Nie nudzi was już to? Ten tryumfalny pochód świetnych rodzimych obrazów filmowych? Ile razy można udowadniać, że Polska kinematografia wstała z kolan?
Nie nudzi was już to? Ten tryumfalny pochód świetnych rodzimych obrazów filmowych? Ile razy można udowadniać, że Polska kinematografia wstała z kolan?
Ci z Was, którzy czytali moje ostatnie recenzje dwóch świetnych polskich filmów, czyli Ostatniej rodziny i Wołynia, już wiedzą, że skoro stawiam Jestem mordercą z nimi w szeregu, to można popadać w hipereuforię i rezerwować w pośpiechu bilety do kina. Tylko spokojnie, bo po pierwsze, na filmie nie ma tłumów, pewnie z powodu braku medialnej wrzawy, które towarzyszyły dwóm poprzednim, a po drugie, z „Wielkiego Tria Polskiego Kina 2016 Roku” Jestem mordercą jest najgorszy. Chociaż nie, źle napisałem. Najmniej świetny.
Film przedstawia nam opowieść o słynnym seryjnym mordercy z okresu PRLu – niejakiego „Wampira”. W równej mierze jednak, a może nawet w większej mierze, historia skupia się na Januszu Jasińskim – funkcjonariuszu Milicji Obywatelskiej, któremu podrzucone zostaje kukułcze jajo w postaci właśnie sprawy Wampira. Młody mundurowy nie ma jednak zamiaru załamywać rąk i składać broni. Zabiera się z energią za głośną, trudną sprawę, z czasem popadając nawet w swego rodzaju obsesję.
Dodatkową trudnością dla Jasińskiego są realia życia i pracy w Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej. W tamtym okresie nie wypadało mówić głośno o sprawach seryjnych morderców, bo jak wiadomo, w socjalistycznym raju takie zdeprawowane jednostki w ogóle się nie pojawiają – to okrutne dzieci kapitalistycznego ucisku, którego u nas wtedy przecież brakowało. O ile w Polsce jeszcze szło ten beton przełamać przy odrobinie uporu i szczęścia, tak znamienna tutaj jest rozmowa z delegatem z ZSSR, który pewnym głosem mówi na popijawie, bagatelizując sukces ze schwytania Wampira, że „u nas w radzieckim sajuzie wampir njet”. I gadaj tu z takim. Albo świeć oczyma przed przełożonym, którego próbujesz namówić na zasięgnięcie opinii u zachodniego eksperta w dziedzinie tworzenia profili psychologicznych. I chociaż reżyser Maciej Pieprzyca wiele elementów uprościł, a inne pominął, aby nadać historii bardziej fabularny sznyt, to przecież widać jest gołym okiem, że zachował esencję – niepewność, presję, wręcz zwierzęcą potrzebę zakończenia sprawy, sięgnięcia po ulgę, zakończenia paranoi strachu, a z drugiej strony fatalne realia i walkę z własnym sumieniem, z systemem, z własnymi pragnieniami, z potrzebą sięgnięcia po lepsze życie.
Świetne w Jestem mordercą jest to jak wiele problemów film porusza. Jest wielka niewiadoma dotycząca tożsamości mordercy, jest drobna wątpliwość dotycząca już schwytanego Wampira która z czasem przeradza się w potężnego moralnego kaca, którego próbuje się zagłuszyć kolejnymi szaleństwami, blichtrem i racjonalizacją. Jest pościg za nieuchwytnym mordercą i wątek lekkiej manii w jaką wpada głównodowodzący zespołu milicyjnego odpowiedzialnego za poszukiwania. Jest wątek społeczno-medialny. Jest wątek niewzruszalnego domniemania nieomylności służb państwowych. Są naciski z góry, od osób które mają dużo do stracenia, gdyby śledztwo miało się skomplikować. Wreszcie pojawia się moment w którym społeczeństwo wydało już wyrok i do głosu dochodzi motyw instytucjonalnego wpływania na wymiar sprawiedliwości. To film równie wielowątkowy i kompletny co Ostatnia rodzina. Ustępuje jej moim zdaniem głównie na płaszczyźnie realizacyjnej (zdjęcia i muzyka niezłe, ale nie zjawiskowe) i aktorskiej (choć i tutaj jest dobrze, czytajcie następny akapit).
Niesamowite w moim odczuciu jest to, jaki postęp dokonał się w polskim aktorstwie. Niegdyś powszechną teatralną manierę zastąpił naturalizm na zachodnią modłę. Kiepskich, po prostu warsztatowo nieudolnych aktorów w Jestem mordercą po prostu brak. Mirosław Haniszewski radzi sobie bardzo dobrze, chociaż nie tak genialnie jak bardziej doświadczony Arkadiusz Jakubik, który w gruncie rzeczy jest prawdziwą gwiazdą. Podobnie jak w Wołyniu nie gra swojej postaci, a zwyczajnie staje się nią. Agata Kulesza i Magdalena Popławska też dają popis. Średnio, ale wcale nie źle grają Piotr Adamczyk i Karolina Staniec. Reszta epizodycznych postaci to małe perełki, zwłaszcza Michał Żurawski jako Marek, który świetnie poradził sobie ze śląskim żargonem, wprowadzając nieco kolorytu i okazjonalnych humorystycznych przełamań.
Jestem mordercą to kolejny świetny polski film, który karmi widza głodnego wartościowej, intelektualnej rozrywki na poziomie. To nieszablonowy, wielowątkowy, dojrzały film. Warto jest go zobaczyć, warto jest też wydać pieniądze i zobaczyć go w kinie. Maciej Pieprzyca popisał się i kropka. W normalnym okresie byłby to najlepszy nadwiślański film roku. W 2016 jest trzeci, aczkolwiek konkurencję miał ogromną i wymagającą.
Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!