Wirtualna rzeczywistość intryguje i pociąga. Niestety, wszystko wskazuje na to, że będzie to zabawa dosyć droga. A gdyby tak. móc wejść do wirtualnego świata za cenę kartonu, paru drobiazgów i paru godzin naszego czasu?
Wirtualna rzeczywistość intryguje i pociąga. Niestety, wszystko wskazuje na to, że będzie to zabawa dosyć droga. A gdyby tak. móc wejść do wirtualnego świata za cenę kartonu, paru drobiazgów i paru godzin naszego czasu?
Większość z nas w ogóle do tej pory nie miała jeszcze okazji sprawdzić gogli wirtualnej rzeczywistości z prawdziwego zdarzenia. Jeżeli już, to była to pierwsza wersja Oculus Rift, dorwana na jakichś targach czy pokazie. Wiele osób to doświadczenie zachwyciło i rozbudziło wyobraźnię, nielicznym przeszkadzały mdłości, które potrafiły dać się we znaki przed wypuszczeniem drugiej wersji deweloperskiej. Niestety, wiele wody upłynie w Wiśle, zanim przeciętny konsument będzie mógł położyć swoje łapki na ostatecznej wersji tego sprzętu. Premiera zapowiedziana jest na pierwszy kwartał 2016 roku. Oczywiście sam sprzęt będzie swoje kosztował (mówi się o cenie pomiędzy dwieście, a trzysta dolarów), a i nasz pecet będzie musiał mieć odpowiednie wyposażenie, żebyśmy mogli zanurzyć się w wirtualnym świecie.
Pytanie co zrobić, jeżeli jesteśmy zniecierpliwieni, albo chcemy sprawdzić jak działają wirtualne gogle już teraz? Jest to możliwe dzięki Google Cardboard.
Za Google Cardboard stoi proste założenie - wirtualne gogle to urządzenia, które muszą cechować dwie właściwości - bardzo dobry wyświetlacz i czuły żyroskop. No, do tego przyda się jeszcze wyście słuchawkowe. Brzmi znajomo? No tak, oczywiście, przecież każdy lepszy smartfon ma już teraz montowany ekran Full HD, a ostatnio zaczęły się pojawiać i lepsze. Całej reszty też nie brakuje. Pozostaje tylko stworzyć konstrukcję, która będzie ogniskować nasze spojrzenie i trzymać telefon nieruchomo przed naszymi oczyma.
Google Cardboard możemy wykonać sami, albo kupić zestaw przygotowany przez jednego z niezależnych producentów. Aby wykonać samodzielnie najbardziej podstawową wersję potrzebujemy kartonu, dwóch soczewek, dwóch magnesów (jeden neodymowy i jeden ceramiczny), dwóch rzepów i gumki recepturki, albo paska, który pomoże nam utrzymać konstrukcję na głowie. Plus, oczywiście, trochę wolnego czasu.
W ten sposób tworzymy coś w rodzaju obudowy. Znajduje się w niej miejsce, w które wsuwamy telefon. Wyświetlacz znajduje się tuż przy naszych oczach, a obraz nie rozmywa się dzięki wspomnianym soczewkom. Magnesy robią za przycisk (w obudowie telefonów znajduje się jakiś rodzaj czujnika).
Pozostaje nam zainstalować aplikację Cardboard, albo od razu interesujące nas aplikacje z odpowiedniego katalogu w sklepie Google Play. Voila! Mamy swój własny headset VR.
Działa. Pytanie tylko - jak to działa? Cóż, mając porównanie tylko z pierwszą wersją Oculus Rifta muszę przyznać, że to rozwiązanie prezentuje się bardzo przyzwoicie. Na początku byłem nieco poirytowany, nie mówiąc o tym, że całość wydawała mi się nieco tandetna, a w dodatku miałem problem sprzętowy - raz złożony karton ma magnes z wybranej uprzednio strony, a telefony w zależności od modelu mają montowane czujniki raz z jednej, raz z drugiej strony. A ekran ani rusz, nie chciał się obrócić. Ostatecznie użyłem innego sprzętu, aczkolwiek trochę mi ciśnienie skoczyło.
Później było już tylko coraz lepiej. Kiedy już oswoiłem się z działaniem Google Cardboard moim oczom ukazał się efekt, który tak mnie zachwycił w Oculus Rift. Obracam głowę, a kamera podąża za moim wzrokiem. Jestem w wirtualnym świecie. Tęskniłem.
Nie muszę Wam tłumaczyć, ile możliwości niosą cyfrowe gogle. Można zwiedzać muzea, podziwiać krajobrazy czy grać w zupełnie nowy sposób. Obraz wypełnia nam widok, a nie jest zamknięty w małej ramce, w którą musimy wlepiać wzrok. Genialne.
Muszę jednak zwrócić Waszą uwagę na pewną kwestię. Aplikacje na Google Cardboard dużo zyskują, kiedy mamy telefon z wyświetlaczem w pełnym HD. Sprawdziłem parę programów najpierw na Samsungu Galaxy S3 Neo (1280 x 720), a później na HTC E8 (1920 x 1080) i widać było wyraźną różnicę, oczywiście na korzyść tego drugiego urządzenia. Pamiętajmy, że aby osiągnąć efekt wirtualnej rzeczywistości ekran dzieli się na pół, na każdej części wyświetlany jest obraz, który rejestruje tylko jedno oko. W praktyce nawet z pozornie wysokiej rozdzielczości niewiele zostaje.
Trzeba też zauważyć, że póki co aplikacji na Google Cardboard jest niewiele. To w większości dema, albo prezentacje techniczne, znalazłem tylko parę produkcji, które można nazwać z czystym sumieniem grami. Pamiętajmy jednak, że technologia ta jest dopiero w powijakach. Nie tak dawno Google ogłosiło, że YouTube dostanie opcję Jump, a filmiki obsługujące gogle VR pojawią się dzięki współpracy z firmą Go Pro, producentem kamerek sportowych. Zaprojektowano specjalny pierścień, który ma pozwolić na odpowiednie nagrywanie materiałów wideo.
Google Cardboard to przede wszystkim świetny, tani sposób na to, aby sprawdzić czy to całe VR w ogóle nam "leży". Zdecydowanie się na inwestycję w konsumencką wersję Oculusa będzie dla większości graczy poważną decyzją. Upgrade peceta, same gogle, do tego ewentualne słuchawki. Nazbiera się tego trochę. Cardboard kosztuje grosze, a pozwala oswoić się z wirtualną rzeczywistością. Jeżeli po uruchomieniu kilku aplikacji poczujecie "bakcyla", to znaczy, że pora zacząć odkładać na Oculusa czy też Project Morpheus. Jeżeli nie, cóż - dużo Was ten eksperyment nie kosztował.