Electronic Arts podczas swojej konferencji skupiło się na prezentacji trybu dla jednego gracza, ale później mediom pokazano rozgrywki sieciowe. Grałem żołnierzem GROM-u – było super pomimo braku rewolucji.
Nowy Medal ma w sobie to coś - niby wszystko już widzieliśmy; graliśmy dużo w Battlefielda 3, który również pracował na tym silniku co Warfighter; a czasy współczesne zostały już wyeksploatowane do cna, ale mimo to kolejne minuty przed ekranem mijały mi bardzo szybko i przyjemnie.
Rozgrywki sieciowe z Medal of Honor: Warfighter to wielkie starcia wielkich ludzi. Sens tego zdania staje się jasny, gdy rzucimy okiem na listę dostępnych frakcji: dwanaście najbardziej elitarnych jednostek specjalnych, w tym między innymi GROM, oddział Delta, SAS, SOG Gruppa Alfa, KSK czy SEAL-s. Wszystkie jednostki wyglądają bardzo profesjonalnie i jak zapewniali twórcy – dołożono wszelkich starań, by oddziały były jednocześnie jak najbardziej zrównoważone i różnorodne.
Różnorodność o której tu mowa to przede wszystkim kwestia używanego uzbrojenia – każda jednostka ma swój zestaw giwer. Na targach nie zaprezentowano wszystkich frakcji, dostępna była tylko połowa z nich, w tym między innymi nasza jednostka GROM wyposażona w HK 416 z granatnikiem, czy amerykański oddział Delta z shotgunem AA-12. Było z czego wybierać, każdy znalazł tak coś dla siebie. A jak się grało?
Tak jak w każdą inną strzelankę sieciową, z tą różnicą, że w tej rywalizowały ze sobą jednostki specjalne z różnych państw. Trochę to naciągane „fabularnie”, ale nie takie rzeczy w grach się widziało. Mała mapa pełna była niewielkich zniszczonych budynków i zakamarków, w których można było schować się i czekać, aż wrogi żołnierz pojawi się na horyzoncie. Na somalijskiej wyspie była też patelnia, znaleźli się tacy, którzy chętnie tamtędy szarżowali na przeciwnika i wypluwali całe magazynki amunicji. Cel walki? Przejąć i utrzymać pod kontrolą wszystkie punkty na mapie, standardowa dominacja.
Czym zatem Warfighter wyróżnia się spośród innych strzelanek utrzymanych w realiach mniej-więcej rzeczywistych? Meta grą. By uatrakcyjnić zabawę, twórcy dodali opcję Fire Team: aktywujcie ją, aby związać się na polu walki z jednym z graczy z naszej drużyny. Od tej chwili stworzymy mały pododdział, który najlepiej działa w kooperacji: można użyczać drugiej osobie amunicji, podleczyć swojego towarzysza czy w końcu móc odrodzić się tuż za nim, gdy znajdzie się w bezpiecznym, nieostrzeliwanym miejscu.
Grę wykonano z niezwykłą precyzją, dbając zarówno o wygląd otoczenia jak i poszczególnych oddziałów. Budowle eksplodują i rozpadają się bardzo efektownie, a gra w systemie Fire Team pozwala nieco bardziej odczuć atmosferę wojny. Genialnym posunięciem było wprowadzenie do trybu multi prawdziwych jednostek specjalnych - w Polsce na pewno sporo osób zagra w Medal of Honor: Warfighter ze względu na występujący w niej GROM.
Zastanawiam się tylko, czy to wszystko wystarczy, by pokonać konkurencję. Oprócz Fire Team i jednostek specjalnych Warfighter nie wprowadzi żadnych drastycznych nowości, ale z drugiej strony właśnie to może być jej siłą gdy konkurencja ucieka w przyszłość gotując futurystyczne rewolucje. Miejcie jednak na uwadze, że nadal nie wiemy jak dokładnie będzie wyglądał system rozwoju postaci – odblokowywania nowych broni i całej reszty ekwipunku – który na ostateczną ocenę multiplayera będzie miał ogromny wpływ. Osobiście liczę też na to, że twórcy stworzą równie dobry tryb dla pojedynczego gracza, co w poprzedniej części - nie chciałbym, by nowy MoH okazał się kolejnym wieloosobowym FPS-em z singlem dorzuconym na siłę.