Obcy: Izolacja podoba mi się pod bardzo wieloma względami, ale najbardziej lubię tę grę za to, że dostarcza taką niesamowitą dawkę intensywnych uczuć. Czasem może nawet zbyt intensywnych, nawet dla zaprawionych w bojach weteranów. Ta gra potrafi psychicznie przytłoczyć jak mało która i za pomocą swych perfidnych metod wprawić ręce w drżenie, mięśnie w spięcie, a krew w żywe krążenie. Niepokój, strach, irytacja, wściekłość, ulga i satysfakcja mieszają się tutaj jak w jakimś dzikim kotle o kształcie zaprojektowanym przez szwajcarskiego surrealistę. Tak, to wszystko wina tej skubanej bestii, Obcego. W żadnej innej grze nie znajdziecie takiego wrednego bydlęcia, w żadnej innej grze nie było stwora tak bardzo zasługującego sobie na wszelkie możliwe wyzwiska rzucane pod jego adresem. Creative Assembly stworzyli wroga prawie perfekcyjnego. Sam odgłos jego kroków sprawia, że się kulimy ze strachu i to nie tam w grze, ale tutaj, w domu, na fotelu, przez monitorem. Bo straszny jest, taki syn. Łowca doskonały, który nigdy nie spocznie, dopóki nas nie dopadnie. Odszedł na chwilę? Zaraz wróci. A może wcale nie odszedł, tylko ciągle tam stoi, czeka, aż wychylimy się z naszej kryjówki. A może rzeczywiście poszedł nas szukać gdzie indziej. A może wie, że tu jesteśmy, ale postanowił nas w tym momencie jeszcze nie zabijać, tylko przejąć swoją grozą i dlatego dostojnie przechadza się tuż obok, szurając tym swoim paskudnym ogonem. Cholera go wie. Kosmiczna ta szuja zachowuje się w sposób nieprzewidywalny, jest jak wcielony chaos, który zabija przypadkiem, ale też z niekłamaną przyjemnością. Popełnisz błąd? Malutki błąd? Tyci, tyci? Nie żyjesz. Zrobisz wszystko jak należy? Ukryjesz, przyczaisz tak, że nie ma prawa cię nikt i nic znaleźć? Też nie żyjesz. Bo chaos za nic ma sobie prawa i lewa. W Obcy: Izolacja przypadek zabija tylko trochę mniej definitywnie niż najmniejsze błędy, a tak samo widowiskowo i strasznie.
Ale tak naprawdę Obcy: Izolacja jest, bez względu na wszystko co napisałem powyżej, przede wszystkim jedyną wierną kontynuacją Ósmego pasażera Nostromo. Nie najlepszą, bo Cameron i Fincher, wiadomo, ale najwierniejszą. A wśród gier zdecydowanie wybijającą się na czoło stawki. Wszystkie inne, wcześniejsze, włącznie z bardzo cenionym przeze mnie za potrójny fabularny przekładaniec Aliens vs Predator 2, głównie czerpały z uniwersum Obcego. Brały ile wlezie, bez żenady. A Obcy: Izolacja, choć pozornie bierze jeszcze więcej, to tak naprawdę wszystko oddaje. W hołdzie. Miłość do pierwszego filmu z Obcym i Ripley, taka bezwarunkowa i stuprocentowo zachwycona, wycieka słodko woniejąc z każdego bajta kodu tej gry. Różne już widziałem growe adaptacje dzieł popkultury, nie tylko filmów, ale i książek, ale takiej jeszcze nie. Były produkcje, które również cudnie się zespoliły ze swoimi pierwowzorami - Riddick, nowe Batmany, TIE Fighter także, ale żadna nie wykorzystała licencji w tak pieczołowity, tak drobiazgowy, obsesyjny wręcz i miejscami być może szkodliwy dla rozgrywki sposób, jak Obcy: Izolacja. I to czyni tę produkcję wyjątkową (tak jakby wcześniej wymienione rzeczy to było jeszcze zbyt mało)... a także absolutnie obowiązkową dla wszystkich fanów, gdyby ktoś się jeszcze głupio pytał.
Czy Obcy: Izolacja to będzie najlepsza gra, w jaką zagracie w tym roku? Pewnie nie. Jest na to zbyt specyficzna, a wiele z jej zalet może być postrzeganych równie dobrze jako wady, co zresztą też jest świadectwem na potwierdzenie tego, że jest to naprawdę nietuzinkowa pozycja. Ale wiem jedno - dla mnie te niecałe 20 godzin spędzone z Ripley i Obcym na Sewastopolu to była jedna z największych growych przygód od naprawdę dłuższego czasu. Granie w coś takiego jak Obcy: Izolacja to nie była po prostu przyjemność. To był przywilej.
Trochę durne to stwierdzenie, nie? Cóż to za przywilej być kilkaset razy wyru... przez maszkarona z kosmosu i wyobraźni zmarłego w maju Hansa Rudolfa Gigera? A jednak.
Zamów grę Obcy: Izolacja w sklepie gram.pl