Rise of Venice - recenzja

Patryk Purczyński
2013/10/17 17:30
7
0

Renesansowa Wenecja czeka na to, by ktoś zbudował jej potęgę - i pomimo, że jest to zadanie żmudne, a do tego obarczone kilkoma niedostatkami, naprawdę warto się go podjąć.

Rise of Venice - recenzja

Czasy renesansu, a właśnie w nich toczy się akcja Rise of Venice, to wdzięczny okres dla twórców gier, także tych z gatunku strategii ekonomicznych. Rozkwit handlu, którego kołem napędowym stała się wymiana towarów drogą morską, posłużył już za podstawę kilku godnych zapamiętania tytułów; nie dziwi więc, że i Gaming Mind Studios uderzyło w te właśnie tony. Nie pierwszy zresztą raz, bo to spod ich dłuta wyszło chociażby Port Royale 3. Miłośnicy tej pozycji, podobnie jak serii Patrician, powinni się zresztą w Rise of Venice poczuć jak w domu.

Gracze wcielają się w młodego kupca, Giacomo da Narniego, któremu powierzone zostaje zadanie podtrzymania kupieckich tradycji rodzinnych i zbudowania handlowej potęgi na obszarze basenu Morza Śródziemnego. Przy tworzeniu postaci ograniczamy się niestety jedynie do wyboru naszej podobizny i herbu - twórcy nie zdecydowali się na RPG-owy zestaw cech, które wraz z rozwojem ułatwiałyby nam zadanie na różnych płaszczyznach. Jest to o tyle dziwne, że Rise of Venice to gra zawierająca tych płaszczyzn całkiem sporo. Zamiast tego mamy prosty system awansów na kolejne szczeble, które odbywają się po głosowaniu w lokalnej radzie. Zdobywanie przychylności zasiadających w niej prominentów ma kluczowe znaczenie dla dalszego rozwoju. Im wyżej się bowiem wdrapiemy, tym więcej funkcji staje się dla nas dostępnych.

Motywem przewodnim Rise of Venice jest konflikt między Wenecją a Genuą. Konkurujące ze sobą miasta nie zawsze grają fair, posuwając się do stosowania rozmaitych forteli, byle tylko uzyskać przewagę. Dobrym przykładem ilustrującym napięte relacje między obydwoma ośrodkami jest jedna z misji, polegająca na odbudowaniu dobrych relacji z Atenami i poprawie zszarganego przez genueńczyków wizerunku Wenecji. Innym razem to my zgadzamy się zabrać na pokład szpiega i przetransportować go do określonego portu. Można wieszać siekiery, Makiaweli byłby z członków ekipy Gaming Minds Studios dumny. Taka nieczysta gra, nie dość, że oddaje ducha zaciekłej biznesowej rywalizacji, gdzie wszystkie chwyty są dozwolone, to jeszcze dodaje pikanterii samej rozgrywce.

Zabawę zaczynamy jako skromny kupiec, który dysponuje jednym statkiem do przewożenia towarów. Krążymy więc od portu do portu, kierując się starą zasadą "tanio kupić, drogo sprzedać". Poszczególne miasta dysponują różnymi dobrami i cierpią na niedostatek innych. Naszym zadaniem jest te nierówności zatrzeć i oczywiście zarobić. Zapotrzebowanie na poszczególne wyroby może rosnąć i maleć, a największy wpływ na nagłą zmianę priorytetów danego portu mają występujące od czasu do czasu klęski żywiołowe: pożary, trzęsienia ziemi, a nawet wybuchy wulkanów.

Nie wszystkie miasta są otwarte na współpracę. Aby uzyskać do nich dostęp musimy najpierw wykupić licencję lub - jeśli dany port jest sprzymierzony z wrogą nam Genuą - posiłkować się przekupstwem. Początkowo operujemy głównie nieopodal Wenecji, ale z czasem zapuszczamy się coraz dalej, odkrywając nowe miejsca, w których możemy wymienić towar na gotówkę i odwrotnie. Twórcy Rise of Venice umieścili na mapie kilkadziesiąt portów, w tym Trypolis, Konstantynopol, Aleksandrię, Famagustę czy wspomniane już Ateny. Baczne obserwowanie cenników i wskaźników zapotrzebowania na dane dobro może nam otworzyć drogę do szybkiego zysku i wzrostu reputacji. Nieuważne handlowanie znacząco utrudni nam z kolei budowanie dobrych relacji w poszczególnych miejscach świata gry.

GramTV przedstawia:

Rise of Venice to zresztą znacznie więcej niż pływanie od jednego portu do drugiego w celu wymiany towarów; to zmyślnie usnuta sieć, w której wszystkie elementy układanki do siebie pasują. Jeśli wypływamy na szerokie wody, musimy się liczyć z tym, że będą nas chcieli okraść piraci. Ich pazerność można jednak ukrócić wygrywając z nimi bitwę. Przebieg takich potyczek nie jest niestety nader porywający, a wręcz chaotyczny, groteskowy i słabo pomyślany. Ich zasady również nie są do końca jasne. Sama obecność zagrożenia ze strony piratów wymusza jednak na nas pewne działania, jak chociażby przygotowywanie eskort dla swoich konwojów. Na grabieżcach pod banderą trupiej czaszki na czarnym tle komplikacje w Rise of Venice się rzecz jasna nie kończą. W miastach z czasem stawiamy własne budynki; kupujemy nowe statki; kompletujemy załogę; ustalamy stałe trasy. W to wszystko umiejętnie wpleciony jest jeszcze wątek polityczny. Niekiedy trafią się również kuszące zadania poboczne, jak poszukiwanie skarbu.

Tak złożonej grze zdecydowanie przydałby się solidny samouczek. Niestety, tej kwestii Gaming Minds Studios gruntownie nie przemyślało. Owszem, z filmików dowiadujemy się o zasadach rządzących rozgrywką, a naszym kolejnym ruchom - zwłaszcza na początku gry - towarzyszą podpowiedzi i komentarze narratora, ale twórcy poskąpili nam informacji na temat poszczególnych zakładek czy bardziej obrazowych wskazówek na temat sterowania. Z czasem można się w tym wszystkim zaplątać. Sprawę dodatkowo może utrudniać fakt, że Rise of Venice nie dysponuje polską wersją językową.

Przy kampanii dla jednego gracza można bez problemu spędzić co najmniej 12 godzin, ale czas ten znacząco wydłuży się, jeśli nie wszystko będzie szło po naszej myśli. A z właściwej ścieżki nie jest łatwo zboczyć. Jeżeli po ukończeniu rozbudowanego, wielowątkowego i komplikującego się coraz bardziej z godziny na godzinę trybu dla jednego użytkownika wciąż będziecie mieli mało, czeka na Was jeszcze multiplayer. Nie zdziwcie się jednak, jeśli będziecie mieli problem ze znalezieniem partnera do wspólnej gry.

Rise of Venice na pewno nie jest arcydziełem graficznym. W dalekim planie okolica wygląda co prawda ładnie, nieco baśniowo dzięki intensywnym kolorom, ale jednocześnie nieco pustawo. Miasteczka są małe i skupione wokół portów, znacznie więcej jest terenów leśnych, kompletnie niezagospodarowanych. Na szczęście znalazło się miejsce dla wspaniałych osiągnięć architektury, jak Koloseum w Rzymie, Krzywej Wieży w Pizie czy piramid na północnym wybrzeżu Afryki. Na zbliżeniach świat gry jest brzydki, skonstruowany niedbale i bez przywiązania do szczegółów. Twórcy starali się wpleść animacje sygnalizujące kataklizmy, ale i one nie zachwycają - o ile wybuch wulkanu czy pożar wyglądają sympatycznie, tak np. trzęsienie ziemi jest absolutnie karykaturalne. Do plusów można za to zaliczyć udźwiękowienie. Soundtrack jest klimatyczny i wpisuje się w czasy renesansowego rozkwitu handlu morskiego, a dźwięki poszczególnych rzeczy brzmią przyjemnie.

Względem Rise of Venice nie miałem zbyt wygórowanych oczekiwań i może dlatego gra tak pozytywnie mnie zaskoczyła - zwłaszcza swą złożonością. Z czasem naprawdę trudno jest nad wszystkim zapanować, dlatego szczególnie początkujących graczy kampania może przerosnąć. Tym niemniej ekipie Gaming Minds Studios udało się stworzyć w miarę kompletną propozycję dla miłośników strategii ekonomicznych - i za to należą się jej gratulacje. Oczywiście Rise of Venice ma swoje wpadki, jak brak sensownego samouczka czy dziwaczne bitwy morskie, a fani Port Royale 3 mogą narzekać na brak nowości, które odmieniłyby oblicze rozgrywki. Ta rozgrywka ma jednak przede wszystkim oferować sporo dobrej zabawy, a z tej roli gra wywiązuje się jak należy.

Zamów wersję Cyfrową Rise of Venice w sklepie gram.pl

7,5
Strategia ekonomiczna z solidnymi podstawami i nieco trzeszczącą nadbudową
Plusy
  • złożoność i wielopłaszczyznowość rozgrywki
  • mapa świata zapełniona wieloma portami
  • misje (zwłaszcza dodatkowe)
  • klimat renesansu
  • knowania i intrygi
  • udźwiękowienie
Minusy
  • słaby samouczek
  • chaotyczne bitwy morskie, którym zabrakło pomysłu
  • grafika i animacje
  • brak polskiej wersji językowej
Komentarze
7
Usunięty
Usunięty
29/11/2013 16:24

Dzisiaj sobie kupiłem tą grę i jest język polski w napisach. Dubbing pozostaje oczywiście angielski. Tak więc chyba ten minus jest nie na miejscu w tym momencie.

Usunięty
Usunięty
17/10/2013 19:51

Tak, to jest minus. Nie każdy musi być opus magnum z angielskiego, więc przyda się polska wersja, aby zachęcić większą ilość graczy. Nie lubię takiego snobistycznego podejścia. Fakt, lepiej rozumieć ten język, ale jeśli ktoś posługuje się innym językiem obcym lub po prostu lingwistyka to nie jego mocna strona, to dlaczego ma mieć ograniczony dostęp do danego produktu? Więc tak, brak polskiej wersji językowej to wada, może nie jakaś wielka, ale jednak wada.

Usunięty
Usunięty
17/10/2013 19:07

Będzie recenzja Democracy 3? Widziałem że jest już dostępne na steam a nie wiem czy kupować.




Trwa Wczytywanie