Wysyp gier inspirowanych Dark Souls jest nieunikniony. Ale skoro są to dobre gry, to nie powinniśmy raczej narzekać, prawda?
Wysyp gier inspirowanych Dark Souls jest nieunikniony. Ale skoro są to dobre gry, to nie powinniśmy raczej narzekać, prawda?
Zamiast średniowiecznych zamków, gęstych lasów, mrocznych podziemi czy też lokacji wypełnionych lawą, w DarkMaus przemierzamy opustoszały, zepsuty świat, wcielając się w jednego z wojowników, któremu udało się przetrwać. Nie jest to jednak rycerz w zbroi, jak w Dark Souls, lecz tytułowa mysz, która wyposażona w tarczę i miecz (a później również łuk, a nawet czary piromanty) stara się utrzymać przy życiu, walcząc z napotkanymi przeciwnikami, wśród których nie brakuje pająków, wron czy też innych stworów. Ponadto zamiast kamery zza pleców kierowanego bohatera tym razem akcję obserwujemy w dwóch wymiarach, z perspektywy lotu ptaka.
Za pokonywanie kolejnych wrogów otrzymujemy punkty doświadczenia zwane tutaj marrows, czyli odpowiednik dusz z produkcji From Software. Kiedy zginiemy w trakcie walki będą one znajdowały się w miejscu zgonu. Będziemy mieli tylko jedna szansę, by je odnieść - jeśli znów poniesiemy śmierć, przepadną bezpowrotnie. Nie chcąc psuć nikomu zabawy dodam, że w niektórych (zwykle sporadycznych) przypadkach "dusze" mogą zostać skradzione przez bohaterów niezależnych. Skoro o nich mowa, to warto również dodać, że w DarkMaus czasem na mapie pojawiają się dużo silniejsi przeciwnicy, odpowiednicy czerwonych fantomów z Dark Souls.
Co ciekawe, w DarkMaus rodzaje broni możemy ulepszać na dwa sposoby. Wspomniane już inwestowanie "dusz" w umiejętności posługiwania się danym typem miecza to jedna sprawa. Obrażenia można zwiększyć również poprzez ulepszanie danego typu oręża za pomocą odpowiednich przedmiotów. Jednocześnie swoje szanse na przetrwanie zwiększamy odblokowując dodatkowe zdolności, których nie wykupujemy jednak za marrows lecz aktywujemy co określoną liczbę poziomów doświadczenia. Istotne jest to, że niektóre mogą utrudnić zabawę, więc w dowolnym momencie każdą z odblokowanych zdolności można wyłączyć.
Jak już wspomniałem, wielokrotne pokonywanie tych samych etapów jest chlebem powszednim w DarkMaus. Co za tym idzie, śmierć także jest nieodłącznym elementem rozgrywki, a każdy zgon (czy też ponowne odpoczęcie przy ognisku) okazuje się być równoznaczne z odrodzeniem wszystkich zabitych przeciwników. W tym aspekcie jednak gra okazuje się nieco bardziej przyjazna niż Dark Souls, bowiem po określonej liczbie śmierci obok ogniska pojawia się nie tylko nasz główny bohater, ale także duchy, które wspólnie z nim wyruszają do walki. Naturalnie jeśli nie chcemy tego typu pomocy i mamy ambicję, by przejść całość w pojedynkę, możemy tę funkcjonalność wyłączyć w opcjach.
Czasem szwankuje także balans poziomu trudności. Owszem, stopień wyzwania rośnie wraz z postępami w rozgrywce, ale czasem tam, gdzie powinno być ciężko jest zbyt łatwo i na odwrót. Przejście jednej lokacji może sprawić ogromne kłopoty i wymagać kilkunastu powtórzeń, bo wszędzie atakują nas przeciwnicy, a dodatkowo musimy unikać pułapek, natomiast po chwili następuje walka z dwoma bossami jednocześnie, których pokonujemy w kilkanaście sekund. Nie brzmi to rozsądnie, ale taka sytuacja miała miejsce w trakcie rozgrywki.
DarkMaus to gra, którą można śmiało polecić miłośnikom wymagających zręcznościówek z domieszką elementów charakterystycznych dla gatunku cRPG. Czasem frustruje, ale kiedy pokonamy trudny etap, daje mnóstwo satysfakcji i nie pozwala odejść od monitora. Głównie dlatego, że jest po prostu uczciwa - każde potknięcie jest wynikiem naszych błędów; nigdy nie czujemy się oszukani przez sztuczną inteligencję. Zachęca również do szlifowania swoich umiejętności i wielokrotnego przejścia. Podsumowując - trzeba zagrać!
Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!