Marka Xbox jest z nami od trzynastu lat. To wystarczająco długo, by zostawić na przemyśle swoje wyraźne ślady.
Marka Xbox jest z nami od trzynastu lat. To wystarczająco długo, by zostawić na przemyśle swoje wyraźne ślady.
Już pierwszy Xbox starał się zmniejszyć ryzyko zrzucenia konsoli z szafki poprzez zaplątanie się któregoś z domowników w kabel od pada, ale dopiero Xbox 360 całkowicie uwolnił nas spod jarzma przewodów. Dziś bierzemy idącą z brakiem łączącego kontroler z konsolą kabla wolność za pewnik, ale szlak dla tego rozwiązania jako standardowego dla nowych sprzętów przetarł dopiero w 2005 roku Xbox 360.
Kolejna rzecz uważana przez obecne pokolenia graczy za standard to połączenie konsoli z internetem. Granie online, ściąganie aktualizacji czy zwyczajne pogaduchy ze znajomymi przez komunikator to chleb powszedni gracza Roku Pańskiego 2014. Pierwsze, stabilne kroki na drodze do połączenia konsol z globalną pajęczyną postawił Microsoft odpalając w 2002 roku usługę Xbox Live. Jej pierwsze podrygi były oczywiście dalekie od prezentowanego obecnie standardu usługi, ale i tak zawstydzały ówczesne dokonania SEGI z wyposażonym w modem Dreamcastem czy Sony z podłączanym do PlayStation 2 (i dokręcanym za pomocą monety) Network Adapterem. Pozycję usługi jako hegemona na tym poletku zdefiniowała premiera bijącego wszelkie rekordy Halo 2, a na dzień dzisiejszy Xbox Live to znacznie więcej niż platforma do wspólnego grania. To sieciowy ekosystem napędzany siłą niemal 50 milionów użytkowników.
W momencie premiery Xboksa w roku 2002 przemysłem gier wideo dzielili i rządzili japońscy producenci, a sytuacja wydawała się do bólu przewidywalna - Sony i Nintendo będą obżerać się tortem przez kolejne lata, choć to ci pierwsi byli na fali wznoszącej z fenomenem w postaci PlayStation 2 na podorędziu. Nawet mimo potężnego zaplecza Microsoftu niewielu wróżyło długi żywot amerykańskiej konsoli od firmy z zerowym doświadczeniem w zdominowanym przez zawodników z KKW wyścigu. A jednak, niemal półtorej dekady później w świecie gier wideo panuje nowy ład z wyraźnym miejscem dla Xboksa.
Jasne, pierwsza konsola Billa Gatesa i jego kolegów nie zagroziła poważnie Sony (Nintendo było w tamtym czasie swoim własnym największym wrogiem), ale wprowadziła do przemysłu jakże potrzebny powiew świeżego powietrza z drugiej strony Pacyfiku. Pokazała możnym, że muszą liczyć się z nową konkurencją, bo gracze lubią różnorodność, a świeże pomysły Microsoftu wypunktowały skutecznie marazm, w jakim znaleźli się japońscy producenci. Zdrowa konkurencja zmusiła Sony i Nintendo do wzmożonego wysiłku i oglądania się za plecy, na czym zyskaliśmy wszyscy.
Microsoft wiedział od samego początku, że aby rzucona w stronę potentatów przemysłu rękawica dotarła do celu, musi zainwestować w niedostępne nigdzie indziej gry. Już premiera pierwszego Xboksa wsparta przez takie gry na wyłączność, jak Halo, Project Gotham Racing czy Oddworld: Munch's Oddysee pokazała, że Microsoft ma pomysły oraz pieniądze na przekonanie do siebie graczy. Sytuacja zaczęła nabierać rozpędu, a miniona już generacja konsol została w zasadzie zdominowana przez wojnę na exclusive'y pomiędzy Sony a Microsoftem. Przy tak zbliżonych do siebie możliwościami sprzętach dostępne tylko na jednej z maszynek, wysokiej jakości gry były kartą przetargową w staraniach o klienta. I nic nie wskazuje na to, by w najbliższym czasie trend miał się odwrócić. Gry na wyłączność dalej rozpalają graczy i rozpalać będą niezmiennie. A że zmienia się trochę ich profil to temat na zupełnie inną opowieść.
Powyższy śródtytuł na przełomie tysiącleci funkcjonował w środowisku PeCetowców jako żart, aż do momentu gdy premiera Halo: Combat Evolved udowodniła, że ten się śmieje, kto się śmieje ostatni. Debiut Master Chiefa okazał się pierwszą z krwi i kości konsolową strzelanką, która udowodniła, że gatunek ten ma prawo bytu na stojących pod telewizorem sprzętach, a przy odrobinieumiejętności największy ich problem (czyli krytykowane sterowanie na padzie) da się przekuć w najsilniejszą zaletę.
Czasy, gdy jedynym zadaniem konsoli było zabawianie posiadacza grami minęły bezpowrotnie. Dzisiejsze konsole służą do słuchania muzyki, przeglądania internetu, komunikacji ze światem oraz dziesiątek zastosowań, których nawet nie wyobrażaliśmy sobie 13 lat temu, gdy z taśmy produkcyjnej zjeżdżały pierwsze Xboksy. Jasne, Sony także starało się oddawać graczom więcej niż tylko zabawkę do gier za sprawą chociażby wrzucenia do PlayStation 2 napędu DVD, ale sygnał do multimedialnej ofensywy dał z Xklockiem Microsoft, a potem poszedł za ciosem przy okazji wspieranego potęgą internetowej rozrywki Xboksa 360. Xbox One to to kulminacja starań stworzenia multimedialnego centrum rozrywki w postaci jednego, nieodzownego w salonie pudełka.
Pierwsza zapowiedź polityki wobec niezależnych twórców na Xboksie One spotkała się z zasłużoną, jednogłośną krytyką, co było tym dziwniejsze, że to przecież Microsoft niemal dekadę temu podniósł szlaban dzielący indyki od premiery na swojej konsoli. Sklep Xbox Live Arcade debiutował już w roku 2004 na pierwszym Xboksie, ale namieszał dopiero przy okazji ponownego otwarcia rok później już na Xboksie 360. Platforma do sprzedaży cyfrowych wersji otworzyła małym studiom wrota do wcześniej niedostępnego świata oraz prosto do serc i portfeli konsolowców. Klientów zarezerwowanych w tamtym czasie tylko dla wydawców zdolnych umieścić gry na prawdziwych półkach. To właśnie na Xboksie 360 rozpoczęła się rewolucja, której żniwa zbieramy po dziś dzień
Wprowadzenia Osiągnięć na Xboksie 360 zmieniło krajobraz gier na zawsze. Od roku 2005 mamy wymierne, policzalne dowody na to jak zdolnymi graczami jesteśmy. Konkurencja w postaci Steama i PlayStation szybko wzięła przykład z Microsoftu, wprowadzając swoje mechanizmy nagradzania za wyczyny w grach, ale nie da się ukryć, że system funkcjonował i wciąż funkcjonuje najpłynniej właśnie na sprzętach koncernu z Redmond. A przy okazji Xboksa One staje się jeszcze bardziej dopracowany.
12 dni z Xbox One to wspólna akcja promocyjna firm Microsoft oraz Gram.pl.
Nie przegapcie koniecznie naszego wielkiego testu Xboksa One.