Front wschodni w II wojnie światowej był straszny, kto wie czy nie najbardziej w dziejach wojen. Na pewno o wiele straszniejszy niż się mówi i niż się oficjalnie pokazuje. Fakt, rzezie i bestialstwa, jakich był świadkiem, apokaliptyczne masakry, jakie były jego udziałem nie dają się łatwo przełożyć na język współczesnej popkultury. Dlatego też mało kto próbuje, a jeśli nawet, to delikatnie, ostrożnie, dotykając spraw z wierzchu, wystarczająco już okropnego przecież. Chwali się zatem, że Relic Entertainment nie bali się w swojej kampanii w Company of Heroes 2, grze frontem wschodnim stojącej, poruszyć paru takich kwestii. W kilku momentach można nawet rzec, że zobaczymy tu prawdę, a raczej taką współczesną, grową wizję prawdy historycznej. I to także takiej związanej z Polakami i Armią Krajową, czego się nie spodziewałem, bo w grach ani się naszych partyzantów nie pokazuje, ani też nie mówi o tym, jak traktowali ich radzieccy sojusznicy. A tu proszę, nie tylko mamy aż trzy misje na ziemiach polskich, ale też jedną z AKowcami w rolach głównych i jedną, w której wspomniane są okropieństwa obozu w Majdanku. Niespotykane. I mile widziane. Może Amerykanie się czegoś z Company of Heroes 2 nauczą...
W bojach sieciowych mamy do wyboru tylko dwie strony konfliktu, co jest zresztą całkiem zrozumiałe. Nie są one symetryczne - nawet jeśli obie strony mają podobne jednostki, takie jak drużyny z cekaemami, to różnią się one od siebie dość znacznie. Ogólnie Niemcy stawiają na jakość, a Rosjanie na przewagę liczebną - ci pierwsi mają wszystko dobre, ci drudzy zaś tanie i w dużej ilości. Choć nie w aż tak dużej jak powinni, moim zdaniem - doktryna ludzkiej fali i całkowitego ignorowania strat nie została tutaj w żaden sensowny sposób oddana, a istnienie takich jednostek jak bataliony karne zostało zaledwie zasygnalizowane. Ale trudno byłoby też zbalansować aż tak drastycznie odmienne armie, więc w sumie należy się cieszyć, że jest tak jak jest... nawet jeśli Rosjanie pod bardzo wieloma względami są bliźniaczo podobni do Amerykanów z pierwszej gry, a Niemcy wręcz identyczni jak poprzednio. Co zresztą wcale nie przeszkadza się dobrze bawić.
Tak, tryb sieciowy jest w Company of Heroes 2 bardzo odtwórczy i rozczarowuje brakiem jakichkolwiek poważnych nowości. Ale gra się świetnie, zwłaszcza od kiedy dzięki intensywnym testom wersji beta, udało się na tyle zbalansować obie armie, że Niemcy nie wygrywają już każdego starcia swoimi panterami. Można narzekać, że powinno być lepiej, że to już było, że kod sieciowy nadal kuleje, a system kojarzenia graczy dobiera ich według losowego klucza - ale gra się bardzo dobrze, mimo wszystko. Gra nadal ma moc, moc która przetrwała bez uszczerbku przez te wszystkie lata. I ciągle jest oryginalna i jedyna w swoim rodzaju, bo nikomu nie udało się zrobić tego lepiej, ba, nikt nawet nie próbował, a kuzyni tacy jak StarCraft 2, Men of War czy inne Wargame, podążali swoimi ścieżkami. Ja od nich preferuję tę wytyczoną przez Relic Entertainment, nowoczesną mimo wszystko, intensywną, widowiskową, nastawioną na prowadzenie do boju nielicznych, ale wymagających drobiazgowej kontroli jednostek, a nie zbieranie surowców czy patrzenie z oddali, jak nam się po ekranie przesuwają abstrakcyjne ikonki. Company of Heroes 2 to, zarówno w singlu, jak i w multi, jedna z najbardziej wiarygodnych wycieczek na pole bitwy II wojny światowej, jakie można sobie zafundować - i za to tę serię lubię. I nie przestanę, nawet mimo tego, że, powiedzmy sobie szczerze, tym razem Relic zafundował nam odgrzewanego kotleta - a to dlatego, że nadal jest to kotlet prawdziwych mistrzów kuchni, którzy nawet gdy się nie wysilają, robią rzeczy pyszne.
I chociaż marudząc i narzekając, że mogło być lepiej, że powinno być lepiej, będę jednak w to Company of Heroes 2 dalej grał. Bo mimo wszystko jest dobre. Bardzo dobre nawet.
>>Kup Company of Heroes 2 w sklepie gram.pl