Vaiana to córka wodza małej, polinezyjskiej wysepki, której mieszkańcy wiodą idylliczne życie. Ziemia zawsze jest żyzna, a laguna bogata w ryby. Wyspiarze nie muszą wypływać na szeroki ocean i ryzykować życiem w starciu z żywiołem, skoro na miejscu mają wszystko. Vaiana nie jest tym faktem zachwycona - od dziecka ocean ją pociągał i marzyła o wyprawie na szerokie wody. Porzuciła jednak swoje fantazje i wzięła na swoje barki obowiązki przyszłej przywódczyni wysepki, na co duży wpływ miał jej ojciec, który stanowczo się sprzeciwiał jakimkolwiek wojażom poza obręb laguny.
Jej marzenia z czasem się urzeczywistniły, chociaż niekoniecznie tak, jak by sobie życzyła. Uprawy zaczęły się psuć, a rybacy wracali do portu z pustymi sieciami. Wszystko wskazywało na to, że legendy opowiadane przez babcię Vaiany, uznawaną przez wielu mieszkańców wioski za starą wariatkę, mają w sobie coś z prawdy. Mówiły one bowiem o tym, jak Maui, mityczny półbóg w swojej pysze ukradł życiodajnej bogini Te Fiti jej serce (w postaci klejnotu) w nadziei, że zapewni ono ludziom nieśmiertelność. Jednak legendy głosiły, że kradzież przyniosła odwrotny efekt - ocean powoli zaczął umierać, przynosząc zgubę wszystkim, którzy żyli dzięki jego owocom. Jedyna nadzieja leżała w tym, że Vaiana wypłynie w morze, odnajdzie Maui i zmusi go do oddania bogini jej serca.
Twórcy filmu podeszli do tematu polinezyjskiej kultury na poważnie. Produkcję filmu poprzedziły wyprawy w plener i długie konsultacje, a jedną z pierwszych wersji scenariusza napisał Taika Waititi, nowozelandzki reżyser znany m.in. z niezależnej komedii Orzeł kontra Reking. Na dodatek w oryginalnej wersji językowej praktycznie wszyscy aktorzy mają polinezyjskie korzenie, w tym Dwayne “The Rock” Johnson, półkrwi Samoańczyk.
Opowiadana w filmie historia jest dosyć wierna oceanicznym mitom. Maui jest półbogiem pojawiającym się w większości kultur tego regionu. Większość jego filmowych cech ma swoje źródło w mitologii: legendarny Maui również walczył hakiem zrobionym z kości, posiadał moc zmieniania się w zwierzęta i, podobnie jak grecki Prometeusz, przyniósł ludziom ogień. Sama historia kradzieży serca bogini jest w dużym stopniu dziełem scenarzystów, jednak mityczny odpowiednik tej opowieści nie nadawałby się do filmu Disneya. Maui znany z legend postanowił skraść tajemnicę nieśmiertelności zmieniając się w robaka i wpełzając do pochwy bogini Hine-nui-te-pō. Nie skończyło się to dla niego zbyt dobrze - zmiażdzyły go obsydianowe zęby, którymi wyściełana była wagina bogini. Nie nazwałbym tego materiałem na film familijny.
Vaiana nie jest jednak przytłoczona półboskim majestatem Mauiego. Traktuje go raczej jak rozpuszczonego dzieciaka. Maui sobie zasłużył na takie traktowanie - po setkach lat herosowania przyzwyczaił się do tego, że ludzie mu biją pokłony. Różnice charakterów między aroganckim i bujającym w obłokach Mauim oraz konkretną i zdeterminowaną Vaianą są przyczyną masy konfliktów, dzięki którym Maui i Vaiana to wspaniała ekranowa para. W ich przygodach towarzyszy im kogut Heihei - ptak cierpiący na poważny deficyt intelektu. W zachowaniu przypomina Becky, szalonego nura znanego z Gdzie jest Dory?. W przeciwieństwie do niej jednak nie służy bohaterom pomocą - wręcz przeciwnie, dokłada im jedynie problemów. Można mu to jednak wybaczyć, bo w swojej głupocie jest przeuroczy.
Pomimo tego, że Vaiana jest zwykłą śmiertelniczką, Maui nie musi jej wiecznie ratować z opresji. Czasami jest wręcz przeciwnie - to ona musi się nim opiekować. Z jednej strony ze względu na jego kapryśność motywuje go do podjęcia właściwych decyzji, z drugiej czasami używa swojego sprytu, żeby wyciągnąć go z ciężkiej sytuacji.
Postać Vaiany jest też kolejną disneyowską księżniczką, której motywacje wykraczają poza chęć znalezienia partnera. Wydaje się być na swój sposób antytezą Ariel z Małej syrenki. Tytułowa bohaterka tamtej animacji zawsze mnie irytowała swoim zachowaniem - przez cały film postępowała wbrew jakiejkolwiek logice i rozsądnym radom swojego ojca. Naraziła przez to całe podwodne królestwo na zagładę i tylko łut szczęścia uchronił ją przed tragedią. Vaiana z kolei sprzeciwiła się (w pełni uzasadnionym) zakazom swojego ojca tylko wtedy, gdy stało się to absolutnie konieczne, a jej motywacja była głębsza niż chęć znalezienia sobie faceta. Plusem jest również to, że nie wprowadzono do filmu wątku romantycznego, relacja dwójki głównych bohaterów jest stricte przyjacielska. Związek szesnastoletniej śmiertelniczki i wielowiekowego półboga byłby fatalnym pomysłem.
Filmy z wytwórni Disney i Pixar praktycznie zawsze zachwycają od strony wizualnej. Nie inaczej jest w wypadku Vaiany. Moim zdaniem jest to najładniejsza animacja od czasu Krainy lodu. W historii Elsy najbardziej wzrok przykuwały włosy i stroje bohaterek oraz, oczywiście, lodowe czary głównej bohaterki. Vaiana z kolei zachwyca pięknem dziewiczych wysp oraz absolutnie niesamowitymi efektami wody. Nieopatrznie niestety wybrałem się na film w wersji 3D - przez okulary do oglądania w trójwymiarze obraz był ciemniejszy, co ujmowało uroku rajskim wyspom. Efekty przestrzenne nie rekompensują przygaszonych barw, dlatego sugeruję wybranie się do kina na wersję dwuwymiarową.
Porównania z Krainą lodu same się narzucają również ze względu na fakt, że Vaiana także jest wypełniona piosenkami. Moim zdaniem żadna nie wpadała w ucho tak jak Ulepimy dziś bałwana? czy Mam tę moc. Nie znaczy to, że ścieżka dźwiękowa tego filmu jest słaba - po prostu ciężko dorównać takim szlagierom. W Vaianie znajdziemy też niezłe piosenki - szczególnie wyróżnia się Drobnostka (śpiewane przez samego The Rocka!) i Pół kroku stąd.
Wyżej wspomniana Drobnostka brzmi nawet lepiej w polskiej wersji, co jest zasługą świetnego dubbingu. Często polskie filmy cierpią na tak zwane wierzbięcizmy, czyli na siłę wpychane żarciki skierowane do polskiego widza. W Vaianie mamy z kolei do czynienia z dialogami, których nie powstydziłaby się dobra książka dla dzieci. Szczególnie mnie to zaskoczyło biorąc pod uwagę, że dialogistą w tym filmie był Jan Jakub Wecsile, który ostatnio straszliwie skrzywdził Batmana.
Podobnie jak Zwierzogród, Vaiana również jest swego rodzaju komentarzem do bieżących globalnych problemów. Tak jak pisałem w swojej recenzji, Zwierzogród skupiał sie na rasizmie. Filmową legendę Maui można zaś odczytywać jako alegorię zmian klimatycznych. W filmie naturę zabija kradzież serca Te Fiti, podczas gdy w prawdziwym świecie rabunkowa polityka rybołówstwa przetrzebiła morza i oceany (populacja niektórych gatunków ryb spadła o ponad 90% przez ostatnie kilkadziesiąt lat), a nadmierne wykorzystanie paliw kopalnych i deforestacja sprawia, że co roku są pobijane rekordy temperatur na ziemi. Jedno i drugie działanie miało działać na korzyść ludzkości, jednak rezultaty są katastroficzne. Jednak ten problem jest poruszany w filmie na tyle subtelnie, że nie powinno to przeszkadzać nawet tym widzom, którzy najchętniej wybetonowaliby wszystkie parki narodowe w Polsce.
Vaiana nie miała łatwego zadania. Spod skrzydeł studiów Disney i Pixar wyszła ostatnio cała seria doskonałych filmów - W głowie się nie mieści, Gdzie jest Dory i Zwierzogród. W takim towarzystwie naprawdę trudno się wybić, i bezpośrednie porównywanie tych filmów wypadłoby na niekorzyść Vaiany. Jednak takie porównywanie nie ma sensu - nie da się w nieskończoność podnosić poprzeczki. Vaiana to bez wątpienia świetny film z szalenie charyzmatyczną główną bohaterką, która niedługo na pewno stanie w szranki z Anną i Elsą o miejsce na koszulkach, tornistrach i piórnikach szkolnej dziatwy. Mam też nadzieję, że twórcy filmów będą częściej szukali baśni i mitów poza Grimmem i Andersenem. Może przyjdzie czas na legendy afrykańskie, aborygeńskie, a może nawet prasłowiańskie?