Restarty serii są zwykle rzeczą dyskusyjną. Niby wszyscy na nie czekają, zastanawiając się, co takiego zaserwują twórcy, ale z drugiej strony oczekiwania względem takich produkcji są zawsze wysokie. Muszą wszak często sprostać legendom. A jak zderzenie z legendą wypada w przypadku Medal of Honor?
Restarty serii są zwykle rzeczą dyskusyjną. Niby wszyscy na nie czekają, zastanawiając się, co takiego zaserwują twórcy, ale z drugiej strony oczekiwania względem takich produkcji są zawsze wysokie. Muszą wszak często sprostać legendom. A jak zderzenie z legendą wypada w przypadku Medal of Honor?
Zacznijmy z grubej rury, bo nie ma co owijać w bawełnę. Medal of Honor w wersji dla pojedynczego gracza to przyjemne i intensywne przeżycie, na które składa się znakomicie napisana i przedstawiona historia, która jest jednocześnie zaskakująco krótka. Tak! Krótka! Zanim na dobre się rozkręcimy, zanim poczujemy tę niesamowitą atmosferę, którą zafundowali nam producenci ze studia EA Los Angeles, oglądamy już końcowe napisy. Całą kampanię da się przejść w 4-5 godzin. Na ten czas nie ma niestety wpływu wybór stopnia trudności, a jeśli ma to doprawdy niewielki. Grać można na jednym z trzech poziomów, ale łatwy i normalny są takie same, a trudny niewiele od nich trudniejszy. Czyżby więc głęboki ukłon w stronę niedzielnych graczy? Niestety, ale chyba tak... Sprawy nie ratuje dodatkowy tryb, w którym można przechodzić każdą misję, wykręcając jak najlepszy wynik. No bo sami powiedzcie, co to za radocha? Pod tym względem porażka na całej linii. Niestety...
Ponieważ seria Medal of Honor była odwiecznie związana z II wojną światową, część graczy może być zaskoczona, że tym razem postawiono na współczesność. Z drugiej strony nie powinno to jednak dziwić aż tak bardzo. Wszak główny konkurent, Call of Duty już dawno „podbił” nowe terytoria. Zresztą produkcja z logo Activision uczyniła to na tyle skutecznie, patrząc na sukces Modern Warfare 2, że i Electronic Arts chciało skubnąć kawałek tego tortu dla siebie. Jak udała się przesiadka w przypadku kultowej dla wielu graczy serii? Z grubsza całkiem nieźle, ale w żadnym wypadku nie genialnie. Współczesny Medal of Honor jest grą odrobinę zachowawczą, bez pomysłu na siebie, bez jakichś oryginalnych rozwiązań, ale jednocześnie nie można mu zarzucić zbyt wiele poza powielaniem znanych już doskonale z innych tytułów rozwiązań.
Akcja Medal of Honor rzuca nas do Afganistanu. W ciągu kolejnych raptem dziesięciu misji naprzemiennie wcielimy się w trzech amerykańskich żołnierzy – patent stary jak gry wojenne. Poznamy więc żołnierza z formacji US Rangers, członka elitarnej jednostki Tier 1 przeznaczonej do zadań specjalnych oraz żołnierza z oddziału SEALS. Wszystkim trzem będą towarzyszyć w akcjach kumple. Ot czasami będą podawać nam rękę, po to, by wspiąć się wyżej lub my zrewanżujemy się tym samym. Na marginesie – ten drobiazg jest wielce irytujący i załamuje trochę „realizm” produkcji. Bo jak to się dzieje, że trzech wysportowanych, wyszkolonych żołnierzy bez trudu wchodzi na skałkę, powiedzmy dwumetrową, a mojemu bohaterowi podaje się już rękę, żeby dokonał tego arcytrudnego wyczynu? Zostawmy to jednak.
Najważniejsze jest to, że mimo iż członkowie oddziału wspierają się ogniem i wykonują wszelkie oskryptowane zadania, to nie ma się na ich poczynania żadnego wpływu. Co gorsze, czasami lubią pchać się nam przed lufę i zajmować najdogodniejsze pozycje podczas ostrzału. Zupełnie ich przy tym nie wykorzystując, rzecz jasna. A – byłbym zapomniał! Można od partnerów z oddziału brać amunicję w nieskończonej ilości. Gdzie oni ją tachają, nie wnikam... Zapomnijcie jednak o leczeniu, jakimkolwiek wyznaczaniu miejsc lub celów natarcia, zmienianiu nastawienia zespołu (defensywa, ofensywa), czy czymś podobnym. Pod tym względem Medal of Honor jest proste do bólu i niczym nie zaskakuje. Ot, bardzo stara szkoła shooterów. Tak jakby czas dla twórców gry się zatrzymał.
Nasz podopieczny w Medal of Honor nosi ze sobą dwie dowolnie wybrane bronie. Dowolnie, bo może podnosić to, co pozostanie po przeciwnikach. Zapomnijcie jednak o jakimkolwiek doborze sprzętu przed misjami. Tu wszystko jest narzucone z góry i tak dostosowane do wykonywanych zadań, że nawet konieczność zmiany broni jest wielce dyskusyjna. Ponieważ naboje można wziąć od kumpli, nie ma sytuacji (może z wyjątkiem jednej), w której przyciśnięci ogniem, nie mamy pestek do obrony. Na cały dostępny arsenał składają się oczywiście współcześnie dostępne bronie oraz nóż, który – uwaga – musiałem użyć dosłownie raz. Zaskryptowana akcja napisana była wedle prawideł gatunku. Jeśli strzeliłem do gościa, podnosił się alarm, jeśli w odległości metra od jego pleców użyłem noża, można było grać dalej. Uzupełnieniem arsenału są granaty oraz trochę sprzętu. Ten ostatni (np. gogle noktowizyjne, celownik laserowy do wyznaczania celów dla lotnictwa i artylerii, ładunki wybuchowe) przydaje się tylko w ściśle określonych momentach.
Opowieść się broni, technika nie
Pozytywne aspekty Medal of Honor łączą się z dwiema kwestiami. Pierwszą jest świetnie napisany scenariusz, a drugim bardzo duże zróżnicowanie misji i wykonywanych zadań. Oczywiście szczegółów scenariusza nie będę Wam streszczał, aby nie psuć zabawy. Powiem tylko tyle, że można się bez problemu połapać, o co w nim biega, z czym osobiście miałem spore problemy w przypadku Modern Warfare 2. Rzecz jasna opowieść poszerzana jest o stosowne przerywniki filmowe, które zostały wykonane całkiem sprawnie. Naprzemienne granie różnymi postaciami też ma swój głęboki sens, patrząc z perspektywy scenariusza właśnie, ale oszczędzę Wam spoilerowania w tej kwestii.
Nie potrafię do końca ocenić, czy zróżnicowanie wykonywanych zadań jest pochodną krótkiego czasu rozgrywki, ale faktem jest, że dwóch podobnych misji w Medal of Honor nie uświadczycie. Raz zdobywamy wioskę Talibów pod osłoną nocy, innym razem infiltrujemy jaskinie i wspinamy się na strome wzniesienia, aby zaraz potem uciekać przed silnym ostrzałem przeciwników. Nie zabraknie też zadań wykonywanych na pokładach helikopterów, a więc strzelania do wszystkiego co rusza się na dole i nie jest sojusznikiem, czy ostrzału przeciwników ze snajperki. Bardzo fajna i nawet stosunkowo świeża jest np. misja, w której poruszamy się quadami, czy ta w której musimy odbić jeńca, co z kolei zrealizowane jest w slow-mo.
W grze nie mogło oczywiście zabraknąć kilku efektownych skryptowanych momentów. Wielu graczy wprawdzie już dawno uodporniło się na takie „filmy” w grze, ale dobrze zrealizowany, a przede wszystkim efektowny skrypt nadal robi niezłe wrażenie. Sprawia po prostu, że gra jest odrobinę ciekawsza. Medal of Honor pod tym względem nie przebija oczywiście króla skryptów, a więc serii Call of Duty, ale i tak jest nieźle. Osobiście najbardziej zaskoczył mnie moment, w którym jedna z postaci dostała kolbą w twarz od przeciwnika. Mały szczegół, a cieszy.
GramTV przedstawia:
Niestety, jeżeli chodzi o aspekty rozgrywki to więcej atutów poza fabułą i urozmaiconymi misjami Medal of Honor po prostu nie posiada. Przejdźmy zatem do tego, co w produkcji z logo EA razi i co nie wypadło zbyt dobrze. Krótka kampania została już wymieniona na wstępie tej recenzji, więc tę kwestie zostawmy (choć to nadal wstyd...). Drugi duży minus to po prostu przeogromna liniowość. Owszem w tego typu produkcjach przywykliśmy już do jednej drogi, jaką zawsze należy obrać, ale autorzy nowego Medal of Honor przeszli chyba samych siebie.
Na planszach jest wiele niewidocznych ścian, a partnerzy z oddziału czasowo blokują pewne przejścia, jeśli nie nastała jeszcze pora, aby z nich skorzystać. Maskara. A już zupełnym kuriozum w Medal of Honor jest fakt, że w górach nie da się spaść z wysokich przepaści... Rozbija to dość skutecznie umowny i tak realizm pola walki. No bo co to za zabawa, gdy wiadomo, że nawet na milimetr nie można zboczyć z wyznaczonej przez autorów ścieżki i że nic nam nie grozi.
Trzecia duża wada gry to oprawa graficzna. W singlu Medal of Honor jest po prostu momentami brzydki. Ma słabej jakości tekstury, co wychodzi jak na dłoni w czasie misji nocnych. Sytuacji nie ratuje wcale poziom detali, który jest bardzo nierówny. Do tego w kilku miejscach gra wyraźnie przycinała, więc z o mistrzostwie świata w dziedzinie optymalizacji też mowy być nie może. Pod względem graficznym wersja z X360, w którą grałem nie dorasta do pięt Battlefield: Bad Company 2 czy wspomnianemu już COD: Modern Warfare 2. Dużo lepiej jest z udźwiękowieniem, które akurat w tej serii stało zawsze na bardzo wysokim poziomie. Motywy muzyczne dostosowane są do rozgrywających się na ekranie zdarzeń, więc czasami mamy klimatyczną, a czasem bardziej dynamiczną muzykę. Ot taki mały plusik na zrównoważenie spraw technicznych.
Jest dobrze, jest dobrze, więc o co ci chodzi?
Finalna ocena Medal of Honor jest raczej oczywista i wynika z przedstawionych wyżej wad i zalet. I, pomimo sentymentu do serii, nie może być niestety wyższa. Gra wygląda na tytuł przygotowywany naprędce, przy którym więcej pieniędzy wydano na promocję, niż na osiągnięcie wysokiej jakości. Paradoksalnie, zapewne okaże się to dobrym posunięciem... Kampania jest dramatycznie krótka, grafika kłuje w oczy i odstaje od tytułów obecnych już od dawna na rynku, a mechanika nie wnosi do rozgrywki kompletnie nic nowego. Podstawową zaletą produkcji jest zróżnicowanie misji, ale przy pięciu godzinach zabawy, taka zaleta nie wystarczy, by zrobić z gry hit. Oczywiście nie zmienia to faktu, że poniżej pewnego poziomu nowy Medal of Honor nie schodzi. Granie w singla, choć krótkie i obarczone wymienionymi wadami daje sporą frajdę. A jeśli przymkniecie oczy na wymienione wady, bo np. Wam nie przeszkadzają, możecie bawić się znakomicie.
6,8
Przy takim tytule powinno być o niebo lepiej, a nie jest.
Pytanie do ogrywających wersję na PS3. Czy po odpaleniu New Game intro gry też Wam rwie, haczy, przecina się? Płyta z tzw. "lustro", tytuł testowany na kilkumiesięcznej PS3 Super Slim.Bardzo prosiłbym o odp.Pozdrawiam.
Usunięty
Usunięty
25/11/2010 14:22
Gra ciekawa ale co z tego jak bardzo krótka nawet na najwyższym poziomie trudności ... Multi też takie sobie ...Grafika mogłaby być lepsza fajnie gra prezentowałaby się z wykorzystaniem fizyki ... Moim zdaniem za te pieniądze nie bardzo się opłaca.
Usunięty
Usunięty
25/11/2010 13:10
SnajperGhostWarrior dostal u Was 7.5 pkt.Tak tylko chicalem wspomniec bo widze ze niektore gry dostaja ocene na jaka zasluguja (MoH) a na inne patrzy sie pzrez palce chociaz w obu tytulach sa podobne bledy:- grafika- wtornosc- ~5 godzin singla.S:GW mial do tego jeszcze komplet wlasnych wad zaczynajac od AI i liniowosci+skryptowania leveli a i tak dostalnote zachecajaca do zakupu i wyzsza niz MoH przy czym w MOH po singlu mozna liczyc na zabawe online a multiplaywer w S:GW jest juz od dawna martwe.