Wielki powrót niszowej dyscypliny, w której trup ściele się gęsto, pod warunkiem, że kości nam na to pozwolą.
Wielki powrót niszowej dyscypliny, w której trup ściele się gęsto, pod warunkiem, że kości nam na to pozwolą.
Jeżeli widok zakutego w kolczastą zbroję orka, który dzierżąc jajowatą piłkę szarżuje w kierunku grupy skavenów jest wam szczególnie bliski, to z pewnością nie mogliście się doczekać premiery Blood Bowl II. Francuzi z Cyanide kazali czekać na sequel sześć długich lat, na szczęście ten czas nie został zmarnowany i "dwójka" jest prawie pod każdym względem lepsza od Blood Bowla z 2009 roku.
Jak nietrudno wywnioskować z tytułu, Blood Bowl II bazuje na planszowej grze wytwórni Games Workshop, która od blisko trzech dekad miesza uniwersum Warhammera z futbolem amerykańskim. W praktyce oznacza to, że mamy do czynienia z turową grą strategiczno-sportową, w której trup ściele się gęsto, a od ciągłego rzucania kostkami może rozboleć nadgarstek. Zawodnicy starający się przetransportować jajowatą piłkę z jednego końca boiska na drugi to skaveni, krasnoludy, orkowie, ludzie czy elfy (w różnych odmianach), czyli starzy znajomi znawców Warhammera. I choć cała gra jest siłą rzeczy przesiąknięta klimatem fantastycznego uniwersum Games Workshop, to nie trzeba być obeznanym w temacie, by czerpać przyjemność z Blood Bowl II.
Przystępność dla nowicjuszy to bardzo duża zaleta "dwójki". Twórcy najwyraźniej posłuchali głosów krytyki odnośnie gry sprzed sześciu lat, której zarzucano między innymi brak tutoriala, rzucanie laików na głęboką wodę i wysoki próg wejścia. Kolejną przeszkodę (również dla weteranów) stanowił siermiężny interfejs. Od tamtego czasu w Cyanide pojawił się chyba jakiś spec od UX, bo pod względem interfejsu "dwójka" prezentuje się o niebo lepiej. Postawiono również na przyciągnięcie do gry zupełnie nowych odbiorców, którzy o planszowym pierwowzorze mogli nigdy nie słyszeć.
Dla nowicjuszy przygotowano więc debiutujący w tej odsłonie tryb kampanii, który stanowi dobre wprowadzenie do świata brutalnej dyscypliny sportowej. Oto bowiem gracz wciela się w trenera ludzkiej drużyny Reikland Reavers. Ekipa znajduje się na samym dole tabeli i musiałby się zdarzyć cud, by panowie mogli odbić się od dna. "Cudotwórcą" jest oczywiście trener, który kieruje drużyną w kolejnych spotkaniach, odkrywając kolejne elementy fabularnej układanki. W przeciwieństwie do standardowych rozgrywek ligowych, kampania uczy gracza tajników tego sportu i wprowadza losowe wydarzenia, które urozmaicają/utrudniają zabawę. A poza tym opowiada historię, której twórcy poświęcili sporo uwagi i widać, że nie jest to tryb wciśnięty na siłę.
Kampania to dobre, ale czasochłonne wprowadzenie, które mogą sobie odpuścić weterani Blood Bowl, oczywiście jeśli nie ciekawi ich zakręcona historia Reikland Reavers. Zasady rządzące rozgrywką w "dwójce" pozostały praktycznie nie zmienione. Na uwagę zasługuje pozbycie się trybu grania w czasie rzeczywistym, przez co Blood Bowl II jest w stu procentach turowe. Naprzeciw siebie stają więc dwie jedenastoosobowe drużyny, których podstawowym celem jest przetransportowanie piłki na drugi koniec boiska. Po drodze nokautując, uszkadzając, a czasem nawet zabijając zawodników drużyny przeciwnej. Taka specyfika tej dyscypliny. To, czy dany manewr (podanie, blok, atak, sprint w kierunku pola przeciwnika etc.) się powiedzie, zależy w pewnym stopniu od ustawienia graczy, przyjętej taktyki i statystyk danego zawodnika. Kluczowe jest jednak to, co wskażą kości rzucone przed wykonaniem każdego ruchu.
"Losowość" to drugie imię Blood Bowl II, w którym absolutnie każdą czynność poprzedza rzut kośćmi. I nawet jeśli nasz zawodnik jest na ostatniej prostej, ma wysokie statystyki i teoretycznie nic nie powinno mu przeszkodzić w zdobyciu punktów, to i tak jedno złe losowanie może przekreślić szansę na sukces. Na wyższych poziomach lub grając z doświadczonymi graczami (AI potrafi robić straszne głupstwa) trzeba więc sporego zaangażowania, a nie tylko dobrej drużyny czy teoretycznie łatwych sytuacji do zapunktowania. Kluczem do sukcesu staje się wtedy odpowiednia taktyka, bazująca na odpowiednich typach zawodników. Specjalistach w danej dziedzinie (jeden lepiej blokuje, inny potrafi porządnie przywalić etc.), którzy znajdą się w odpowiednim miejscu i zwiększą nasze szanse na wykonanie udanego manewru.
Każda z ośmiu drużyn (będzie ich więcej, ale o tym za chwilę) oferuje dostęp do 3-6 typów zawodników. Widać więc wyraźnie, że jedne rasy dają większe pole strategicznego manewru niż inne. Trzeba więc dobrze przemyśleć wybór ulubionej ekipy i określić, jaki styl gry najbardziej do nas pasuje. Czy wystarczą nam trzy typy graczy przypisane do Chaosu, czy potrzebujemy aż sześciu rodzajów zawodników, których oferuje nam rasa Orków. W dniu premiery Blood Bowl II oferowało dostęp do ośmiu ras oraz jednej dodatkowej (Wood Elves lub Lizardmen) dla preorderowiczów. Pierwsze Blood Bowl również startowało z ośmioma rasami, by skończyć na 24 po kilku aktualizacjach i wydaniach zbiorczych. Można się więc spodziewać, że "dwójka" dostanie z czasem kolejne zespoły. I wcale się nie zdziwię, gdy tym razem będą to płatne DLC.
Poza potrzebnym i dobrze przemyślanym trybem kampanii Blood Bowl II kusi kilkoma innymi nowościami. Pierwsze, co rzuca się w oczy i uszy, to Cabalvision, czyli tutejsze studio telewizyjne z dwoma fantastycznymi komentatorami. Jim i Bob z zapałem i solidną dawką humoru komentują poczynania drużyn na boisku. Ich teksty to prawdziwa wisienka na torcie, która idealnie komponuje się z niezbyt poważnym i arcybrutalnym charakterem gry. Miłośnicy sportowych menadżerów z pewnością ucieszą się na widok Player Marketplace, w którym można sprzedawać i kupować zawodników od drużyn kierowanych przez SI lub żywych trenerów. Sympatycznym dodatkiem jest również opcja rozbudowy i modyfikacji stadionów.
Widać wyraźnie, że Blood Bowl II jest wynikiem wniosków wyciągniętych przez twórców, słuchających krytyki kierowanej pod adresem pierwszej części. Co więcej, developer nie postawił wyłącznie na proste łatanie dziur i dodawanie drobiazgów. Blood Bowl II powstało w oparciu o nowy silnik, pod względem oprawy graficznej trudno się czegokolwiek przyczepić (grałem na PlayStation 4). Bo chociaż cały czas miałem świadomość, że to "kolejna gra Cyanide", czyli raczej średnia półka pod względem jakości grafiki, to klimat budowany przez wygląd postaci, stadionów i animacje ataków robią świetne wrażenie. Owszem, bardzo często miałem ochotę przewinąć oglądane po raz setny zagranie (bo ileż można), ale nie zmienia to faktu, że artyści odwalili bardzo dobrą robotę.
Blood Bowl II jest bardzo mocno zakorzenione w planszowym pierwowzorze i nie spodziewam się, by osoby nieprzekonane do turowej rozgrywki, w której mnóstwo czasu spędzamy na rzucaniu kostkami, nagle zapragnęły spróbować swoich sił w tego typu zabawie. Tym niemniej developer zrobił sporo dobrego dla nowicjuszy, których wysoki próg wejścia w "jedynce" i brak jakiegokolwiek wprowadzenia od razu zniechęciłby do odkrywania tajników tej dyscypliny. Weterani mogą się już spokojnie przesiąść na nową edycję (jeśli jakimś cudem jeszcze tego nie zrobili), bo to w dalszym ciągu rozbudowana zabawka z ligą i starciami multiplayerowymi, które całkiem udanie imitują to, co dzieje się w planszowym Blood Bowlu. Czas pokaże, czy twórcy pójdą z duchem czasu i zasypią nas płatnymi zespołami. Nawet jeżeli tak będzie, to i tak Blood Bowl II oferuje mnóstwo dobrej, bardzo niszowej rozrywki.
Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!