Obcy: Izolacja - recenzja

Sławek Serafin
2014/10/03 23:35

Najbardziej ksenofobiczna gra w dziejach

Obcy: Izolacja podoba mi się pod bardzo wieloma względami, ale najbardziej lubię tę grę za to, że dostarcza taką niesamowitą dawkę intensywnych uczuć. Czasem może nawet zbyt intensywnych, nawet dla zaprawionych w bojach weteranów. Ta gra potrafi psychicznie przytłoczyć jak mało która i za pomocą swych perfidnych metod wprawić ręce w drżenie, mięśnie w spięcie, a krew w żywe krążenie. Niepokój, strach, irytacja, wściekłość, ulga i satysfakcja mieszają się tutaj jak w jakimś dzikim kotle o kształcie zaprojektowanym przez szwajcarskiego surrealistę. Tak, to wszystko wina tej skubanej bestii, Obcego. W żadnej innej grze nie znajdziecie takiego wrednego bydlęcia, w żadnej innej grze nie było stwora tak bardzo zasługującego sobie na wszelkie możliwe wyzwiska rzucane pod jego adresem. Creative Assembly stworzyli wroga prawie perfekcyjnego. Sam odgłos jego kroków sprawia, że się kulimy ze strachu i to nie tam w grze, ale tutaj, w domu, na fotelu, przez monitorem. Bo straszny jest, taki syn. Łowca doskonały, który nigdy nie spocznie, dopóki nas nie dopadnie. Odszedł na chwilę? Zaraz wróci. A może wcale nie odszedł, tylko ciągle tam stoi, czeka, aż wychylimy się z naszej kryjówki. A może rzeczywiście poszedł nas szukać gdzie indziej. A może wie, że tu jesteśmy, ale postanowił nas w tym momencie jeszcze nie zabijać, tylko przejąć swoją grozą i dlatego dostojnie przechadza się tuż obok, szurając tym swoim paskudnym ogonem. Cholera go wie. Kosmiczna ta szuja zachowuje się w sposób nieprzewidywalny, jest jak wcielony chaos, który zabija przypadkiem, ale też z niekłamaną przyjemnością. Popełnisz błąd? Malutki błąd? Tyci, tyci? Nie żyjesz. Zrobisz wszystko jak należy? Ukryjesz, przyczaisz tak, że nie ma prawa cię nikt i nic znaleźć? Też nie żyjesz. Bo chaos za nic ma sobie prawa i lewa. W Obcy: Izolacja przypadek zabija tylko trochę mniej definitywnie niż najmniejsze błędy, a tak samo widowiskowo i strasznie.

Obcy: Izolacja - recenzja

Jasne, to jest nie fair. I wkurza, oj, jak wkurza, tak, że się układa kunsztowne litanie wyzwisk pod adresem matki tego bydlęcia oraz dalszej rodziny i przyjaciół z Facebooka też. Ale cała ta wściekłość mija, gdy w końcu się uda, gdy mu zwiejemy, gdy dotrzemy do następnego punktu zapisu gry i taki syn nie wypatroszy nas od tyłu gdy będziemy czekać, aż stacja odczyta naszą kartę magnetyczną. Ulga, euforia i satysfakcja są takie, że zapominamy o tym, jak bardzo nas ten obcy fajans przed chwilą nastraszył i wkurzył. My zapominamy, ale organizm nie, bo koktajl chemii we krwi krąży cały czas. Obcy: Izolacja to gra, pierwsza od bardzo wielu lat w moim przypadku, od której po prostu musiałem co jakiś wstawać, słuchawki zdejmować, światło włączać i parę głębszych oddechów oraz zdecydowanych ruchów okrasić jakimś soczystym słowem. Żeby odreagować, żeby złapać chwilę oddechu od tego psychicznego szturmu, żeby wytrzymać nieuchronny ciąg dalszy, który miał nastąpić już za chwilę. Mocno bije Obcy: Izolacja, bardzo mocno. Mamy tutaj do czynienia z czymś zdecydowanie nie pospolitym, wręcz przeciwnie nawet.

I nie zawsze jest taki, ten Obcy, co też zresztą na podziw zasługuje. Większość horrorów, nie tylko tych growych, straszy w jakiś określony, konkretny sposób, po aptekarsku dozując lub brutalnie nasilając intensywność aplikacji danej metody, co czasem się sprawdza, a czasem sprawia, że dane dzieło powszednieje i zaczyna nużyć. Obcy: Izolacja natomiast zmienia reguły gry i to akurat w tych momentach, w których poprzednia zaczyna się właśnie robić trochę zbyt rutynowa. Gra nie tylko przechodzi od ostrego straszenia do zwyczajnie nieustannie niepokojącej eksploracji otoczenia, ale też zmienia to, w jaki sposób wywołuje u nas stany lękowe. Obcy, który na nas poluje to potwór najstraszniejszy, bo niezniszczalny i niepowstrzymany... do czasu. W pewnym momencie, tak gdzieś na oko w połowie gry, Amanda Ripley, bohaterka nasza, poznaje najlepszego przyjaciela dziewczyny XXII wieku - ognia miotacz seksowny wielce.

Wszystkie jej dotychczasowe zabawki, które mogły co najwyżej odwrócić uwagę Obcego na moment zawsze zbyt krótki, są niczym przy ogniomiocie. Albowiem ta machina może skutecznie zniechęcić potwora do konsumpcji naszej osoby w danej chwili. Dostanie skubaniec płomieniem po pysku, to zasyczy i się cofnie. Dostanie drugi raz, to zwieje. Dar niebios, nie? Niestety, z ograniczonym zapasem paliwa. I działa tylko, jeśli widzimy jak się ten sukinsyn na nas rzuca od przodu i mamy czas nacisnąć spust. I tak naprawdę kupuje nam w najlepszym wypadku tylko kilkadziesiąt sekund względnego bezpieczeństwa, bo tamten wróci, będzie nas szukał, żeby spróbować nas zeżreć jeszcze raz. I jeszcze raz. I jeszcze. A nam mieszanki ubywa. Póki ją mamy, Obcy robi się mniej straszny... ale tak naprawdę nasz gniewny skrzek towarzyszący kolejnemu zgonowi zmienia się tylko w coraz bardziej paranoiczne mamrotanie przy przeliczaniu zapasu paliwa na bliskie otarcia się o nagłą śmierć. Obcy: Izolacja nie straszy mniej, tylko inaczej, sprawia, że boimy się w nowy, inny sposób. I tak kilka razy metoda jest zmieniana w toku rozgrywki, po czym przywracana w odmiennych okolicznościach, na wypadek gdybyśmy się stęsknili. Różnie się tu lękamy i to się musi podobać. Nie są to nigdy zmiany drastyczne, zawsze trzymają się kanonu, nie odbiegają od siebie, ale wystarczają, by przegnać monotonię i znużenie.

W ogóle z tymi przypadłościami Creative Assembly walczy całkiem wspaniale na całej przestrzeni gry, zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, że Obcy: Izolacja to produkcja z założenia monotonna. Spójrzmy bowiem na to, gdzie spędzamy swój czas. Sewastopol, stacja kosmiczna nawiedzana przez Obcego, Amandę i resztę mniej ważnych osobistości, to konstrukcja wizualnie bardzo jednorodna. Wszystko co się tam znajduje jest albo żywcem wzięte z filmowego Nostromo, albo tak mocno tą stylistyką inspirowane, że aż nie do odróżnienia. I to jest fantastyczne, takie trzymanie się pierwotnego materiału, nie tylko ze względu na upór i konsekwencję twórców, ale też dlatego, że tworzy bardzo spójny, wiarygodny wizerunek gry. Jak stacja kosmiczna to stacja kosmiczna, a nie plaże, ogrody, gór szczyty ośnieżone i diabli wiedzą jakie jeszcze urokliwe pejzaże. Metal, plastik i trampki Ripley piszczące na wypucowanej przez robo-cieciów podłodze, cały czas, od początku do końca, te same i takie same. Nuda, nie? No właśnie nie. Twórcy gry urozmaicają ten minimalizm jak mogą - również skromnie, ale skutecznie. Operują głównie światłem, cieniami i efektami cząsteczkowymi, ale zdarzy im się też czasem łaskawie chlapnąć jakimś dodatkowym kolorem. Nigdy nie wychodzą poza konwencję, Sewastopol to zawsze ta sama opuszczona, przeznaczona na złom stacja kosmiczna, ale nawet niewielkie detale wprowadzane co jakiś czas w tło sprawiają, że oglądanie go wcale nie jest męczące. A gdyby już miało być, gdybyśmy wracali do jakiejś lokacji po raz trzeci czy czwarty (a to się zdarza), to zawsze można zorganizować jakiś malowniczy pożar czy krwawe jatki dla lekkiego przearanżowania przestrzeni, czyż nie? Strasznie mi się podoba ten minimalizm, ta rezygnacja z łatwych rozwiązań i taniej widowiskowości - nawet poza stację na spacery w kosmosie nas Obcy: Izolacja zabiera o wiele rzadziej niż by mógł, gdyby chciał po oczach efektami strzelić. Super.

Świetna jest też konstrukcja fabularna gry. Scenariusz jest przewidywalny, zwłaszcza od momentu gdy zdamy sobie sprawę, jak bardzo jego autorzy składają nim hołd filmowemu pierwowzorowi. Ale trzyma w napięciu, nigdy nie hamuje rozgrywki, tylko cały czas delikatnie popycha nas do przodu, aż do finału, który jest absolutnie genialnym strzałem z grubej rury prosto w zadziwioną twarz biednego gracza. Głównie dlatego, że jest tak wybitnie irytujący. Nie chcę wchodzić w szczegóły, żeby nikomu nie popsuć zabawy, ale inaczej się o tym napisać nie da - Obcy: Izolacja ma finał po wielokroć. Człowiek przyzwyczajony do kulminacji i epickich konkluzji z innych gier będzie tym, co mu serwuje ta produkcja najpierw zdziwiony, potem wkurzony, a następnie, być może, tak jak ja, zachwycony. Docieramy bowiem w pewnym momencie do takiego etapu, który jest końcowy ewidentnie. I gdy już jesteśmy pewni, że za chwilę, za parę minut odjedziemy w kierunku zachodzącego słońca, a w tle będą się przewijały napisy, to Obcy: Izolacja mówi nam "jeszcze nie" i zwalnia tempo. Po czym znów dorzuca do pieca, robi sceny i gdy już jesteśmy przekonani, że tym razem to jest finał, to... jeszcze nie. A potem jest tak, że to już musi być koniec, ale... jeszcze nie. A potem śmiejemy się histerycznie, bo to naprawdę jeszcze nie koniec. I ten następny też nie. I wreszcie ten ostatni, taki "alienowy", że klękajcie narody. On też jeszcze nie, oczywiście. Psychotycznie rozciągnięty na ładnych kilka godzin finał Obcy: Izolacja jest jak jakiś wirtualny stosunek przerywany. Tudzież wielokrotny orgazm, jeśli ktoś woli właśnie tak. Nikt nie kończy w ten sposób gier. Filmów i książek też nie. Już sam ten fakt, abstrahując od tego, czy taki rozciągnięty koniec jest dobry czy zły, zasługuje na owację na stojąco z pohukiwaniem i przytupem. Coś nowego, coś innego, świeżego, jak kurde balans miło!

GramTV przedstawia:

Ale tak naprawdę Obcy: Izolacja jest, bez względu na wszystko co napisałem powyżej, przede wszystkim jedyną wierną kontynuacją Ósmego pasażera Nostromo. Nie najlepszą, bo Cameron i Fincher, wiadomo, ale najwierniejszą. A wśród gier zdecydowanie wybijającą się na czoło stawki. Wszystkie inne, wcześniejsze, włącznie z bardzo cenionym przeze mnie za potrójny fabularny przekładaniec Aliens vs Predator 2, głównie czerpały z uniwersum Obcego. Brały ile wlezie, bez żenady. A Obcy: Izolacja, choć pozornie bierze jeszcze więcej, to tak naprawdę wszystko oddaje. W hołdzie. Miłość do pierwszego filmu z Obcym i Ripley, taka bezwarunkowa i stuprocentowo zachwycona, wycieka słodko woniejąc z każdego bajta kodu tej gry. Różne już widziałem growe adaptacje dzieł popkultury, nie tylko filmów, ale i książek, ale takiej jeszcze nie. Były produkcje, które również cudnie się zespoliły ze swoimi pierwowzorami - Riddick, nowe Batmany, TIE Fighter także, ale żadna nie wykorzystała licencji w tak pieczołowity, tak drobiazgowy, obsesyjny wręcz i miejscami być może szkodliwy dla rozgrywki sposób, jak Obcy: Izolacja. I to czyni tę produkcję wyjątkową (tak jakby wcześniej wymienione rzeczy to było jeszcze zbyt mało)... a także absolutnie obowiązkową dla wszystkich fanów, gdyby ktoś się jeszcze głupio pytał.

Czy Obcy: Izolacja to będzie najlepsza gra, w jaką zagracie w tym roku? Pewnie nie. Jest na to zbyt specyficzna, a wiele z jej zalet może być postrzeganych równie dobrze jako wady, co zresztą też jest świadectwem na potwierdzenie tego, że jest to naprawdę nietuzinkowa pozycja. Ale wiem jedno - dla mnie te niecałe 20 godzin spędzone z Ripley i Obcym na Sewastopolu to była jedna z największych growych przygód od naprawdę dłuższego czasu. Granie w coś takiego jak Obcy: Izolacja to nie była po prostu przyjemność. To był przywilej.

Trochę durne to stwierdzenie, nie? Cóż to za przywilej być kilkaset razy wyru... przez maszkarona z kosmosu i wyobraźni zmarłego w maju Hansa Rudolfa Gigera? A jednak.

Zamów grę Obcy: Izolacja w sklepie gram.pl

9,0
O ksenomorfie, strach siejesz najwyższej klasy!
Plusy
  • obsesyjna wierność wobec filmowego oryginału
  • sprawnie prowadzona fabuła
  • wizualnie świetnie, zwłaszcza dzięki stylizacji
  • porażające udźwiękowienie
  • straszy jak nic innego
  • ciekawe modyfikacje techniki wzbudzania grozy
  • odjechane zakończenie
Minusy
  • ciągłe zgony nie z naszej winy bywają frustrujące
  • dwa zbędne poziomy trudności - łatwy i średni
  • być może trzeba być fanem Obcego...
Komentarze
214
Usunięty
Usunięty
30/12/2014 00:10

Wreszcie porządna gra w uniwersum obcego ktora nie stawia na bezmyślną jatke (choć avp2 uwielbiam). Nie jest to moze poziom pierwszego Dead Space, raczej nie ma momentów aby sie wystraszyć a mimo to gra się z ciarkami na plecach przez świetny klimat który garściami czerpie z 8 pasażera Nostromo. Dla mnie jedna z najlepszych gier na PS4 i dawno nie grałem w produkcję z tak świetnym klimatem. W sumie czemu nie, stawiam go nawet na równi z genialnym jak dla mnie Dead Space''em. KLIMAT ;)

Artmaster88
Gramowicz
19/10/2014 01:43

Właśnie przeszedłem.Mistrzowski klimat. Pięknie odwzorowali atmosferę pierwszego Aliena z 79 roku.Mimo paru wad (jak SI ludzkich wrogów czy też system zapisywania) jest to całkowicie udane odświeżenie tego uniwersum. Chociaż posiadamy broń (a myślałem że w ogóle jej nie będzie), to dalej mamy poczucie całkowitej bezradności. Ostatnie etapy to ciągła nerwówka i patrzenie na czujnik :)

Usunięty
Usunięty
11/10/2014 20:58

Mea culpa, więcej to się nie powtórzy.




Trwa Wczytywanie