Zrobić ze znakomitej taktycznej strategii strzelankę, to krok niesłychanie ryzykowny. Tym bardziej, że mowa tu o grze mającej status kultowej, czyli genialnym Syndicate autorstwa niezapomnianego studia Bullfrog. Ekipa Starbreeze podniosła jednak rękę na tę świętość i wyprodukowała nowe Syndicate, tym razem będące właśnie wspomnianą już strzelanką z pierwszoosobowym widokiem. I byliby Szwedzi tę odważną decyzję nawet obronili. Gdyby nie wykonanie.
Historia cienka, jak nano-obwody
Fabuła, to w zasadzie pretekstowa opowiastka, mająca przerzucić nas z miejsca na miejsce i pozwalająca z "jakiegoś-tam-powodu" postrzelać do innych. Jest wtórna, nudna i relatywnie kiepsko przedstawiona. Wielka szkoda, ponieważ twórcy mieli kilka niezłych pomysłów, pozwalających naprawdę dobrze wczuć się w ulepszonego korporacyjnego agenta, szczególnie w chwilach, gdy mocno dostaje po tyłku. Trafiłem tu na typowy dysonans poznawczy: z jednej strony doskonale wczuwałem się w jego stan fizyczny, z drugiej nijak nie potrafiłem się z nim zidentyfikować.
Rozumiem oczywiście, że Syndicate miał od początku być przede wszystkim "grą o giwerach". Jednak przyznam szczerze, że po studiu, które ma koncie grę tak wspaniałą, jak Kroniki Riddicka, spodziewałem się czegoś znacznie ciekawszego i głębszego. Nawet, jeśli załogę opuściło kilku znaczących pracowników. Tym bardziej, że uniwersum otrzymali przecież na talerzu, a i sama cyberpunkowa tematyka jest wręcz doskonała do stworzenia świetnej opowieści. Czego przykładem może być choćby nowy Deus Ex.
Opowieści nie ratuje nawet świetny dubbing, czy tony dokumentów, które możemy w wolnej chwili przewertować w naszym menu. Sama historia już po kilku pierwszych etapach przestała mnie interesować na tyle, że wpisy te czytałem i przeglądałem wyłącznie z obowiązku. Z tego powodu trudno mówić w Syndicate o jakimś wyrazistym klimacie. Niby jest cyberpunkowo, ale ciężko pozbyć się wrażenia, że to jedynie fasada. Na dodatek relatywnie krótka - całość udało mi się zakończyć w niewiele ponad 6 godzin, czytając przy tym większość dokumentów i znajdując prawie wszystkie ukryte przekazy podprogowe. O, to w sumie całkiem smaczny patent.
Strzelanie do ludzi nigdy się nie nudzi?
Singla ratują natomiast trzy rzeczy, będące wyłącznie elementami mechaniki rozgrywki: strzelanie, SI przeciwników oraz walki z bossami. Tutaj Starbreeze nie zawiodło - otrzymaliśmy soczystą strzelaninę z masą smakowitego mięcha.
Porada dnia: W grze domyślnie ustawione jest wspomaganie celowania. Pozostało pewnie po konsolowych wersjach i jeśli nienawidzicie tego, tak samo jak ja, od razu wskoczcie do menu z opcjami rozgrywki.
Model strzelania jest typowo zręcznościowy, jednak urozmaicono go na tyle sposób, że smakuje wyjątkowo dobrze. Przede wszystkim możemy przełączać się co jakiś czas w tryb DART, czyli korzystając z możliwości wsadzonego do naszej głowy chipu spowalniać czas, widzieć przeciwników przez zasłony terenowe, a po wykupieniu stosownych ulepszeń nawet regenerować zdrowie. Bardzo szybko powinno się to stać podstawą taktyki Waszego działania.
Kolejna sprawa, to same giwery. W Syndicate jest ich sporo, różnią się od siebie dość wyraźnie, a kilka wynalazków - takich, jak choćby karabin Gaussa pozwalający strzelać do namierzonych przeciwników schowanych za węgłem - sprawia, że przez całą grę mamy ochotę na eksperymenty i sprawdzanie różnych taktyk. Dodajmy do tego alternatywne tryby prowadzenia ognia, doskonale dobrane do poszczególnych modeli broni i praktycznie się nie powtarzające. Za arsenał i jego wykorzystanie ocena celująca.
Niemniej ważny element, to możliwość zmuszania wrogów do popełnienia rytualnego samobójstwa, czy nawet przekabacenia ich na naszą stronę. Te opcje odblokowują się "fabularnie" podczas gry i dość szybko zaczynamy doceniać ich przydatność. Dodatkowo mamy też możliwość "łamania" różnych elementów otoczenia, począwszy od rekonfiguracji wieżyczek, czy osłabiania wrogów strumieniami gorącej pary, a skończywszy na neutralizowaniu granatów i wyłączaniu pancerzy elitarnych przeciwników.
Gaussem, ale z głową
Wszystkie te sztuczki i możliwości warto opanować do perfekcji, ponieważ Syndicate nie należy do gier, w których akcje "na Rambo" zawsze przyniosą pożądany skutek. Sztuczna inteligencja stoi na naprawdę przyzwoitym poziomie i choć przeciwnicy popełniają niekiedy głupie błędy, to jednak ich ruchliwość i aktywność nie raz zaszła mi mocno za skórę. To zdecydowanie nie jest gra dla camperów - chowanie się po kątach nic nie daje. Wrogowie "wybadają" nas szybko granatem, po czym pofatygują się do nas osobiście, jeśli to możliwe biorąc w krzyżowy ogień pytań.
Osobny akapit należy się bossom, z którymi pojedynki są dla mnie najjaśniejszym punktem kampanii. Każda walka jest inna, rolę w niej odgrywa zazwyczaj nie tylko uzbrojenie, ale również odpowiednie wykorzystanie środowiska, a bossowie zamiast słabieć, stają się z każdym spadkiem paska zdrowia coraz groźniejsi. Tu nie da się zrobić nic "na pałę", trzeba myśleć, działać i znaleźć sposób. Częściej bywamy tu w defensywie, niż szarżujemy, a jedną z walk stoczymy nawet bez broni. Przyznam, że od dawna nie bawiłem się tak dobrze walcząc z bossami w grze FPS. Gdyby tylko tacy znaleźli się w Buncie Ludzkości...
Pochwalę też uczciwy i dający satysfakcję poziom trudności. Syndicate jest jedną z nielicznych obecnie gier, w których wybranie normalnego poziomu trudności nie oznacza "samoprzechodzącej się kampanii z filmikami". Już na "normalu" gra szybko przywołuje nas do porządku, zmuszając do jednoczesnego myślenia i działania. Wybacza mniejsze błędy i przykładnie karze za głupotę. Tak, jak być powinno.
Jeśli nie oczekujecie po grach FPS głębokiej i wciągającej opowieści, mogę Syndicate polecić każdemu miłośnikowi "strzelania z bajerami". Tym bardziej, iż owe bajery pełnią tu rolę równie ważną, co solidny karabin. Jeżeli jednak - tak jak mnie - w grze singlowej napędza Was opowieść, proponuję zachować daleko posuniętą ostrożność.
Czterech jeźdźców cyberapokalipsy
Inna sprawa, że już po kilku pierwszych sesjach online miałem niemal stuprocentową pewność, że tryb dla pojedynczego gracza w Syndicate, to jedynie samouczek do kooperacji. Jeśli zresztą szukać jakichkolwiek nawiązań do "oryginału", to znajdziemy je wyłącznie tutaj. W jednym z najlepszych trybów kooperacji, w jakie miałem okazję kiedykolwiek grać. Potencjalnie najlepszych...
Ale po kolei. Po pierwsze mamy do czynienia z pełnokrwistym, zaprojektowanym od podstaw i osobnym modułem gry. Nie jest to próba recyklingu kampanii, czy zapchajdziura mająca zastąpić pełnoprawny tryb multi. Po drugie, choć większość elementów mechaniki rozgrywki jest tożsama ze znanymi z singla, w kooperacji wykorzystano je o niebo lepiej.
W trybie kooperacji może - i powinno, ze względu na poziom wyzwań - brać udział czterech graczy. Nie mamy tutaj sztywnego podziału na role, czy klasy, wszystko zależy wyłącznie od doboru broni oraz aktywnych i pasywnych umiejętności. Tutaj też trafiamy na pierwszą, miażdżącą przewagę nad kampanią - kilkupłaszczyznowy rozwój naszego bohatera zrealizowano tu przynajmniej o klasę lepiej.
GramTV przedstawia:
Oprócz kupowania pasywnych ulepszeń chipu (których jest zresztą ze dwa razy więcej), rozwijamy także posiadaną broń oraz umiejętności aktywne (jednych i drugich również jest więcej, niż w kampanii). Po każdej udanej misji otrzymujemy specjalne żetony, które możemy inwestować w... rozwój badań. Zaraz. W co? A owszem. Nie wystarczy bowiem po prostu wykupienie nowego ulepszenia. Najpierw inwestujemy w jego schemat, uaktywniamy go na panelu i dopiero po zdobyciu odpowiedniej liczby punktów podczas misji mamy do niego dostęp. Proste, a jakże satysfakcjonujące.
A także ważne, ponieważ w swej pierwotnej postaci zarówno broń, jak i aktywne umiejętności są "gołe" i wyraźnie słabsze. Przykładem mogą być choćby alternatywne tryby ognia, które odblokowujemy zazwyczaj dopiero po odpowiednim "badaniu".
Kolejna świetna sprawa, to wielkość map i wieloetapowość zadań. Nie są to proste areny, czy tunele. Każda z map ma swój styl i klimat (jest w innej części świata), przede wszystkim jednak jest całkiem sporych rozmiarów, a same zadania składają się zazwyczaj z kilku etapów. Czasem będziemy musieli zabić bossa (lub nawet kilku), czasem dostarczyć jakieś przedmioty w odpowiednie miejsce, czasami bronić wyznaczonego celu. I choć zadania te czasami się powtarzają, nie zmniejsza to w żaden sposób frajdy płynącej z zabawy.
Najważniejsze jednak, że tryb kooperacji w Syndicate niemalże od pierwszych minut piekielnie skutecznie uczy współpracy nawet najbardziej opornych. Samemu nie zdziała się tutaj w zasadzie nic. Wyrywający się do przodu "bohaterowie" szybko uczeni są moresu przez agresywne, ruchliwe oraz liczne boty, mogąc jedynie modlić się o litość współpracującej ze sobą, leczącej się, osłaniającej i wspomagającej reszty drużyny. Czasami za pomoc innym można zresztą uzyskać więcej punktów, niż za zabijanie wrogów. To błyskawicznie daje do myślenia.
Przyznam, że dzięki temu od dawna nie bawiłem się tak dobrze z "randomami", czyli graczami odgórnie przydzielonymi przez system tworzenia meczów. Już po pierwszym etapie dowolnej mapy większość "zielonych" łapie zasady współpracy, wiedząc, że bez tego szansa na ukończenie misji spada niemal do zera. Jeśli trafiałem na ekipę naprawdę ogarniętych graczy, miałem niemalże pewność, że sesja zakończy się z przynajmniej kilkoma kolejnymi żetonami. O ile nie zobaczę pulpitu...
Oddajcie mój karabin!
No właśnie... Choć zabawa w kooperacji jest po prostu wyśmienita, to jednak kilka czynników potrafi ją skutecznie zabić. Takiego nagromadzenia często głupich baboli w jednym trybie rozgrywki nie widziałem od dawna.
Najpoważniejszy z nich, to zdarzające się z zadziwiającą regularnością wywalanie do pulpitu. O ile w kampanii nie zdarzyło się to ani razu, o tyle w koopie miałem takich sytuacji przynajmniej kilka, przy czym zazwyczaj następowało to na początku kolejnej mapy. Szczęście w nieszczęściu, bo co prawda do meczu można zazwyczaj wrócić, ale już bez jakichkolwiek zdobytych podczas niego punktów. Trzy razy musiałem natomiast mapę restartować samodzielnie, ponieważ... utknąłem w elementach otoczenia. A jako, że zginąć tu się de facto nie da, pozostawało jedynie opuszczenie meczu i ponowne dołączenie.
Kolejny, nie mniej frustrujący błąd, to znikanie elementów lub nawet całej broni. Ot tak, po prostu, w losowym momencie. Biegałem więc kilka razy jak głupi, z pustymi, wyciągniętymi przed siebie rękoma i niekiedy jedynie elementami HUD-u (swoją drogą świetnego) w postaci liczby pestek. Mogłem tylko modlić się, aby broń posiadała celownik kolimatorowy, którego kropka niekiedy była łaskawa pojawić się w trybie celowania. W pozostałych przypadkach pozostawało strzelać "na czuja" lub w panice szukać innego typu broni.
Mało? Owszem. W takim razie dorzucić do tego mogę całą plejadę pomniejszych błędów, z wysuwającym się na czoło, patologicznym zawieszaniem animacji postaci z drużyny. Nieruchome, zastygłe w różnych pozach sylwetki towarzyszy, majestatycznie przesuwające się przed moimi oczami... Czegoś takiego nie widywałem nawet w budżetówkach.
Kooperacja w Syndicate jest jednak tak fajna, tak mięsista i wciągająca, że ledwie się zmusiłem, by wyjść z niej w celu pisania niniejszej recenzji. Czas więc na refleksję w postaci retorycznego pytania: czy tylko ja mam wrażenie, że ktoś za bardzo naciskał na Starbreeze, by wydać grę w terminie?
Na końcu dorzucę jeszcze jedno. W koopie nie ma czegoś takiego, jak klasyczny czat. W sumie jakoś bardzo mnie to w dobie komunikacji głosowej nie zdziwiło. Jednak trafiłem tutaj na kolejne niedopatrzenie. Otóż, aby uruchomić mikrofon i słuchawki w trybie komunikacji, musiałem ręcznie wybrać odpowiednie urządzenia w opcjach dźwiękowych. Samo z siebie nie chciało zadziałać. Ale może niepotrzebnie się czepiam...
No i nie po oczach!
Graficznie Syndicate nie powala, co nie powinno nikogo dziwić - gra szaleje na mocno już zabytkowym silniku Starbreeze Engine. Widać to dość często, choć twórcy starali się jak mogli, by to zamaskować. O ile jednak efekty rozmycia wyglądają nawet nieźle (szczególnie na giwerach), a sterylne i ubogie w detale otoczenie daje się jakoś przełknąć, o tyle światła ekipie Starbreeze nie wybaczę. Ja rozumiem, że to "świetlana przyszłość". Ja rozumiem, że Battlefield 3 wyznaczył tu nowe standardy. Ale żeby panele ścienne z matowego szkła oślepiały bardziej, niż stadionowe halogeny? To już przegięcie.
Na szczęście efekt ten praktycznie nie występuje w kooperacji, zaś stary silnik ma tę cechę, że gra niezależnie od tego, co działo się na ekranie, zawsze wyświetlana była z minimum 60 fps. Podoba mi się również dbałość o szczegóły w animacji ruchu kierowanej postaci - nawet normalny marsz powoduje delikatne bujanie kamery, a zmiana magazynka jej wyraźne wychylenie. No i fajnie wiedzieć, że ma się nogi. Szkoda tylko, że interakcja z niescenariuszowymi elementami otoczenia jest w zasadzie zerowa - sprite z "dziurą" po kuli, to maksimum, na jakie możemy liczyć.
Podsumowanie
Zamiast tradycyjnego podsumowania, będzie futurystycznie. Ocenienie Syndicate, gry tysiąca sprzeczności, nie jest bowiem łatwe. Miałem nadzieję, że będę mógł wystawić jej wyższą ocenę, jednak tony błędów w kooperacji nie mogę zignorować. Dlatego postanowiłem dorzucić tutaj "Instrukcję Obsługi Oceny".
Gracze, dla których najważniejszy jest tryb kampanii i wyjątkowo ważną rolę pełni w niej fabuła, od końcowej noty powinni odjąć jeden punkt. Ci zaś, którzy o zakupie Syndicate myślą ze względu na kooperację, mogą spokojnie jeden punkt dodać. A nawet nieco więcej, jeśli są optymistami wierzącymi w rychły i skuteczny patch. Dla pozostałych obowiązującą jest natomiast ocena uśredniona, która wynosi:
7,0
Doskonała kooperacja z masą błędów i słaba kampania ze świetnym strzelaniem
Plusy
Wyśmienita koncepcyjnie kooperacja z rozwojem postaci
mechanika strzelania i giwery
SI oraz bossowie
walka wymagająca zarówno refleksu, jak i myślenia
uczciwy poziom trudności
Minusy
Błaha i nijaka fabuła
wywalanie do pulpitu, znikanie broni i masa innych błędów w kooperacji
Nadzorca lokalnej Krypty, o grach pisze od dwóch dekad, gra dwa razy dłużej. Bo papierowe erpegi i planszówki też się przecież liczą. Kocha gęstą atmosferę, gęstą muzykę, gęste piwo i ciemne jaskinie.
Ale jeśli chodzi o kontakt ze mną odnośnie nicków na platformach, to polecamnamiary z mojego gramsajta. Podpowiem - najczęściej najprostsze pomysły na mój nick są najlepsze :)
:) :) :) W takim razie trzymaj się. :)
Usunięty
Usunięty
28/02/2012 23:20
Dnia 28.02.2012 o 23:11, Janek_Izdebski napisał:
Polecam w takim razie. :) A na czym grasz?
Jeszcze na niczym, ale kupię na PC. Wiadomo - raz, że FPS, a dwa - taniej.Ale jeśli chodzi o kontakt ze mną odnośnie nicków na platformach, to polecam namiary z mojego gramsajta.Podpowiem - najczęściej najprostsze pomysły na mój nick są najlepsze :)