Kolejnym elementem, który miał stanowić o sile Quantum Theory, a który zawodzi na całej linii, jesy system osłon, tak uwielbiany przez wszystkich fanów Gears of War (porównywanie obu gier do siebie jest nieuniknione, jak już zapewne zauważyliście). Już pomijając fakt, o którym wspomniałem wcześniej, że chowanie się nie ma większego sensu, to wszystko zostało rozwiązane zupełnie nieintuicyjnie. Nie ma mowy o płynnej zmianie osłon, a Syd przy próbie takiej zmiany częściej po prostu wyskakuje zza przeszkody i wbiega wprost w przeciwników. Równie słabo rozwiązane zostało celowanie z dostępnych w grze giwer. Bohater sprawia wrażenie ociężałego, a namierzenie przeciwnika czasem graniczy z cudem.
Skoro już jednak przy gnatach jesteśmy to zatrzymajmy się na chwilę. Niestety, jest to kolejny element, który niejako stanowi o sukcesie gry akcji, a który został przez twórców całkowicie skopany. Tutaj, podobnie jak w przypadku przeciwników i miejscówek, nie ma mowy o jakiejkolwiek różnorodności. Wszystkie bronie są w zasadzie takie same, a na domiar złego zupełnie nie zachwycają siłą, czy zasięgiem rażenia. Wygląda na to, że ekipie odpowiedzialnej za grę zabrakło czasu również na dopracowanie również i tego elementu. Nie wiem jak to jest możliwe, bo zarówno gry jak i filmy obfitują w tak ciekawe pukawki, którymi można było się inspirować, że nie do pojęcia jest fakt zepsucia nawet tak, wydawałoby się, prostego elementu... STRZELANINY!
Sytuacji Quantum Theory nie ratuje również tryb multiplayer. Niech wystarczy, że wspomnę o tym, iż w tę grę po prostu nikt nie gra w sieci (co akurat dziwnym nie jest) a znalezienie przeciwników online wymaga nie lada cierpliwości. Jeśli już jednak uda się znaleźć kogokolwiek chętnego do sieciowego pojedynku to gwarantuję, że nie zabawisz w trybie multiplayer dłużej niż kilka minut. To jest nadal ta sama, brzydka gra, z zupełnie nieintuicyjnym sterowaniem, a jedyną różnicą są sprytni przeciwnicy. Niestety, plansze są po prostu zbyt duże i po straceniu masy czasu na znalezienie aktywnej gry, tracimy drugie tyle by przeciwnika znaleźć na planszy. No cóż, autorzy zapewne sądzili naiwnie, że w Quantum Theory będzie grało więcej ludzi. Czy tytuł ten oferuje, mimo wszystko, coś dobrego? Mówiąc krótko, czy w całej tej beczce dziegciu jest jakakolwiek łyżka miodu? Być może będzie to dla Was zaskoczeniem, ale... tak! Jest pewien element, który udało się zrealizować całkiem nieźle. Otóż na naszej drodze pojawia się w pewnym momencie... kobieta. Filena, bo takie owa dama nosi imię, to wojowniczka z krwi i kości, która postanawia wspomóc Syda w walce z siłami zła. Od tego momentu przynajmniej walki przestają być nudne i sztampowe, bo mamy do dyspozycji dwie postaci, które ze sobą współpracują. Wyobraźcie sobie, że nasz bohater może Filenę podrzucić tak, by ta spadła wprost na wroga i zakończyła jego żywot efektownym ciosem. A co powiecie na wspólne zaszlachtowanie całej grupki mutantów? Wszystko to wygląda nawet całkiem nieźle, ale niestety nie jest w stanie przysłonić wymienionych wcześniej wad gry. Podsumowując, Quantum Theory nie zasługuje nawet na to, by zastanowić się w sklepie nad jej zakupem. Słaba grafika, naiwna, pozbawiona iskry historia, czy mało charyzmatyczny bohater to tylko dodatki do beznadziejnego, pełnego błędów i niedoróbek gameplayu. Twórcy mieli ambicje stworzyć konkurencję dla Gears of War, ale ewidentnie widać, że coś po prostu nie zagrało i wyszła gra, która nie jest nawet przeciętna. Tecmo, bardzo Was proszę – nie róbcie tego więcej. Szkoda Waszego, naszego czasu, jak i pieniędzy.