Kiedy w maju pisałem recenzję nowego Dooma, byłem mocno krytyczny wobec trybu multiplayer. Uznałem go za absolutnie zbędny element, psujący świetnie wrażenie, które zostawiła po sobie kampania dla jednego gracza. Jednak od czasu premiery twórcy gry nie próżnowali i wydali do tej pory dwie duże aktualizacje wnoszące liczne poprawki i nowości do wszystkich głównych trybów gry.
Jeszcze przed premierą Unto the Evil wróciłem do zabawy dla wielu graczy, i moje odczucia już nie są tak jednoznacznie negatywne, jak po becie i pierwszych popremierowych rozgrywkach. Może to być rezultat zarówno dłuższego czasu spędzonego z grą, jak i zmian wprowadzonych w aktualizacjach.
Nowości dostępne dla wszystkich to zarówno kosmetyczne zmiany, takie jak poprawiony balans broni, a także większe, jak na przykłąd nowe tryby gry - Sector, w którym celem jest opanowanie i utrzymanie stale przesuwającej się strefy oraz Exodus - wariacja na temat klasycznego capture the flag, w którym baza oraz flaga również stale zmieniają położenie.
Oprócz łatek dostępnych dla wszystkich pojawiło się DLC Unto the Evil, które jest głównym tematem tego tekstu. Nabywcy dostaną dostęp do 3 map, jednej broni a także nowego demona.
Największym rozczarowaniem z pakietu jest “nowa” broń - UAC EMG Pistol. Cudzysłów nie jest tutaj przypadkowy - ten pistolet działa prawie identycznie do tego z kampanii dla jednego gracza. Oczywiście, jego siła rażenia została odpowiednio zbalansowana, aby posługujący się nim gracz mógł stanąć w szranki z przeciwnikami o pozornie potężniejszym orężu. Jest to broń do bólu nudna, nie niesie ze sobą żadnych ciekawych opcji taktycznych, a strzelanie z niej jest niezbyt satysfakcjonujące. Zastanawiam się, co kierowało deweloperami - bronie takie jak granatnik czy miotacz ognia miałyby większe szanse, aby zachęcić graczy do sięgnięcia do portfeli. Czy ktokolwiek na widok zwykłego pistoletu powie “muszę to mieć!”, jeśli w swoim arsenale ma już karabin plazmowy i działo strzelające piorunami?
Lepiej prezentuje się nowy element ekwipunku, czyli mina kinetyczna. W przeciwieństwie do pistoletu, mina ma swoje strategiczne zastosowania. Z chęcią zostawiam takie prezenty dla wszystkich graczy, którzy nie mają w zwyczaju patrzeć pod nogi. Jest również całkiem przydatna w trybie Sector - taki ładunek wybuchowy potrafi ugasić zapał zapał graczy chcących przejąć strefę.
Jeśli chodzi o mapy, mam ambiwalentne odczucia. Udostępniono nam trzy nowe areny starć. Główną atrakcją Cataclysm są portale łączące marsjańskie laboratorium z piekielnymi krajobrazami. Efekt wizualny jest świetny, ale ciągłe przemieszczanie się między światami wprowadza moim zdaniem straszny chaos do rozgrywki. Najbardziej z kolei przypadła mi do gustu pełna śniegu mapa Ritual. Offering z kolei oferuje możliwość stoczenia batalii w piekle.
Mimo wszystko, żadna mapa nie zapada na dłużej w pamięć. Jestem zwolennikiem dewizy less is more - a wszystkie nowo oferowane mapy są moim zdaniem niepotrzebnie skomplikowane. Myślę, że jest to w dużym stopniu wina tego, że każda mapa ma współpracować ze wszystkimi trybami gry - a powtarzając starą reklamową mądrość, jak coś jest do wszystkiego, to jest do niczego.
Najbardziej mi brakuje prostych map, w których nie musimy ganiać za przeciwnikiem i bawić się z nim kotka mi myszkę. Wolałbym, żeby projektanci wzięli przykład z klasyki - to prostota stała za sukcesem np. kultowej mapy The Longest Yard z Quake III. Jeśli z kolei o tryb capture the flag, uważam, że tutaj projektanci mogliby zainspirować się grami z gatunku MOBA. Stworzenie jasnej, przejrzystej mapy z wyraźnie określonymi ścieżkami i podziałem na stałe bazy mogłoby dodać rozgrywce kolorytu. Osadzenie trybu Exodus na normalnych mapach z ruchomymi bazami jest dla mnie pójściem po linii najmniejszego oporu.
Mam wrażenie, że to DLC jest w dużym stopniu definiowane nie przez to, co nowego wprowadza, tylko przez to, czego do gry twórcy jeszcze nie wprowadzili. Jest dla mnie kompletnym nieporozumieniem, że wciąż oferowane są tylko tryby rozgrywki drużynowej. Klasyczne free for all zawsze było podstawą strzelanek od id Software, nie rozumiem, dlaczego taka opcja miałaby nie pojawić się w Doomie. Ponadto, od premiery wielu graczy domaga się wprowadzenia trybu, w którym loadouty zostałyby zastąpione przez tradycyjne rozsianie różnych broni po mapie. Takiej zmiany również ani widu, ani słychu.
Zamiast tego dostaliśmy zestaw nowych elementów zbroi, dodatkowe kolory, na jakie możemy pomalować swój pancerz oraz kolejne kilkadziesiąt reakcji. Fajnie, że w końcu mogę swojego wojaka ubrać w żarówiastoróżową zbroję, ale nie jest to jednak nowinka, na którą czekałem z zapartym tchem.
Przy okazji warto zwrócić uwagę na jeden pozytywny element związany z nowymi mapami. By na nich grać, nie jest niezbędne posiadanie własnej kopii DLC - wystarczy, że nabędzie je jeden z członków drużyny, pozostali gracze mogą uczestniczyć w rozgrywce razem z nim.
Czy warto sięgać do portfela, aby kupić Unto the Evil? Jeśli masz swoją stałą ekipę do gry, zrzucenie się w kilka osób, aby wszyscy mogli korzystać z nowych map jest niezłym pomysłem. W przeciwnym wypadku, myślę, że lepiej sobie odpuścić - to, co oferuje dodatek nie usprawiedliwia wydania 60 złotych. Za to teraz jest dobry moment aby gracze, którzy, podobnie jak ja, spisali tryb multiplayer w Doomie na straty dali mu drugą szansę - darmowe aktualizacje sprawiły, że teraz jest dużo strawniejszy niż w momencie premiery.