Nadszedł koniec. Po ośmiu latach Harry Potter raz na zawsze rozprawi się z Voldemortem. Czy będziemy żałować, że to już nasze ostatnie spotkanie z młodym czarodziejem? Potteromaniacy zdecydowanie tak – mugole niekoniecznie.

Na początek mała dygresja. Ostatni tom książkowych przygód Harry'ego Pottera zatytułowany Insygnia Śmierci jest bardzo obszerny. Dlatego też wytwórnia Warner Bros. postanowiła przygotować nie jeden, lecz dwa długie filmy, przedstawiające wszystkie wątki zawarte w ostatniej powieści Joanne K. Rowling. Mało kto wytrzymałby w kinie prawie pięć godzin. Inna sprawa jest z grą, którą można przerwać w każdej chwili i rozpocząć zabawę od ostatniego punktu kontrolnego. Nie wiadomo zatem dlaczego również Electronic Arts nie wydało Insygniów Śmierci w jednym pudełku, lecz również rozbiło je na dwie części. A jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze – premierze każdego filmu towarzyszy wprowadzenie na rynek gry wideo. Można podejrzewać, że wirtualna wersja Insygniów Śmierci powstawała jednocześnie, a potem ktoś zrobił ciach i nagle wyszły dwie bardzo krótkie produkcje.
W grze Harry Potter i Insygnia Śmierci – część 2 młody czarodziej wspólnie ze swoimi towarzyszami wyruszają na poszukiwania Horkruksów Sami-Wiecie-Kogo. Dokonują tego przechodząc przez kolejne lokacje, w których będą pokonywać kolejnych wysłanników Czarnego Pana. Gracze wcielą się więc nie tylko w samego Harry'ego, ale pokierują również jego kompanami: Hermioną, Ronem, a także Seamusem, Nevillem czy nawet Ginny. W grze twórcy mają nieograniczoną ilość miejsca (w przeciwieństwie do autorów filmu), więc powinni w jak najbardziej szczegółowy sposób zaprezentować wszystkie wydarzenia znane z książki, a tak niestety nie jest – podobnie jak w pierwszej części Insygniów Śmierci, tak i tutaj świetna fabuła została potraktowana po macoszemu i jest jedynie dodatkiem do całej reszty. Oznacza to, że z gry niewiele dowiedzą się osoby, które nie miały styczności z powieścią Joanne K. Rowling.

Mechanika rozgrywki w Harry Potter i Insygnia Śmierci – część 2 nie uległa zmianie. Nadal mamy do czynienia z typową grą akcji w której rozgrywkę ukazano z perspektywy trzeciej osoby. We wcześniejszych odsłonach cyklu gier o Harrym Potterze zajmowaliśmy się raczej pokonywaniem kolejnych zadań wymagających zręczności, zbieraniem fasolek czy też nauką zaklęć – tutaj tego nie ma. Jest za to akcja, akcja i jest raz akcja. Patrząc z boku można odnieść całkiem słuszne wrażenie, że opisywana produkcja to Gears of War w świecie Pottera. Twórcy zaimplementowali tutaj rozgrywkę do złudzenia przypominającą przygody Markusa Fenixa - nie tylko pod względem samego gameplaya, ale również pod względem projektów poziomów i zastosowanej kolorystyki. Zatem chowamy się za kolejnymi osłonami i wychylamy się zza nich, by oddać celny strzał w przeciwnika – zamiast karabinu mamy różdżkę. Brzmi to trochę śmiesznie i równie śmiesznie wygląda w praktyce, ale zabawa sprawia dość sporo frajdy.
Zwłaszcza dlatego, że nie prujemy wciąż przed siebie, jak przecinak, tylko musimy odpowiednio wykorzystywać dostępne czary. Na nic się zda ciągłe wciskanie tego samego przycisku – trzeba najpierw zastosować przeciw zaklęcie, a następnie dopiero zaatakować oponenta. W międzyczasie pojawiają się – trochę niedorzeczne, ale trudno – etapy, w których zamiast po prostu atakować wrogów, musimy jednocześnie dbać o zdrowie któregoś z naszych kompanów, na przykład Hermiony zajmującej się otwieraniem drzwi. Zaraz, jak to, zapytacie? Przecież wystarczy machnąć różdżka, powiedzieć Alohomora i gotowe. Owszem, w „prawdziwym” świecie Harry'ego Pottera, tak jest. Tutaj pannie Granger zajmuje to znacznie więcej czasu. Skoro już o rozgrywce mowa, to warto wspomnieć o poziomie trudności – grając na normalnym nawet młodszy gracz nie powinien mieć większych problemów z pokonaniem kolejnych przeciwników zwłaszcza, że nie jest osamotniony. Nieco kłopotów mogą sprawić czasem bossowie, zwłaszcza sam Voldemort z którym walczymy na końcu gry.

Pierwszą część Insygniów Śmierci można przejść w sześć godzin, tyle samo zajmuje ukończenie drugiej odsłony. Oczywiście znajdą się gracze, którzy zobaczą napisy końcówce po trzech (razem sześciu) godzinach zabawy. Wychodzi więc na to, że jeśli kupiliśmy „jedynkę” i „dwójkę” na konsolę Xbox 360 lub PlayStation 3 w dniu premiery, to łącznie wydaliśmy prawie czterysta złotych. Należy zaznaczyć, że gry nie zawierają żadnego multiplayera.
Ewidentnie widać, że Harry Potter i Insygnia Śmierci – część 2 mimo iż na pudełku posiada znaczek 12+, adresowana jest także do młodszych użytkowników. Rozgrywka została maksymalnie uproszczona. Za rzucanie czarów odpowiadają dwa przyciski, do celu zazwyczaj prowadzi jedna droga, a na jej końcu znajduje się specjalna poświata, na której musimy stanąć, by uaktywnić przerywnik filmowy. Poza tym możemy aktywować system autocelowania. Oczywiście starsi mogą wyłączyć niektóre ułatwienia i poza tym włączyć najwyższy poziom trudności. Wówczas gra stanowi nieco większe wyzwanie.

Oprawa graficzna Harry Potter i Insygnia Śmierci – część 2 prezentuje się niemal identycznie jak w „jedynce”. Można dostrzec kilka zmian w szacie graficznej, ale są one jedynie kosmetyczne, zatem wciąż jest ona bardzo dobra. Jedynie można się przyczepić do beznadziejnie wyglądających eksplozji. Jak już wspominałem w recenzji pierwszej części, twórcom dzięki zastosowaniu odpowiedniej palety kolorów, udało się zbudować świetny klimat. Z kolei udźwiękowienie i dubbing również stoją na dość wysokim, choć nie rewelacyjnym poziomie – podłożone głosy brzmią przekonująco. Szkoda tylko, że nie zawsze wypowiadana przez bohatera/bohaterkę kwestia zgadza się z tym, co aktualnie dzieje się na ekranie.
Podsumowując Harry Potter i Insygnia Śmierci – część 2 i część 1 to właściwie te same gry. Jak już wspomniałem, na pewnym etapie produkcji ktoś po prostu przeciął je w odpowiednim miejscu, dzięki czemu Electronic Arts mogło wydać to samo dwa razy po to, by każda z nich pojawiła się w sklepach wówczas, gdy do kin trafi film pod tym samym tytułem. W rozgrywce nie ma nic odkrywczego – zabawa jest całkowicie liniowa: chodzimy od punktu A do punktu B, rozprawiając się z kolejnymi wrogami, korzystając z czarów, które zastąpiły karabiny. Dlatego też jeśli lubicie takie gry i w dodatku jesteście fanami Harry'ego Pottera, możecie zainwestować w drugą część Insygniów Śmierci, ale tylko wówczas, gdy trafi ona do tańszej serii. Bo wydanie dwustu złotych za kilka godzin zabawy nie jest najlepszym pomysłem.