Prace nad pełnoprawną kontynuacją Blacka, czyli jednego z najlepszych shooterów poprzedniej generacji konsol, zostały zawieszone po kilku miesiącach prac. Nie oznacza to jednak, że projekt został całkowicie porzucony – nadchodzi Bodycount, duchowy spadkobierca Blacka.
Co zadecydowało o sukcesie Blacka? Przede wszystkim świetny system destrukcji otoczenia – gra wyciskała przysłowiowe siódme poty z mocy konsol PlayStation 2 i pierwszego Xboksa, oferując graczowi możliwość niszczenia niemal wszystkiego, co spotkał na swojej drodze. W tym przypadku brak fabuły można uznać za plus, bo gracz zamiast skupiać się na kolejnej nudnej historii o walce dobra ze złem po prostu szedł przed siebie i likwidował kolejnych przeciwników. Mnie osobiście do gustu przypadł świetny projekt poszczególnych misji oraz sama mechanika rozgrywki – strzelanie w Blacku sprawiało po prostu mnóstwo frajdy. Jaki więc może być przepis na nieformalną kontynuację? Bardzo prosty – więcej tego samego w nowoczesnym wydaniu.
Głównym bohaterem Bodycount będzie Jackson, były żołnierz armii amerykańskiej, który teraz pracuje na zlecenie organizacji The Network, czyli Sieć, której największymi wrogami są Targets, czyli Cele. Zostanie on wysłany do Afryki, gdzie weźmie udział w tajnej misji. Jak zatem widać, scenariusz jest tylko symboliczny. Twórcy nie mają zamiaru serwować nam rozbudowanej, wielowątkowej historii, lecz jedynie zaoferują oklepany i sztampowy pretekst do zabijania kolejnych przeciwników. O tym, że fabuła nie gra tutaj pierwszych skrzypiec (ani drugich, ani też pięćdziesiątych) świadczy długość przerywników filmowych. Obejrzymy aż 10 (słownie: dziesięć!) minut cut-scenek, z czego większość zajmie pewnie intro i outro. A kampania dla pojedynczego gracza ma trwać około 12 godzin. Dodajmy, że pojawi się także tryb kooperacji dla czterech graczy oraz multiplayer, dla maksymalnie dwunastu użytkowników, zawierający między innymi Team Deathmatch.
Bodycount jest napędzany EGO Engine, czyli autorską technologią Codemasters, którą znamy chociażby z gier wyścigowych, takich jak DiRT czy Race Driver: GRID - o jakość grafiki możemy być spokojni. Jednak tak naprawdę wspomniany silnik to nie tylko oprawa wizualna, ale właściwie przede wszystkim system fizyki. Podobnie, jak w Blacku, tak i w zapowiadanej produkcji, będziemy mogli zniszczyć niemal wszystkie elementy znajdujące się na mapie. Dzięki temu rozgrywka ma być wyjątkowo efektowna – na udostępnionych materiałach wideo możemy zobaczyć urywki gameplaya, na których zaprezentowano destrukcję wieżyczki strażniczej, a nawet ścian w zamkniętych lokacjach. Aż chce się patrzeć na latające odłamki szkła czy porozrzucane po ziemi kawałki drewna. Podejrzewam, że w Bodycount będziemy przystawać na chwilę tylko po to, by bez powodu zniszczyć szybę lub też strzelić do wybuchającej beczki znajdującej się nieopodal samochodu.
Obawiam się jednak, że widowiskowość nieco zepsuje system osłon, który twórcy zaimplementowali w swojej grze. Jak dla mnie Bodycount jest tytułem, w którym walczymy na otwartych przestrzeniach, wskakujemy na sam środek mapy i strzelamy do przeciwników, jak do kaczek, więc chowanie się za przeszkodami jest raczej zbędne. Wierzę jednak, że autorzy wiedzą, co robią. Będziemy mogli przykleić się do ściany, skryć się za rozmaitymi murami czy wspomnianymi już samochodami. Na potrzeby cover systemu twórcy zdecydowali się nieco zmodyfikować system sterowania. Za pomocą lewej gałki będziemy mogli kucnąć, a prawy trigger służyć ma do poruszania się przy osłonie i wychylania się zza przeszkody.
Na naszej drodze staną rozmaite typy przeciwników. Twórcy obiecują, że będziemy strzelać zarówno do zwykłych żołnierzy, jak i piratów wspomaganych przez medyków (pokonanie ich nie będzie więc łatwym zadaniem), a także do opancerzonych mini bossów, których zlikwidowanie wymagać ma poświęcenia sporej ilości czasu oraz wykazania się niezwykłą zręcznością. Na szczęście jednak Jackson nie jest pierwszym lepszym szeregowym, lecz typowym mięśniakiem. Wrogowie będą musieli wystrzelić nawet cały magazynek, by gracz musiał rozpocząć zabawę od punktu kontrolnego.
Co ciekawe, za pokonywanie kolejnych wrogów będziemy otrzymywać specjalne bonusy - system ów nazywa się chain multiplier. Gdy zabijemy jednego nieprzyjaciela, możemy liczyć na mały dodatek, w postaci nowego rodzaju broni, lub informacji na temat rozmieszczenia przeciwników na mapie, a gdy za jednym zamachem pozbędziemy się całej zgrai oponentów otrzymamy na przykład wsparcie helikoptera. W chwili obecnej nie do końca wiadomo, jakie dokładnie rodzaje broni wejdą w skład naszego arsenału. Na screenach i filmikach wciąż przewijają się głównie różnorakie karabiny maszynowe oraz strzelba, ale można być więcej niż pewnym, że oprócz nich otrzymamy giwery o znacznie większej sile rażenia. Na przykład jakieś wyrzutnie granatów czy też zdalnie sterowane bomby.
Bodycount to dla wielu graczy zupełnie nowa marka na rynku. Codemasters doskonale sobie zdaje sprawę z tego, że ich nowa produkcja nie dla wszystkich jest kontynuacją Blacka. Autorzy są jednak dobrej myśli. - Rzeczywiście, jego wyniki były obiecujące. To pokazuje, że rynek to nie tylko Call of Duty. To pokazuje, że znajdzie się jeszcze miejsce między największymi tytułami, jak Battlefield czy Medal of Honor. Dobrze jest wiedzieć, że bez takiej marki możesz stworzyć FPS-a, który będzie miał kilkumilionową sprzedaż. Przyglądaliśmy się Bulletstormowi i, jak sądzę, można określić go jako próbę ogniową dla nas. Ponieważ tytuł ten wyszedł szybciej niż nasza produkcja, byliśmy zainteresowani jak sobie poradzi. To dla nas dobry znak. Brink to kolejny przykład. Ten tytuł jest nawet bardziej ekstremalny niż Bulletstorm. Wiem, że nie został zbyt ciepło przyjęty, ale jeśli odniesie komercyjny sukces, to można go potraktować jako następny dobry znak – powiedział Andrew Wilson z Codemasters.
Początkowo piecze nad Bodycount sprawował Stuart Black, twórca wspomnianego już kilkukrotnie Blacka, który jednak pożegnał się z Codemasters i przeszedł do City Interactive. Teraz szefem projektu jest właśnie zacytowany powyżej Andrew Wilson. Pozostaje mieć nadzieję, że ów jegomość wraz ze swoją ekipą staną na wysokości zadania, a Bodycount zrobi na graczach tak samo dobre albo nawet i większe wrażenie, jak Black przed kilkoma laty. Z przedpremierowych zapowiedzi wynika, że gra ma szansę zdobyć noty powyżej 80 procent. Pytanie tylko, czy rozgrywka nie znudzi nas po kilkudziesięciu minutach i wciąż będziemy chcieli po prostu biec przed siebie i wciąż albo strzelać do przeciwników, albo dla odmiany niszczyć kolejne elementy otoczenia. O tym przekonamy się 2 września, kiedy to odbędzie się europejska premiera Bodycounta.