Ty, samolot i zszargane nerwy.
Ty, samolot i zszargane nerwy.
RETRY to pomysł nowej "odnogi" Rovio - studia Level 11, znanego z wydanego w tym roku zestawu głupawych minigier, które ukazały się pod nazwą Selfie Slam. Należy nadmienić, że sam pomysł na grę nie jest wcale taki oryginalny. Całość bazuje na Flappy Bird. Gra przeszła do rangi legendy, choć tak naprawdę nikt nie potrafi do dziś wyjaśnić jej fenomenu. Po kilku tygodniach od premiery, jej twórca, Dong Nguyen, postanowił zakończyć swawole wesołego ptaszka w App Store. Wbrew pozorom nie poszło jednak o kwestie prawne (nie dało się ukryć, że gra była wizualnie bardzo podobna do serii Mario), a o słabą psychikę twórcy. Nguyen uległ nie tylko presji popularności. Stwierdził również, że jego dzieło jest niezwykle uzależniające. Wolał dla dobra ludzkości "odstrzelić" Flappy Bird. Gra miała powrócić ze zdwojoną siłą w sierpniu, jednak słuch po niej zaginął. Nie przeszkodziło to jednak innym twórcom obdzierać Nguyena z pomysłu. Zarówno w sklepie Apple, jak i w Google Play codziennie pojawiało się około 60 klonów Flappy Bird. A wśród nich RETRY...
Na pierwszy rzut oka mamy do czynienia z kompletnie prymitywną grą. Ot, takie przeciętne "pykadełko" kompletnie wyprane z fabuły, w której wcielamy się w pilota samolotu. Sama rozgrywka nie różni się w zasadzie wiele od wspomnianego Flappy Bird - pacamy w ekran, żeby nasz samolot wzleciał wysoko poniżej chmur, nie robimy nic, by zaczął z zawrotną prędkością pikować w dół. Niestety, samolotu nie da się przełączyć na automatycznego pilota, w końcu to niezwykle stary model. Szybowanie w takim razie nie wchodzi w rachubę. Cel gry jest równie prymitywny, co fabuła. Musimy po prostu poprowadzić naszą latającą maszynę z punktu A do punktu B zaliczając przy tym jak najmniej kraks. Proste? Nawet nie wiecie, jak bardzo się mylicie. Już po kilkunastu metrach gra pokazuje swoje prawdziwe oblicze. Na naszej drodze pojawiają się pagórki, kawałki murów, a nawet chmury. Każdy ruch jest walką o kolejny metr i o resztki zszarganych nerwów.
Dlaczego zszarganych nerwów? Cóż, nie bez powodu gra nosi nazwę RETRY (ang. spróbuj ponownie). Rozgrywka faktycznie sprowadza nasze umiejętności nawigacyjne do parteru. Po kilku wyrobionych metrach okazuje się bowiem, że samolocik jest strasznie wyczulony na dotyk naszych palców. Wystarczy kilka milisekund zbyt długiego trzymania palca przyklejonego do ekranu, żeby machina wzleciała zbyt wysoko, rozbiła się o chmury, bądź zaliczyła podniebną beczkę i zakończyła lot na najbliższej skale. Z drugiej strony sama beczka kilka razy uratowała mnie przed niechybną kraksą. Robiąc podniebne kółeczka, samolot powoli wznosi się, co w sumie pozwala uniknąć przeszkody, znajdującej się przed nami. Nie liczcie jednak na taryfę ulgową. Otarcie się o jakąkolwiek powierzchnię, nawet częścią milimetra śmigła, kończy rozgrywkę, a na ekranie wyświetla się tytułowy napis "RETRY". Nieważne też czy gracie na tablecie, czy smartfonie. Zarówno na iPadzie, jak i na Samsungu Galaxy S4 gra stanowiła dla mnie nie lada wyzwanie.
W mechanice gry znajdziemy kilka ułatwień względem Flappy Bird. Samolot może zwalniać, przyspieszać, a nawet robić w powietrzu wspomniane kółeczka. W ukończeniu poziomów pomagają bazy, służące jako checkpoint. Bazy takie możemy kupować za monety zdobyte podczas rozgrywki lub oglądając reklamy. Wbrew pozorom to drugie rozwiązanie nie jest do końca złe. Monety bardzo szybko się kończą, a zdobycie kolejnych graniczy z cudem (chyba że skorzystamy z opcji mikrotransakcji). Szczególnie, że zaraz po zdobyciu kolejnego wirtualnego pieniądza często zdarza nam się rozbić. Monety możemy wykorzystać również wtedy, gdy nie radzimy sobie z poszczególnym odcinkiem. Gra zaoferuje wtedy pomoc w postaci pokazania ścieżki, którą powinniśmy podążać, by dotrzeć do celu. Warto zatem oszczędzać oglądając filmiki z gier Rovio. Reklamy trwają kilkanaście sekund i pozwalają spoconym dłoniom nieco odpocząć. Oczywiście, opcja taka jest ograniczona, ale spokojnie wystarcza na dłuższe posiedzenie.
Dla mniej odpornych na stres Rovio przygotowało jeszcze jeden system ułatwień. Do wyboru mamy kilka opcji, za które płacimy drugą walutą dostępną w grze. Każde z udogodnień możemy wykorzystywać jedynie do następnego checkpointa. Co ważne, RETRY w żaden sposób nie wymusza na nas kupowania kolejnych ułatwień. Możemy wciskać przycisk RETRY tyle razy, ile mamy ochotę. Jeśli chodzi o same mikrotransacje, Rovio tym razem nie wyłudza od nas pieniędzy. Istnieje możliwość skorzystania z opcji dodatkowych płatności, ale równie dobrze możemy postawić na naszą ambicję i próbować przejść grę bez żadnych udogodnień.
RETRY dostało również całkiem przyzwoitą oprawę audiowizualną. Choć wszystko oparte jest względnie na pikselowych produkcjach w stylu retro, w tej grze całość się ładnie zgrywa. Na szczęście Rovio postanowiło nie męczyć nas jednym i tym samym poziomem. Każdy dostępny w grze level jest inny od poprzedniego, bardziej zróżnicowany, pomysłowy i kolorowy. Wraz z kontynuacją rozgrywki wzrasta również poziom gry. Na początku musimy omijać jedynie pagórki, a w następnych misjach znajdziemy już przykładowo latające skały i tunele. Na brawa zasługuje również muzyka przywołująca na myśl stare, dobre kawałki z lat 80.
Jeśli miałabym się jednak do czegoś przyczepić, byłyby to uciążliwie długo ładujące się poziomy. Choć jestem w miarę cierpliwym człowiekiem, zdarzało mi się kląć kilka razy jeszcze przed rozbiciem maszyny w grze.
Muszę przyznać, że ostatnimi ptasimi produkcjami od Rovio byłam lekko rozczarowana, ale RETRY kompletnie mnie zachwyciło. Pasuje tu wszystko - od oldschoolowej oprawy wizualnej, poprzez ciekawe poziomy, po naprawdę wciągającą rozgrywkę. Rovio stworzyło świetny symulator trzymania nerwów na wodzy. I choć z pewnością rzucicie kilka razy swoim sprzętem w kąt, a Wasi bliscy będą mogli dopisać kilka nowych wyrażeń do słownika łaciny podwórkowej, warto sięgnąć po RETRY. W końcu gra dostępna jest za darmo.