Jeżeli wydawało się Wam, że po Far Cry 3 wiecie już wszystko na temat szaleństwa, nowy Tomb Raider szybko wyprowadzi Was z błędu. W porównaniu z koszmarem, który stał się udziałem młodej Lary, historia Jasona Brody'ego przypomina letni obóz dla skautów. Tych najmłodszych.
Dyskusja o zasadności restartów znanych marek jest jedną z gorętszych w naszej branży. Wystarczy przypomnieć kontrowersyjny artykuł Patryka Purczyńskiego Tysiące twarzy, setki miraży... O wątpliwej słuszności metamorfozy ikon i wypowiedzi naszej społeczności pod nim, żeby stwierdzić, że w kwestii tej duża część graczy ma bardzo kategoryczne zdanie. Każdy reboot jest szeroko komentowany na długo zanim ujrzy światło dzienne, a jego premiera jeszcze bardziej podgrzewa emocje. Tak się stało z wydanym w ubiegłym miesiącu (nota bene bardzo udanym) DmC: Devil May Cry i pewnie podobnie będzie teraz z odświeżoną panną Croft. Tylko, że kiedy restart jest tak udany jak najnowszy Tomb Raider nie ma sensu gdybanie czy rzeczywiście był potrzebny.
Od zwierzyny do myśliwej
Podobnie jak to miało miejsce w przypadku Dantego, Lara została odpowiednio odmłodzona. Poznajemy ją więc nie jako nieustraszoną badaczkę zaginionych kultur, a zdolną, ale i skromną studentkę zaproszoną do udziału w wyprawie słynnego archeologa. Kiedy jednak statek ekspedycji tonie u wybrzeży tajemniczej wyspy zamieszkałej przez wyznawców zapomnianego kultu, dziewczyna przechodzi szybki i brutalny kurs przetrwania. W pierwszych minutach na stałym lądzie bohaterka niezliczoną ilość razy przewraca się, spada, kaleczy i krwawi z licznych ran. Potem jest zresztą niewiele lepiej, a na wszystkie cierpienia głównej bohaterki patrzy się z mieszaniną współczucia i grozy. Graficy Crystal Dymnamics dołożyli wszelkich starań, by nie umknął nam żaden szczegół czy tego chcemy, czy nie.
Naturalistyczne ukazanie dramatu głównej bohaterki, chociaż momentami nieprzyjemne, jest jednocześnie pomocne w zrozumieniu jej postawy w dalszej części przygody. Niemal odczuwamy każdy upadek, stłuczenie i ranę, łatwo więc zaakceptować przemianę niewinnej dziewczyny, w zdeterminowaną kobietę, która zrobi absolutnie wszystko, żeby przetrwać i ocalić przyjaciół. Bycie świadkiem tej ewolucji od zwierzyny do łowcy jest fascynującym przeżyciem i tworzy niezwykle silną więź między Larą a graczem. Również pozostali członkowie wyprawy, poza jednym wyjątkiem, naprawdę dają się lubić, jednak fabuła została skonstruowana tak, że stanowią oni zaledwie tło dla młodziutkiej Croftówny i żadnej z tej postaci nie zapamiętamy raczej na dłużej.
Lost Raider
Początek sagi Tomb Raider zasługuje na wyjątkową scenerię i wyspa, na której rozgrywają się wydarzenia spełnia swoje zadanie, będąc jednocześnie urzekającą i groźną. Wieki temu znajdowało się tutaj legendarne królestwo Yamatai, o czym świadczą imponujące pomniki, kompleksy świątynne i groty w wykutymi w skale kaplicami. Niemal na każdym kroku znaleźć możemy ślady antycznej cywilizacji, a nowych odkryć dokonuje się niekłamaną przyjemnością. Chyba, że jest to akurat jaskinia pełna ludzkich szczątków z wypatroszonymi ciałami zwisającymi z sufitu. Twórcy nie szczędzą nam i takich widoków, czym skutecznie przekonują, że rajska wyspa kryje niejeden mroczny sekret.
Starożytne budowle i stosy zwłok nie są jedynymi ozdobami na Yamatai. Do tego doliczyć trzeba jeszcze pamiątki z okresu II Wojny Światowej, takie jak zrujnowane bunkry i wraki wojskowych samolotów. Są tu wreszcie prymitywne wioski obecnych mieszkańców. Zadziwiające, że elementy te pasują do siebie i wyglądają bardzo wiarygodnie - od położonych w wysokich górach świątyń, aż po domki zbudowane z resztek bombowców i blachy falistej. Jeśli dołożyć do tego cuda natury w postaci wąskich wąwozów, zapierających dech w piersi wodospadów i gęstych lasów, mamy pełny obraz tego, co wyspa ma do zaoferowania.
Strzała w kolano
Staje się też jasne, czego Yamatai nie oferuje - bezpieczeństwa. Dobrze więc się składa, że Lara szybko wchodzi w posiadanie pierwszej broni, czyli łuku. Z wypowiedzi dziewczyny wynika, że miała już okazję z niego korzystać, ale nic nie stoi na przeszkodzie, żeby przypomnieć sobie wyuczone ruchy na hasającej tu i ówdzie faunie. Ani przez moment nie jesteśmy zmuszani przez grę do polowania, szybko zresztą na naszej drodze znajdą się cele o wiele groźniejsze niż jelenie i króliki. Nasz oręż okazuje się tutaj niezawodnym narzędziem eksterminacji wrogów, bo celnie umieszczony grot najczęściej cicho i skutecznie kończy życie wyznawców krwawego kultu. Świszcząca koło ucha strzała sprawdza się również bardzo dobrze jako dywersja. Zaintrygowani przeciwnicy zaczynają się nerwowo rozglądać, podczas gdy my zakradamy się za ich plecy. W takich chwilach ramię łuku zmienia się w skuteczne narzędzie do duszenia.
Zdarzają się jednak sytuacje, kiedy to Lara zostaje zaskoczona przez oponentów, a wtedy bardzo pomocne okażą się pistolet, shotgun i karabin maszynowy. Przeciwnicy nie są głupi. Część z nich stara się zazwyczaj wykurzyć dziewczynę zza osłony nie żałując Mołotowów i granatów, podczas gdy pozostali zachodzą ją z flanek. Croft jest bardzo wrażliwa na ciosy, trzeba więc ciągle się przemieszczać i mieć oczy dokoła głowy. Podczas walki wręcz kamera sporadycznie płata figle, na szczęście robienie uników jest łatwe, a kontra po udanym zwodzie niezwykle satysfakcjonująca. Jednym z takich ciosów jest na przykład... wbicie przeciwnikowi strzały w kolano!
Z drugiej strony niektóre z tych akcji przekraczają granice dobrego smaku. O ile jeszcze przebicie grotem nogi rywala jest o tyle zrozumiałe, że służy jego unieruchomieniu, to już odstrzeliwanie twarzy faceta shotgunem, które odblokujemy pod koniec przygody, jest zupełnie zbędne. Podobnie jak animaje pokazujące co się dzieje, gdy Lara zostaje pokanana przez okultystów. Czy naprawdę musimy oglądać jak wiszącej pod sufitem dziewczynie podrzynane jest gardło? Okazuje się, że tak, chociaż nie wiem czemu ma to służyć.
Stare dobre czasy w nowych czasach
GramTV przedstawia:
Walka zarówno na dystans jak i w zwarciu daje dużą frajdę, ale Tomb Raider zachwyca przede wszystkim wtedy, kiedy możemy skoncentrować się na eksploracji. Skakanie, wspinaczka czy wciskanie się w wąskie groty nie sprawia najmniejszych problemów, a animacje głównej bohaterki są wręcz niewiarygodnie naturalne. W opozycji do modnych ostatnio “piaskownic”, dzieło Crystal Dynamics jest w dużej części strukturę korytarzową poprzecinaną większymi otwartymi przestrzeniami. Zawsze jednak mamy jasno wyznaczoną ścieżkę i przemy naprzód czy to uciekając przed szczątkami rozpadającego się na naszych oczach samolotu, czy zdobywając kolejny wrogi posterunek.
Chociaż liniowość jest obecnie uznawana za śmiertelny grzech, tutaj dobrze spełnia swoją rolę w dostarczaniu intensywnych wrażeń dzięki doskonale wyreżyserowanym scenom wyciskającym ile się da z odchodzących konsol. I podobne emocje udaje się utrzymywać na wysokim poziomie przez dobrych piętnaście godzin rozgrywki, co samo w sobie jest nie lada osiągnięciem. W mieszaniu rozgrywki i przerywników filmowych ekipa Crystal Dymanics trochę jednak przesadziła, czego efektem są moim zdaniem niepotrzebne sekwencje quick time event. Nie jest ich dużo, ale i tak stają się uciążliwe, bo wymagają małpiego refleksu, a pokpienie w nich sprawy kończy się z reguły brutalną śmiercią Lary.
Jeżeli czujemy, że przydałaby się chwila oddechu od rwącego niczym górski potok głównego wątku fabularnego, warto zejść z głównej ścieżki i dokładnie się rozejrzeć. Na odkrycie czeka wiele sprytnie ulokowanych przedmiotów, pośród których znajdują się relikty przeszłości, dzienniki mieszkańców wyspy czy zupełnie współczesne elektroniczne gadżety. Od czasu do czasu trafimy też na ukryty grobowiec, którego przeczesywanie przywodzi na myśl wcześniejsze odsłony Tomb Raidera. Podobnie jak dawniej natrafimy też tutaj na zagadki, które opierają się na żywiołach albo sile grawitacji. Niskim poziomem trudności odbiegają od tego, do czego przyzwyczaiła nas seria, niemniej jednak przyjemność z ich rozwiązywania jest niemal tak samo duża. Poza poczuciem spełnienia szabrowanie przynosi nam materiały do ulepszania broni i doświadczego, dzięki któremu zwiększymy umiejętności Lary.
Blaski i cień
Jak przystało na wzrokowca, zdążyłem już zwrócić uwagę na wyśmienitą oprawę graficznę, ale w przypadku Tomb Raidera nie sposób pominąć udźwiękowienia. Muzyka jest subtelna, nie przeszkadza więc we wsłuchiwaniu się w odgłosy wyspy. Zresztą najmilszą muzyką na Yamatai pozostaje dźwięk zwalnianej cięciwy i świst strzały, a itrafienia wrogów oraz ich jęki oddano odpowiednio “mięsiście”. Oponenci są jednak czymś więcej niż tylko celami. Często mamy okazję przysłuchiwać się ich zwykłym rozmowom, w czasie których przekonujemy się, że podobnie jak główna bohatera mają oni swoje cele, plany i lęki. Brzmi to bardzo przekonująco. Mistrzostwo osiągnęła Camilla Luddington użyczająca głosu Larze. Na potrzeby recenzji korzystałem z angielskiej wersji językowej gry, ale jeśli nasza Karolina Gorczyca chociaż w połowie wczuje się w rolę jak rewelacyjna Brytyjka, to szykuje się nam dubbing pierwszej wody.
Gdybym miał wymienić jedną rzecz, która w Tomb Raiderze w ogóle nie powinna się wydarzyć, byłby to multiplayer. Wydaje się, że jest to zupełnie inna gra, w przeciwieństwie do części fabularnej uginająca się wręcz pod ciężarem błędów i niedoróbek. Wydaje się wręcz niemożliwe, ale nawet animacja postaci, wzorowa w singlu, tutaj szarpie i wygląda mizernie. Do tego bronie są niezbalansowane, a mapy zostały chyba stworzone specjalnie z myślą o kamperach z łukami. Jednak przy odrobienie dobrej woli można dopatrzyć się tutaj kilku ciekawych pomysłów. Areny są wielopoziomowe, w wielu miejscach można się wspinać i jeździć po tyrolkach, więc ataku trzeba się spodziewać z każdej strony. Miło, że wprowadzono też pułapki w postaci wnyków czy kolców wysuwających ścian, które możemy zastawić na rywali. Jest sporo opcji rozwijania postaci oraz uzbrojenia. Mimo to dużo jeszcze dużo patchy przed nami, zanim gra wieloosobowa zacznie sprawiać jako taką przyjemność.
Najlepszy restart od... w ogóle?
Bardzo przeciętny i ewidentnie dodany na siłę multiplayer nie powinien przysłonić tego, co uważam za najważniejsze - nowy Tomb Raider to jedna z najlepszych gier akcji, z jakimi miałem okazję się zapoznać. Crystal Dynamics idealnie zrozumiało czym ma być restart serii. Przywrocono nam znaną i uwielbianą bohaterkę, tyle że w zupełnie nowej, świeżej formule. Mam nadzieję, że ta odsłona wyznaczy na dobre kierunek rozwoju serii. Już teraz nie mogę się doczekać, żeby zobaczyć co przyszłość przyniesie młodej Larze.