiednim momencie. Oczywiście należy wykonać to w taki sposób, by pozostali gracze nie byli w stanie nas zdemaskować. Z kolei w Gliniarzach i Złodziejach (kolejna jakże tajemnica nazwa) dwie drużyny walczą między sobą – jedna z nich musi wykonać powierzone zadanie, a druga stara się im to uniemożliwić. Ot tyle.
Sam multiplayer w Kane & Lynch 2: Dog Days nie jest specjalnie wciągający. Znikoma ilość wariantów zabawy, z czego dwa są do siebie bliźniaczo podobne, to za mało, by przykuć gracza do monitora czy też telewizora na dłużej. Efektem tego jest bardzo mała liczba graczy przebywających na serwerach, co sprawia, że najłatwiej znaleźć osobę zainteresowaną przejściem kampanii w kooperacji. Nie ukrywam, że oczekiwałem bardziej absorbującej rozgrywki i, jak już wspomniałem, większej liczby wariantów zabawy, a mam wrażenie, że twórcy zdecydowali się na wprowadzenie opcji rozgrywki wieloosobowej tylko dla formalności. Po to, żeby nikt nie mógł powiedzieć, że single krótki i nie gra nie zawiera nic ponadto.
Jako że moda na DLC trwa w najlepsze i z próbą wyciągnięcia pieniędzy od graczy mamy do czynienia na każdym kroku, warto napisać o tym, w jaki sposób twórcy i wydawca Kane & Lynch 2: Dog Days mają zamiar się wzbogacić. Otóż we wspomnianym multiplayerze możemy wyposażyć swojego bohatera w dodatkowe rodzaje broni, które otrzymamy po uiszczeniu stosownej opłaty. Brzmi, jak żart prawda? A niestety nim nie jest. Zatem rozgrywka nie ma większego sensu – kto ma więcej kasy, ten wygrywa. Można co prawda odblokować kolejne rodzaje broni za zdobyte wirtualne pieniądze, ale za te naprawdę potężne narzędzia eksterminacji trzeba po prostu zapłacić.
A miało być tak pięknie...
Początkowo miałem wrażenie, że Kane & Lynch 2: Dog Days spodoba mi się tak samo, jak wersja preview. Niestety, okazało się, że przedpremierowe wydanie dla dziennikarzy zawierało tę lepszą część gry (nic dziwnego) i co ciekawe, aż jedną trzecią całości. Po godzinie zabawy, a właściwie „zabawy”, miałem serdecznie dość. Idź od punktu A do B, schowaj się, przeładuj, wychyl, strzel, schowaj, poczekaj, wychyl, strzel, schował, przeładuj, wychyl, strzel, biegnij dalej. W między czasie sporadycznie musiałem zmieniać osłonę. Jedyną odskocznią jest fragment, w którym musimy wsiąść do helikoptera i strzelać do celów. A tak, to bite cztery godzin ciągle jesteśmy zmuszeni ciągle zwiedzać podobne do siebie lokacje, zabijać niezliczone ilości bliźniaków.
Dlaczego gra Kane & Lynch 2: Dog Days jest, po prostu, nudna? O ile w wielu innych strzelaninach nieustanne wykonywanie tych samych czynności nie zawsze jest monotonne, o tyle w recenzowanym tytule jest inaczej, o czym napisałem powyżej. Dzieje się tak dlatego, że wrogowie wykazują się nadzwyczajną głupotą, dlatego też gracz nie ma żadnej satysfakcji z eliminowania kolejnych oponentów. Niejednokrotnie dochodzi do sytuacji, w których stoimy naprzeciwko nieprzyjaciela i ten, zamiast wpakować w nas seryjkę, grzecznie czeka aż przeładujemy naszą broń i sprzedamy mu kulkę.
Przy okazji pierwszych wrażeń napisałem, że zachowanie Kane’a nie pozostawia wiele do życzenia. Jednakże po dłuższym czasie, kiedy to miałem do czynienia z bardziej wymagającymi przeciwnikami dostrzegłem, że w istocie przeszkadza on w akcji. Zamiast unieszkodliwiać kolejnych wrogów niepotrzebnie marnuje kolejne pociski, które momentami nawet nie trafiają w pobliże oponentów. Dlatego też Lynch zmuszony jest w pojedynkę rozprawić się ze wszystkimi intruzami, a jego kompan przydaje się wyłącznie do pomocy przy otwarciu garaży czy też innych pomieszczeń.
Kane & Lynch 2: Dog Days nie wciąga także ze względu na niedopracowany, choć poprawiony w stosunku do pierwszej części, system odsłon. Samo korzystanie z niego nie irytuje, ale jeśli mamy ochotę bardziej się wykazać i skorzystać z podpowiedzi widocznej na ekranie, która informuje nas, że jeśli naciśniemy C i strzałkę w górę, to szybko przejdziemy do kolejnego murku, wówczas zaczynają się schody. Przechodzenie między kolejnymi odsłonami poprzez wykorzystanie wspomnianej kombinacji klawiszy jest toporne. Zdecydowanie lepiej odkleić się od ściany i szybko przebiec, później kucnąć, czekając aż zdrowie się naładuje i rozpocząć dalszy ostrzał.
To jak w końcu jest z tą grafiką?
Jeśli spojrzymy na oprawę graficzną Kane & Lynch 2: Dog Days pod kątem jakości tekstur to stwierdzimy, że gra wygląda, delikatnie rzecz ujmując, nienajlepiej. Nie spełnia dzisiejszych standardów, robiłaby może wrażenie dobre pięć lat temu. W istocie jednak jest to zabieg celowy, gdyż jak już wspomniałem, wszystko przedstawione jest z perspektywy amatorskiej kamery. Nie zmienia to jednak faktu, że ostatecznie sferę wizualną zaliczam do minusów – element ten można było wykonać zdecydowanie lepiej. To, że akcja jest kręcona z ręki i nierzadko w biegu nie usprawiedliwia twórców w żaden sposób.
Na poszczególnych mapach możemy rozwalać szyby, które rozpadają się na bardzo małe kawałki czy też zabijać przeciwników po uprzednim strzeleniu w płot wykonany z desek. Warto również zwrócić uwagę na możliwość rzucania gaśnicami czy też karnistrami z benzyną, które nie tylko niszczą filary, ale także sieją niemałe spustoszenie. Niestety, system destrukcji nie jest dopracowany tak, jakbyśmy tego oczekiwali – brakuje chociażby możliwości rozwalania samochodów, które wybuchałyby po tym, jak strzelimy w bak. Werdykt
Kane & Lynch 2: Dog Days to produkcja, którą naprawdę ciężko jednoznacznie ocenić. Z jednej strony mamy tutaj do czynienia z grą zawierającą kilka interesujących rozwiązań (jak chociażby amatorska kamera), jednakże nie wszystkim przypadną one do gustu. Z drugiej jednak nie można nie wspomnieć o irytujących aspektach (m.in. słaba sztuczna inteligencja przeciwników, monotonna rozgrywka czy kiepska fabuła), jak również o tym, że przejście tej gry zajmuje tyle, co obejrzenie Władcy Pierścieni z reklamami, a multiplayer jest jedynie zbędnym dodatkiem.Redakcja gram.pl do grania wykorzystuje nowe modele peryferii firmy Logitech: mysz Wireless Gaming Mouse G700, klawiaturę Gaming Keyboard G510 i słuchawki Wireless Gaming Headset G930. Więcej informacji w naszej sekcji poświęconej sprzętowi firmy Logitech.