Pierwsza część The Darkness w pewnych kręgach jest niemalże kultowa, więc sequel, robiony przez inne studio, musi bardzo się postarać, by dorównać oczekiwaniom. Nie jestem jeszcze pewien, czy im sprosta, ale jedno wiem na pewno – gra ma diablo mocny początek.
Nie dziwię się już dlaczego zdecydowano się na zmianę stylu graficznego w The Darkness 2 na komiksowy. Gra jest po prostu bardzo krwawa i brutalna. Już sam początek jest mocny – Jackie, bohater obu części, budzi się, gdy właśnie ktoś go krzyżuje. Patrzy, jak jakiś mężczyzna wbija mu metalowy kołek w dłonie. To się nazywa mocny początek.Za chwilę następuje retrospekcja, Jackie wchodzi do restauracji, zasiada przy dwóch uroczych paniach i gdy tylko rozpoczyna się miła rozmowa, jednej z dziewczyn kula robi dziurę w głowie, a druga przez chwilę wrzeszczy, ale też szybko ginie, gdy do restauracji wjeżdża samochód i uderza prosto w laseczkę. Bohater budzi się ze zmiażdżoną nogą, bez palca. Takie są uroki życia mafioza, zwłaszcza znajdującego się wysoko w hierarchii. Pomocnik odciąga Jackiego, a gracz musi strzelać do goniących ich przeciwników. Niektórzy wskakują przez okna, inni czają się za filarami, czy stołami. Wygląda to trochę jak celowniczek rodem z automatów, w stylu gier Segi.
W końcu bandziory dopadają bohatera i już mają go zabić, gdy aktywuje się tytułowy Darkness. Jackiemu wyrastają dwie żywe macki. Żarłoczne, należałoby dodać. I w brutalny sposób rozprawiają się z napastnikami. Jednego na przykład rozrywają w pół. Krew tryska aż miło i później już nie przestaje. I nie chodzi tylko o to, że Darkness wyżera ofiarom serca. Lewa macka służy do podnoszenia różnych przedmiotów, którymi można później rzucić w przeciwników. Może to być kubeł na śmieci, ale znacznie przyjemniej wyrwać jakiś znak i cisnąć nim we wroga tak, by pręt przebił go i na wylot. Takie przyszpilenie do ściany nigdy się nie nudzi. Żeby nie było, że liczy się tylko ofensywa, macka może wyrwać drzwi samochodowe i zasłonić nimi bohatera, jak tarczą policyjną. Oczywiście da się nimi rzucić, by przeciąć wroga na pół. Prawą macką można swobodnie poruszać za pomocą gałki analogowej. Dzięki temu można uderzać przeciwników macką jak biczem, a do tego pod różnym kątem. Rozpadają się biedacy na kawałki, krew sika dookoła. Prawie radosna rzeź. Prawie, bo jednak nie ma to być zabawna, głupia jatka. Pierwsza część miała świetną fabułę, a jeśli nie graliście, to nadróbcie przed „dwójką”, bo duchy przeszłości będą teraz nękały bohatera i wypadałoby wiedzieć, o co chodzi. I kim jest ten cholerny mały imp, który rzuca się przeciwnikom na plecy i bije ich po głowach, a na zwłoki oddaje mocz.